Oto Louis Armstrong w slynnym temacie,znanym z niezapomnianej interpretacji Edith Piaff…
Płyta którą zdobyłem dzisiaj,jest znacznie ciekawsza ale…nie ma jej w necie…
Nagranie z 1965 roku gdy brzmienie Louisa moze było mniej charakterystyczne ale za to bardziej na czasie…Czytaj,wiecej improwizacji!
Idea jednak jest ta sama.
Oby nigdy nam jazzu nie zabrakło!
I takich postaci…
I takich przeżyć…
Louis tutaj w rytmie marszu pogrzebowego rodem z Nowego Orleanu…Lub okolic
Jak to moze wyglądać,widać we fragmentach Live And Let Die,z Jamesem Bondem /Roger Moore/
Tak na marginesie