Dzisiaj mozna przeczytac o tym wszedzie…Pamieć o tym skonfliktowanym ze światem człowieku,przetrwa chyba juz na zawsze…
John byl nie tylko legendą ale i wspaniałym muzykiem.Miotając sie w swych politycznych zapatrywaniach,odbył droge od czarnego rasizmu [Angela Davies!],poprzez pacyfizm,komunistyczne inlinacje,lekceważenie majestatu Jej Królewskiej Mosci az po wyjscie na prostą,pogodzenie ze światem ktore po burzliwej koncowce lat 60-tych,stawalo sie stopniowo czyms dominującym tamtego pokolenia.Punk?To juz byli inni ludzie…
Bez Johna nie byłoby The Beatles.Bez The Beatles muzyka a i świat w ogóle byłyby uboższe.Tworzyl z Paulem Mc Cartneyem tandem wrecz idealny,mimo iz obaj za sobą nie przepadali a docinkom nie bylo konca az do polowy lat 70-tych.
Z calego dorobku zawartego na solowych albumach,koniecznie wyróznić trzeba plyte pierwszą i kolejny album,“Imagine”.Wspomnienia,wsciekłe manifesty,liryka,poezja…Wszystko to jakos współbrzmiało.Pozniejsze plyty jak Walls And Bridges,nieco rozczarowywały a podwojny Sometimes In NY,w polowie wrecz denerwowal choc i tam znalazly sie takie klasyki jak “Woman Is The Nigger Of The World”…
Aktywność Johna w drugiej polowie lat 70-tych,spadła do jakiegos trudno dostrzegalnego minimum i nie był on wówczas dla mnie kimś przyciagającym uwage.A jednak pojawienie sie Double Fantasy w listopadzie 1980 roku,spowodowalo nagły,wrecz radykalny zwrot w karierze muzyka.Przynajmniej polowa plyty to cudowne kompozycje,calkowicie odmienionego człowieka.Rodzina,miłość,wspomnienia,plany.Odrobina szorstkości zachowana w śpiewie to chyba jedyne co zostało z niepokornego Lennona.
Wtedy kazdy nucil Beautifull Boy,[Just Like] Starting Over…Woman…
9.12.1980 [albo dzień potem…Juz nie pamietam],wyjatkowo poszedłem punktualnie do szkoły.Na ósmą
I zaraz po przekroczeniu progu,zorientowałem sie ze stalo sie cos…Cos chyba strasznego…
Co 2-3 dziewczyna z czarną opaską,moja przyjaciółka płacze…Jakies poruszenie,dziwne spojrzenia,slowa choć kazdy zdawal sobie sprawe ze trudno mowić z sensem…
Zostalo mi wspomnienie.Rysunek weglem ofiarowany przez te placzącą dziewczyne ktorej musialem przyrzec ze po lekcjach jej nie zostawie…
I wiele mysli gdy wlasciwie po raz pierwszy,świadomie obcowałem z tragiczną śmiercia kogoś tak waznego dla mojego pokolenia… https://www.youtube.com/watch?v=pZCxyOcvp5A
To byl ostateczny koniec lat 70-tych.Za koniec lat 60-tych uwaza sie zastrzelenie fana w trakcie koncertu Stonesów w Altamont,przez Hell’s Angels…
Odejscie Johna bylo chyba ostatnim akcentem,minionych juz lat 70-tych…
I na konicec,tak jak by John sobie życzył.Śmierć politycznej poprawności!!!
Wspomniana juz powyzej kompozycja,Woman Is The Nigger Of The World…John Lennon,Plastic Ono Band,Elephant’s Memory przy wspolnej produkcji Johna i niezapomnianego tywórcy tzw.“ściany dzwieku”,Phila Spectora.
Tacy jak ten yebniety Chapman,wywoływali juz wojny…Działający w pojedynke,są najcześciej nie do wykrycia…
Ale zostanmy przy muzyce… https://www.youtube.com/watch?v=avuSNfox6dI
Jakim celebryta???Przeczytaj zanim cos napiszesz.Jak nie to co powyzej to chcćby ze środkow masowego rażenia…
Chapman utozsamial sie z Johnem,po czym zacząl nawet uważać siebie za"prawdziwego Lennona"…John zginął z reki szaleńca…
Lennon przez cale zycie byl absolutnym ANTYCELEBRYTĄ.Poza antywojennymi akcjami czy performancem"Two Virgins",co zresztą bylo tylko serią hałasliwych epizodów po rozpadzie The Beatles,przez cale lata 70-te byl wlasciwie nieobecny w mediach.To raczej media goniły za nim…Tez zresztą do czasu…
Działaność pozamuzyczna nie przeklada sie z automatu na bycie celebrytą.To pojecie zresztą,wtedy nie istniało.
Nie zlosc sie na kolege @Devil, w tym czasie to nawet w najodleglejszych planach rodzicow Go nie bylo.
Nazwanie Lennona celebryta? Lekka przesada.
