Niezupelnie, ASF poczatkowo zlekcewazono, a jak juz wlazl w hodowle, szczegolnie te duze, przemyslowe to mial idealne warunki, zeby sie rozprzestrzenic. Norm czystosci sie nie przestrzega, na wsi tez prosta zmiana obuwia czy jego dezynfekcja, i to nie byle czym, bo wirus kapiel w chlorku traktuje jak zabieg kosmetyczny, a w lizolu wytrzymuje do paru godzin, przed wejsciem do chlewu to musi jakis wymysl szatana.
Albo miejskiego wyksztalciucha.
Niedawno widzialem takie cuś. W Polsce oczywiście.
Droga 6km przez las. Tego lasu około 10000 hektarów. Na tym odcinku 6 km około 12-15 drzew w odległości 20 cm od pobocza i około 5m od lasu.
ani te drzewa wyjątkowo wielkie ani unikalne gatunkowo. Naprawdę nie da się tego wyciąć? Las straci na tych 12-15 drzewach???
Istnieje cos takego jak zdrowy rozsadek kolego @SMOK.Maciej
W przypadku wielu drog sadzenie drzew na poboczach bylo tworzeniem naturalnej oslony przed wiatrem, zaspami snieznymi i dawalo troche cienia co przy braku klimy w autach tez nie bylo od rzeczy.
A podejrzewam, ze bliskosc tych drzew byla spowodowana jej poszerzeniem i byc moze wlasnie dzialalnoscia jakiegos lokalnego ekooszoloma.
ASF był w Polsce w PGRach w latach 70-tych i 80-tych.
Od weterynarza wiem iż problem rozwiązywano dyskretnie.
Koparka kopała dół, wrzucano zdechłe świnie, zasypywano wapnem.
Potem spychacz zasypywał wszystko.
Dlaczego?
Wierzowinę sprzedawaliśmy na zachód. Dewizy były potrzebne.
Gdybyśmy przyznali się iz mamy tę chorobę to nikt by naszego mięsa nie kupił. Około połowa krajów Europejskich, po obu stronach kurtyny, tak postępowała.
Racja, tak było.
Salmonelle w kurnikach w latach 80 tez ukrywano przed opinia publiczna.
Też. I nie tylko. A ludzie i tak to zjadali, na kartki było, a często nawet i na kartki brakowało.
Z tymi brakami i eksportem to temat na dluzsze opowiadanie. Ja pamietam pobyt w Rumunii (turystyka pracownicza) bedzie to jednak te bardzo nascie lat temu i zachowanie ludzi, ktorzy ciagle nie wierzyli wlasnym oczom widzac mieso w sklepach. Do kupienia. I powoli odzywajacy rynek zywnosciowy. Ja tam lubilam pojsc na targ, co prawda amerykanscy koledzy po jednej takiej wizycie nie chcieli wierzyc, ze to jedzenie i przetwory sa tam sa swieze i zdrowe. Ale dla ludzi nawyklych do plastikowych tacek w markecie zawiniecie jedzenia w ekologiczna gazetę bylo szokiem.
Naród chlał czystą i bimber to i nie zatruwał się byle bakterią. A te dzisiejsze wynalazki alkoholowe, to jeszcze osłabiają organizm.
Ja jestem tradycjonalistka. Wodki i whisky za bardzo nie moge (choc czasem sie polaszcze) , bo cisnienie szaleje, wiec raczej pozostaje przy sprawdzonych rodzajach brandy. Tyz bimber, ino lezakowany
Wlasciwie powinnam napisac to w czasie zaprzeszlym dokonanym, bo ostatnio zdrowie nie to.