Przed samą sobą jest łatwiej, bo nikt Cię nie wyśmieje, a zawsze możesz się poprawić. Jak samej sobie to obiecasz, to hohoho… Albo i bardziej!
To wymaga troche czasu
Teraz mam sporo pilnych spraw do zalatwienia
wiec odpisze pozniej, ale jeszcze dzisiaj
W moim przypadku, jedno i drugie. Kiedy miałam 42 lata, mój syn trenował taekwondo, chodziłam z nim na zajęcia, w sąsiedniej sali odbywały się lekcje capoeiry, oczy mi błyszczały na myśl, żeby się zapisać, powiedziałam o tym chłopakom, ich spojrzenie było tak wymowne, że odpuściłam... Z drugiej strony, posiadam wiele zdolności manualnych, niby nic, ale wiele osób mi sugeruje, aby dorabiać sobie tym sposobem do pensyji , patrząc na swoje prace , uważam je za piękne, ale zaraz zapala mi się czerwona lampka w głowie, czy aby inni też tak sądzą? może zobaczą w tym wiele niedoskonałości i powiedzą mi to prosto w oczy? Nie zniesę krytyki >
Może masz rację, ale jak się nie uda, to potem są wyrzuty sumienia, że mogłam się bardziej przyłożyć, zamiast się sabotować Mętne koło
Na wyrzuty sumienia najlepsze są Snickersy. Poważnie.Od razu cały świat staje się piękniejszy!
O tak, z tymi pracami to też tak mam… mówią: weź załóż profil na ‘takiej a takiej’ stronie, zrób parę wydruków na płótnie - a ja se myślę: a jak kupców nie będzie to tylko się wygłupię…
Co więcej miałam wystawić w zimie swoje obrazy w małej kawiarence…i już niedługo lato a ja nadal tego nie zrobiłam… bo po co… bo może nikt nie przyjdzie, bo może nikomu się nie spodoba, bo może zwariowałam, bo po co mi to…- przecież jestem ekonomiczną biurwą… Czasem sama ze sobą nie mogę wytrzymać
Masz rację - zaraz pójdę po czekoladę i świat stanie się piękniejszy!
Powinnaś chyba zacząć kompleksowo leczyć kompleksy.
Zniesiesz! Nie takie rzeczy człowiek jest w stanie znieść. A jak nie spróbujesz to się nie przekonasz!
Nie wiem, może i kompleksy. W pracy nie mam takich oporów, ale w pracy, to nie mogę sobie pozwolić na takie rozkminki.
A wiecie jak ja się bałam tutaj zalogować? Sami mądrzy ludzie a ja przy nich taka szara. Gdybym nie spróbowała, to nadal siedziałabym w miejscu, w którym średnio raz na godzinę trolle informowali mnie, co mają ochotę zrobić z moim tyłeczkiem.
Moje “prace” nadają się raczej do codziennego użytku, wystroju pomieszczeń, i takie tam pierdoły , nie mają nic wspólnego z wykształceniem ekonomicznym, tak, ja też nie cierpię matemaaatyki .
Ktoś tu wcześniej zadał pytanie, jacy byliśmy dawniej, odpisałam zgodnie z prawdą o sobie- kreatywni. Już jako dziecko szkoły podstawowej, potrafiłam szyć proste bluzki, sukienki, spódnice, dziergałam na szydełku, drutach, z roku na rok to doskonaliłam, tworzyłam własne projekty. Nigdy nie miałam ciągotek malarskich, ale lubię się bawić pismem ozdobnym, syn zdobył wiele nagród za moje prace hahaa.
Nigdy swojej “pracy” nie sprzedałam, zawsze je robiłam na zamówienie , za free.
@joko ,
Kokietowałam , ludzie chwalą mnie często w nadziei, że coś dostaną za free
No coś ty?
Wiadomo czasem ciężko wejść między ludzi, którzy się już znają, ale z czasem zawsze zostaniesz zauważona i przez jednych polubiona a przez drugich nie, ale nie ma czym się martwić.
Tyle forów przerabiałam, że już jest mi to obojętne, że na początku nikt ze mną nie rozmawia i dziwnie patrzy.
Nie ma czego się bać!
Ty jesteś Joko taka grzeczna, a tu lubią takie grzeczne dziewczynki
Normalka. Ja wszystkie swoje prace oddaję znajomym.
A to ja też szyłam, przerabiałam rzeczy.
Robiłam na szydełku i drutach - ale to zbyt nudne było. Innych rzeczy nie mogłam rozwijać bo moja mam nie za bardzo mi pozwalała. Ale czasem jej kłamałam, że to na plastykę i robiłam afrykańskie maski, trochę szkicowałam, pisałam wiersze, a nawet książkę zaczęłam.
Człowiek się z tym po prostu rodzi, ale nie zawsze może rozwijać.
To prawda, wiele osób uważa, że te prace są nudne, ja twierdzę, że pracochłonne , wymagające stoickiego spokoju i zaparcia. Z perspektywy czasu, cieszę się, że przetrwałam i zdołałam pogodzić z moim nadpobudliwym temperamentem, albo ciekawością świata . Pomijając te prace manualne, już w szkole podstawowej czytałam kilka powieści tygodniowo ( mama zaszczepiła we mnie miłość do książek), byłam gimnastyczką akrobatyczną, zuchem ,a potem zastępową harcerzy, tancerką w zespole tańca współczesnego, grałam w teatrze kukiełkowym, należałam do aktywu w bibliotece miejskiej, trenowałam karate, śmigałam cale lato na basen, zimą na lodowisko, chroniłam florę i faunę jako członkini LOP ... czego ja nie robiłam ? oto jest pytanie hahahaha Ups, zapomniałam, pisałam skrycie opowiadania, też mi się znudziło, po latach chciałam sprawdzić swoje siły, kiedy założyliśmy internet, kliknęłam w dwa konkursy , tak dla jaj , a wyszły z tego dwie nagrody główne.
Moja córka też taka była… I jest nadal ale już dorosła…należała do wszystkich kółek zainteresowań, jakie się dało, nawet haftowanie nie było jej obce przy jednoczesnej nauce street-dance’u
Niektórzy tak mają. Ekstrawertycy z robakami w pupie
Ja też byłam aktywna, ale nie aż tak. A teraz bardziej skłaniam się do introwertycznego stylu życia, a z wiekiem coraz bardziej. Obawiam się, że mogę na koniec życia, zamknąć się w pustelni.
Haftowanie też obce mi nie jest, nawet metodą richelieu, na dzień dzisiejszy energię spalam na zmianach w mieszkaniu i działce rekreacyjnej, zabrałam się za odnawianie mebli wszelkimi sposobami . Oczywiście nie tak intensywnie jak 40 lat temu, praca i lenistwo mnie ogranicza , taka prawda... Spalam się coraz bardziej, coraz częściej uciekam od ludzi, potrzebuję więcej spokoju i wyciszenia.
Przy piwie świat jest najpiękniejszy.