Pod tym wzgledem blizsza tej definicji byla Yoko Ono.
Ale to byl celebrytyzm elitarny, artystyczny, nie halaslwe przebijanie się kto ma drozsze buty czy torebke. Lub chwalenie sie kompletna ignorancja, bo po co cos robic.
Nasz kolega niemal zawsze szybciej pisze niz mysli.
Jakim mozna byc celebrytą w czasie znikomego znaczenia telewizji?
Gdyby jego pozamuzyczne wariacje uznac za celebrytyzm to chyba kazdy bylby celebrytą
I aby nim nie być,trzeba by sie bardzo konsekwentnie chować przed światem.Nawet jednemu wielkiemu przez jakis czas to sie udawalo.Mike Oldfield…Ale nikt inny mi do głowy nie przychodzi.Slawa to nie celebrytyzm.To nie jest to samo!
Tak jak kim innym jest wspaniala Grazyna Torbicka a kim innym pani Dowbor na przyklad.Mam nadzieje ze teraz to juz jest jasne
Yoko dość niebezpiecznie balansowala na dosyć cienkiej linie zbijacza kapitalu po zmarłym…To wprawdzie i tak nic w porównaniu z tym co wyprawia rodzinka Hendrixa ale wiele razy mialo sie wrazenie ze przyjemnie jej w tej aureoli…
Miałem swój okres fascynacji zarówno Beatlesami jak i Lennonem. Teraz już mi nieco przeszło, ale nadal lubię posłuchać zespołu, który kiedyś był dla mnie numerem 1. “Działałem” w tej materii jeszcze wtedy, gdy socjalizm niszczył kraj i muzyka z Zachodu miała pewne trudności by się do kraju przedostać. Kasety, na których mam sporo nagrań Beatlesów nadal u mnie są i podejrzewam, że prędzej wykituję niż je wyrzucę. Zaczęło się jeszcze gdy byłem szczeniakiem, ledwie co skończyłem 10 lat. Kiedyś u kumpla a pamiętam to doskonale przeczytałem przypadkiem ankietę, którą wypełniła jego starsza siostra. W rubryce “Twój ulubiony zespół” Wpisała The Beatles. Wtedy go jeszcze n ie znałem, ale mnie to zainteresowało, co to za zespół. Jak wtedy do niego dotarłem to nie pamiętam. Wtedy nie miałem ani gramofonu, ani magnetofonu. Fakt, że ziarno zostało zasiane i wyrosło z niego spore drzewko. Tekstów zespołu uczyłem się na pamięć, tłumaczyłem je i do tej pory nadal kilka piosenek jestem w stanie zaśpiewać (gdy nikogo nie ma w okolicy).
Mógłbym o tym pisać i pisać i opasły tom by z tego powstał. W kierunku Beatlesów “kopnęło” mnie porządnie. Musiałem jechać do Liverpoolu by także tam posłuchać tej muzyki:
Chyba juz pokazywales te zdjecia.W zeszlym roku?
Tego Lennona pod Cavern widzialem tez u znajomka ktoremu corka wyemigrowala…
Tak,to dosyc podobne do mojej historii fascynacji.
Tyle ze ja szedlem sladem starszego brata a magnetofon pojawil sie w domu ok roku 1970-71 az w koncu w 1973 stal sie moim skarbem
Na poczatku,opierajac sie o Muzyczna poczte UKF,jakos tak chaotycznie stalem sie fanem Pink Floyd,Procol Harum i Budgie…I wtedy dorwalem sie do jednej tasmy brata na ktorej byly Revolver,Abbey Road i Help! Oraz chyba 1 albo 2 plyta…
Wlasciwie ta fascynacja ich fenomenem trwa do dzisiaj…Moze nasilenie juz nie to samo bo znam to od dawna na pamiec…Ale wciaz miewam takie dluuugie okresy gdy wydaje mi sie ze nie bylo nikogo wiekszego.
Solowe nagrania Johna i te z Plastic Ono Band to juz nieco pozniejsza historia,dopiero pod koniec podstawowki.W czasie gdy zaczynalem kolekcjonowac plyty.
Dlaczego mialbys wyrzucac kasety???
Jesli byly nagrywane na dobrym sprzecie,maja spore szanse przetrwac znacznie dluzej niz sie to zwyklo przyjmowac.Mam ich jeszcze ok 80
Trez mam szuflade kaset.
Gorzej ze sprzetem do odtwarzania, bo zostal mi tylko malutki sharp na jedna kasete. Wzmaniacz i dzwiek niezłe, ale jak sie popsuje?
W świecie sztuk wszelakich,zabójstwa prawie nie istniały jako zjawisko.Wszystko radykalnie sie zmienilo wraz z dojściem do głosu hip hopu.Te tzw.“gwiazdy” to prawie wyłacznie czarni przestępcy i dzisiaj własciwie nie ma miesiąca by jakiś element nie został odstrzelony.
Ale nie rozwijajmy tego brudu.
Przynajmniej nie nad grobem Johna.