A w Rzeczypospolitej tak bywało podczas moru, że dzisiejsi narzekacze, narobili by w gacie, albo i nie zdążyli, bo każdy przejaw niezadowolenia z działalności tzw burmistrza morowego wyróżniany był natychmiastowym przydziałem do ekipy takowego burmistrza, który na czas zarazy miał większą władzę od króla. Przykładem, niejaki Łukasz Drewno, aptekarz. To jemu przydzielono funkcję burmistrza powietrznego w Warszawie, anno domini 1624, kiedy do “powietrze” opanowało Warszawę z okolicami zmniejszając o połowę pogłowie ludzkie stolicy i terenów wokół.
Król Zygmunt III Waza zdążył zwiać na Litwę wraz z całym dworem i hierarchią kościelną, a władzę przejął z woli królewskiej rekomendowany imć Drewno, bo innych chętnych już nie było. Dzielny mieszczanin najpierw zawierzył swą walkę z epidemią Matce Boskiej i świętemu Benonowi, następnie wziął się ostro do roboty.
A dlaczego, akurat tę zarazę wziąłem jako przykład. Ano dlatego, że jest pierwszym, który skojarzył ją z brudem.
Utworzył swoje centrum na żoliborskiej Kępie, a w całej W-wie zorganizował łaźnie. Najpierw do łaźni, a później do roboty. o po robicie to samo. Bardzo szybko stworzył swoją armię, podzielił na oddziały do różnych działań “Chętnych” brano z łapanek, ale na pierwszy ogień i pierwszą linię frontu i tak poszli Żydzi. Jak zwykle. A kiedy ich zabrakło, a zabrakło ich szybko, wymyślił łapanki. W wyniku tych łapanek, chętnych na spacery nie było zbyt wielu, ale to nie zraziło burmistrza, bo “ochotników” wyciągano nie tylko z salonów, ale i z piwnic, strychów i innych kryjówek. To znaczy, głównie z tych schowków. A wszelcy oportuniści przed podjęciem obowiązków, najpierw chłostą byli karani, co znakomicie podnosiło ich morale i chęć do wykonywania powierzonych zadań. do których należały takie zajęcia, jak kopanie dołów, zalewanie ich wapnem, robienie stosów ze zwłok, palenie tych stosów, zwożenie trupów i tym podobne miłe zajęcia. Nad Warszawą snuły się dymy a w promieniu mil kilku roznosił się swąd pieczonej ludziny. Ponieważ stan ekip roboczych topniał w szybkim tempie, bo choroba nie wybierała, to łapacze mieli stale robotę. Przed rekrutacją, po kilku miesiącach nie chronił nawet stan szlachecki i duchowny.
I tu piękny szczegół wyjawić chcę. Otóż imć Łukasz nie wziął ani grosza łapówki, a proponowano mu tyle, że w głowie się mogło zakręcić. I druga sprawa; on nie zauważył żadnego związku z okadzaniem i modłami, a zarazą i gonił bractwo do roboty, a wszelki gusła uznał za stratę czasu, choć pobożny był. To znaczy, zauważył. że zawracanie się do Instancji Najwyższych ma taką samą skuteczność, jak zawracanie Wisły snopkiem słomy. I szkoda na to czasu. Wolno się było modlić w czasie pracy, a wszelkie msze błagalne poszły wtedy w niepamięć.
I tu rodzi się pytanie o porównania dzisiejszej męki noszenia maseczek, do opisywanych przeze mnie czynności. ale mniejsza o większość.
Zaraza trwała niecałe dwa lata, a Drewno ją przeżył, będąc w centrum wydarzeń, bo nie oszczędzał się. Ale stracił całą rodzinę, 7 osób.
Historycy długo byli przekonani, że była to zaraza w rodzaju dżumy, cholery albo tyfusu. Dopiero ostatnie badania wykazały, że to była sprawka jakiegoś wirusa, a działania warszawskiego aptekarza skróciły epidemię o rok, przynajmniej i uratowały wtedy 60% populacji warszawskiej.