Zdarzało się, że z ojcem, szczególnie z matematyki, a wiele lat później z jedną albo drugą córką.
Nigdy z nikim nie odrabiałem lekcji. Byłem genialnym dzieckiem (a teraz jestem genialnym dorosłym)
Historia z tatą, matematyka z mamą, chemia z kuzynką.
Resztę sam.
Sama. Nie było potrzeby, żeby z kimś.
Nie pamiętam, by ktokolwiek był zainteresowany moją nauką.
Sama odrabiałam zadania domowe.
Swoje robiłem sam na bieżąco, dzieci podobnie
Niestety, mnie trzeba było gonić do nauki, zwłaszcza to tego, czego nie lubiłem. Gonić i używać środków przymusu bezpośredniego. Ojciec nauczył mnie tabliczki mnożenia i rozwiązania zadań tekstowych, a dzielenia nauczyła mnie starsza kuzynka, ale akurat wtedy byłem po chorobie, nie chodziłem do szkoły przez dwa tygodnie.
Zaniedbałem też równania, w starszych klasach, ale tu pomógł mi kolega i szybko to odrobiłem.