Na początku w byłym NRD, faktycznie, zarobki były odczuwalnie mniejsze, niż w zachodnich landach, ale i ceny były o wiele niższe. Od kilku lat, jednak, ceny się wyrównały, a zarobki tam są nadal niższe, ale już nieznacznie.
Do upadku DDR też swoją cegiełkę dołożyłem.
Jak my te biedne dederowo łupiliśmy. Łoo matko.
Dederowska Marka była prawie identyczna ze starą, polską złotówką. Obie aluminiowe. Jeżdziliśmy z workami złotówek do dederowa i faszerowaliśmy nimi biletowe automaty. Tak, były już takie w DDR. wrzucało się złotówkę, małointeligentny automat rozpoznawał ją jako markę, wyrzucał bilet za 10 feningów i 90 feningów reszty. Przebitka 1 do 10.
Jak za pierwszym razem pojechałeś z jednym workiem złotówek do dederowa, to na drugą krucjatę mogłeś wziąc ich 10.
. w Polsce złotówek aluminiowych zaczęło brakować i stąd też denominacja złotówki.,
Pamiętam ten myk. Jak również możliwość niekończących się rozmów z Polską z budek telefonicznych na zachodzie za jedyne pięć marek.
tak samo dzialalo w automatach telefonicznych i parkomatach, ale reszty nie wydawalo.
w ogole na wyjazd dobrze bylo sie w polskie drobne zaopatrzyc.
jak pamietam tez podobny problem wystapil po wprowadzeniu monet euro - z tym, ze nie byly to zlotowki.
Na gadki telefoniczne nie było czasu. Zresztą w PL nie było tyle telefonów, a i w budce nie sposób całą noc stać.
Problem po wymianie złotówki na 90 feningów był z ich wymianą na banknoty.
Nie każdy chciał wymieniać, a w sklepie żeby coś kupić, nie wolno było odezwać się po polsku. Sprzedawca nie chciał nic sprzedać.
,ale zimnego Radebergera w hotelowym ***** barze można było spokojnie zamówić i po polsku.
W 1995 musiałem pojechać do Lipska. Najbardziej podobał mi się wjazd. Pod Lipskiem świeżo zbudowane galerie, szkło, parkingi, rozmach, a w centrum nadal odpadające tynki z budynków, dziury w jezdniach, typowa komuna.
Genau
Lipsk to jeszcze bylo stosunkowo zadbane miasto.
trzeba bylo zobaczyc miasteczka czy dzielnice gdzie Niemcy niejako wspolmieszkali z rodzinami ruskich stacjonujacych w bazach wojskowych - w przeciwienstwie do Polski bodaj od podoficera w gore mogli sciagnac rodziny.
piekne domy zamienione w meliny, a ulice w jeden wielki rynsztok.
Pierwszy i ostatni raz, kiedy zobaczyłem DDR, to właśnie wtedy, już po upadku komuny
ja bywalam wczesniej w tym plastikowym raju - jeszcze w latach 70, ale to turystycznie.
Między 14, a 16 rokiem życia byłem w NRD 4 razy. Na młodzieżowych turniejach. U nich nauka boksu była w szkole na w - f. I tak ich laliśmy.
Pierwsze zderzenie z dederowską rzeczywistością nastąpiło w latach 80. Tranzytem do Zachodniego. Wielpkrotnie w Berlinie Zachodnim byłem, bo ojciec miał tam dwie siostry i brata, którzy dwa razy w roku wysyłali zaproszenia.
Zderzenie tym bardziej intensywne, kiedy z szarego i odrapanego Berlina Wschodniego, wjechało się do zgoła odmiennego Berlina Zachodniego.
Mój nos, przyklejony do szyby wystawowej sklepu ALDI, pewnie do tej pory tam wisi, bo nie chciał się odkleić. Inny Swiat,
,zatarły sie te wrażenia, bo kurła murek zburzyli.
Karl-Maks Platz we wsch, Berlinie był reprezentacyjny, ale reszta, to była bida z nędzą.
w 1995 to bylo wyraznie jeszcze widac blizne po murze.
a po obu stronach ciagle jeszcze inne swiaty.
W byłym NRD, wyraźne ślady komuny było dobitnie widać do 2010, później zaczęły znikać dość szybko, Wessi zainwestowali tam niemożebnie.
Kurła, pomyliłem się, co do centrum, ale nie co do zadbania. Te dwie dzielnice były na poziomie, reszta, syf,
Chemnitz
od 1953 do 1990 Karl Marx Stadt
Ale dzielnica w Berlinie też była. Karl - Marks - Platz.