Że nie słyszał o "dziadku do orzechów "
I to niekoniecznie z partyturą Czajkowskiego
Że nie słyszał o "dziadku do orzechów "
I to niekoniecznie z partyturą Czajkowskiego
Nie wierzę…No nie wierzę!!!
Jakiego dna jeszcze da sie sięgnąć
Kto pozwala na popisy takich tumanów???
Jest 2 rano…
Moze jak jutro/dzisiaj przeczytam,okaże sie że to żart?
Dziadek do orzechów nie jest jedynym przedmiotem, jakiego nie znają ludzie. Czasem ta “nieznajomość” rozbawia, ale czasem skłania do refleksji.
Oj tam.A jak ktoś zgubi dziadka to co ma zrobić.Młotek i do dzieła
Laskowe to jeszcze między drzwi od strony zawiasów można włożyć i je rozwalać,a tu młotek tylko albo kamień jak ktoś nie posiada tego narzędzia.
W przypadku orzechow brazylijskich i migdalow w skorupce. to jedynym sensownym rozwiazamiem jest porzadny mlotek.
A w przypadku pistacji sprawdzal mi się stary metalowy pilniczek do paznokci. Z braku jakiegos małego dłutka.
Potrzeba matką wynalazków
Kiedyś rozbijałem skorupki metodą orzech na orzech. Dwa orzechy w dłoń, ścisnąć i nie ma bata, jeden musiał puścić.
A temu “znawcy” orzechów przydałby się młotek do puknięcia się w pusty łeb, ale, żeby nie był za duży. Młotek, nie łeb.
Ciekawe, czy jajek młotem pneumatycznem nie rozbija?
To zawsze zostawał ci jeden na koniec, którego nie mogłeś w ten sposób skruszyć
Nie: “nie znają” tylko nie zawsze mają w domu, albo gdziekolwiek akurat są. ja na przykład nie mam w domu tego gadżetu.
Nie musisz miec, ale jak juz piszesz jakas porade to warto byloby choc wspomniec o istnieniu tego prostego gadzetu.
Choc moze on nie taki prosty?
Bo moze byc
na tej zasadzie albo
No i co z tego? Przecież i tak w ten sposób moglem najeść się orzechów, ile chciałem.
A tym jeden starało się rozbić na głowie kolegi, tak dla śmieszności.
Albo odwrotnie…
Twój sposób jest mi znany i też tak umiem. Al;e to włoskie, a laskowe? Nóż z czubkiem i majstrować nim w “czubku” orzecha. Orzech rozpadnie się na dwie połówki. Ale i tak dziadek najlepszy.
Mam różne dziadki.Nawet taki skręcany z gwintem co to Okonek pokazał ale nic nie zastąpi jednak porządnego walnięcia czymś ciężkim,nawet jak sie nie trafi w delikwenta.To odprężające takie jest…
Ten 1 mialam wywalilam, malo wydajny
Ten 2 mam. Ale i tak najproscuej tłuczkurm do miesa. Najszybciej gdy potrzeba tych orzechow dużo. Np do ciasta lub kutii .
Ja leniwa jestem, jak potrzebuje duzo to ide do sklepu po takie juz bez skorupek. Tylko, ze u mnie rzadko trafiaja sie wloskie, na ogol jest ich odmiana amerykanska, smakiem wygladem sie nie rozni, ale ponoc jest odporniejsza na suszę i upały.
Ja mam takie prosto z drzewa. Najpierw z zielonego obrac a potem wysuszyc.
Tez kiedys takie mialam.
Ale niestety zostały tylko wspomnienia jak smakuje świeży orzech.
Pamiętam od dzieciństwa takiego dziadka, jeszcze z XIX, który moja mama odziedziczyła. Lepszego narzędzia do łuszczenia orzechów nigdy potem nie widziałem. Mając lat 6, posługiwałem się nim bez problemu, a skorupy jakoś tak pękały, że wszystko zostawało między tymi końcówkami, co naciskają.
Mam do dzisiaj dziadka którego"obsługuje" cale życie.Moja babcia mówiła ze to jeszcze sprzed 2 wojny…
Jest on dzisiaj ciut wygięty bo trafił się kiedyś jeden orzech któremu nie sprostał…Z pewnego"tajemniczego ogrodu" w podpoznańskiej Kobylnicy…
Natomiast dziadek z Czajkowskiego a przynajmniej z jakiejś animacji na ten temat [Disney?] wisi u mnie na choince od lat…
Animacja “Dziadka do orzechow” to byl tez pies Chojrak.