Dzisiejszy bigos leżał ponad rok w zamrażarce. Tak pysznego bigosu dawno nie jadłem. Jutro flaki, już tegoroczne. Ale - iloletnie potrawy lub przetwory jedliście? Obojętne, czy mrożonki, czy też weki.
Mrożonka, jeśli z Tesco to chyba od czasów faraonów…
Jadłem wino.
Recykling to podstawa.
A to prawda. Po 12 lub 18 letniego skocza też czasem sięgam
W młodych latach tak żeśmy się tej winnej galarety z kuzynem nażarli, że potem w duecie rzygaliśmy, ku uciesze jeszcze starszych kuzynów i pozostałej rodziny.
Też pamiętam, rocznik 1803, 2 butelki po 1 L, korki zalakowane. Rozbierałem komin na wiosce, właściciel niechętnie zabrał tylko dokumenty, gazety, zdjęcia i pieniądze / 1/2 A 4 ! papierowe średnio zniszczone / 0,5 kg blaszaków, kilka łyżek wina i 1/2 przespałem w pracy
Część kompotów jest pełnoletnia
Tak rzygałem, że mnie parą grabi podtrzymywano, a kuzyn zapaskudził psią budę. A pies to zlizał i też się upił.
Nie … no pies wymiata … Cały czas pewnie czekał na szczyptę alkoholu i się w końcu doczekał
To było w 1969 roku latem. Pies wylizał, a za niecałe 5 minut padł i spał do wieczora. Ja wtedy miałem 17 lat, a kuzyn 19.
Też swego psa kiedyś spiłem. Przez pierwsze 15 minut było zabawnie, ale jak już drugą godzinę biegał w chacie jakby go diabeł opętał, to miałem dosyć głupich dowcipów …
Ze szwagrem w Wielkanoc w Łebie też spoiliśmy psinę babci. Ale on gdzieś znikł i dopiero na drugi dzień się pojawił. Teść był nam wdzięczny dozgonnie, bo ten kundelek zawsze go znalazł, jak dziadek na piwku w jakiejś knajpie był i teściowa trafiała za pieskim do męża, gdy chciała. A po tym upiciu piesek już po knajpach chodzić nie chciał i w ogóle, jak tylko poczuł alko, to znikał. I teść spokój odzyskał.
Mój pies - jamnik krótkowłosy też był świadkiem setek różnych kawałów i ciekawych sytuacji. Kiedyś rodzice byli w Krynicy Morskiej, nie wiedzieli, że i ja tam się znalazłem. Gdy ich w parku zauważyłem, puściłem do nich z ukrycia mojego psa. Ci zdziwieni, że podobny pies, którego znali do nich się łasi … I tak przez jakiś czas. Nie zorientowali się bo skąd, że pies jakieś 400 km przyjechał ze mną.
Byłem na wiejskim weselu, gdzie dwa konie się upiły. Chyba wtedy miałem 10 albo 11 lat. Wóda w wiadrach stała, to się pomyliły.
Dobrze, że gołębie nie wydzióbały, bo fajne Messerschmidty by latały
Kiedyś zjadłem zamrożone wędliny…z wesela siostry… ponad trzy lata miały
Na początku lat 90 zrobiliśmy sobie pod koniec maja piknik w Rowach. Kulturka, przy ognisku W takich domkach letniskowych. Ale nie ognisko w tych domkah. Nas ranem większość pawiowała niesamowicie, bo w końcówce Vistula była.
Kilkanaście osób zapaskudziło ośrodek niemożebnie, nawet chrust do ogniska zaznaczony silnie był. Głupio to wyglądało. Ale od czego są mewy? Gdy się uspokoiło zleciało się ich mnóstwo, a gdy towarzystwo powstawało, po rzygach śladu nie było. Mam nadzieję, że te ptaszki się nie potopiły. Myślę, że one zwyczajne tego były. Że gdzie dużo ludzi, to tam zagrycha z wódą.
Kiedyś sąsiadka dwa piętra poniżej poskarżyła się mojej matce po którejś imprezie, że “jakąś gęstą zupę lali prze okno, ale gołębie wydzióbały”, a to tylko kolega w stanie wskazującym naloty na Rygę odwalał. Oj, to były piękne, młodzieńcze czasy