Przed północą wczoraj ugotowałam ryż. Zjadłam pełną michę…masło, cukier takie tam…ale nie w tym rzecz… Przeglądałam te ziarenka takie na wpółprzezroczyste, nie zrobiłam próby testowej czy to plastyk czy ryż ( plastykowy ryż ( a taki też robią już… (i sprytnie mieszają pół na pół…)pływa na powierzchni wody, normalny ryż opada…).
Obudziłam się w nocy bo zabolała mnie głowa… wstałam, ledwo poszłam do water closet, siedzę i tak mi niedobrze, kręci mi się w głowie ( jak kiedyś po przedawkowaniu promieni słonecznych mdlałam wtedy). Chciałam zęby umyć nie mogłam ustać nawet, wróciłam do pokoju, mroczki ciężkie przed oczyma, nie wiem gdzie iść, uderzyłam się po drodze o szafę… potem o drzwi, mroczki trochę ustąpiły i odnalazłam kierunek do łóżka padłam jak długa… myślę że to o ten ryż chodziło… on mi zaszkodził…
coś na rzeczy jest… kiedyś najadłam się tartego jabłka w słoiku - cały sklepowy słoik zjadłam prawie - miałam też objawy zatrucia, o konserwanty chodzi).
Na szczęście żyję:) - ale tego ryżu już nie tknę - nie kupię… uważam że to ten ryż mi zaszkodził…nie że sobie wkręcam…
Bo kto o zdrowych zmyslach jada ryz jak nie musi?
A jak taki pzezroczysty to mogl byc juz czyms jako polprodukt poraktowany i gotwanie mu nie posluzylo.
Poza tym tak duza dawka weglowodanow? Moze zaszkodzic kazdemu.