nie, nie wystarczy. Procedury na wiele rzeczy nie pozwalają, a złamanie procedury to … brak motywacyjnego/dywanik u dyrektora / nagana / omawianie złamania procedury na RP (ku przestrodze dla innych)
Trzeba zacząć od dania swobody działania nauczycielom, a dopiero później rozliczać ich za wyniki. Trochę zaufania, w razie czego i tak dyr czuwa
Z tym też różnie bywa. Takie dzieci chodzą też do szkół prywatnych i przynajmniej te, które znam (w moim mieście) wystarczy, że chodzą, a tatuś tylko czasami coś dla szkoły “załatwi”. Tak jest od czasu powstania szkół prywatnych.
Żeby była jasność, są też prywatne szkoły na bardzo wysokim poziomie, prestiżowe, ale tam nie trafi byle kto, tam trzeba się uczyć.
A ja to popieram. Niektore dzieci,mniej zdolne spędzają na odrabianiu lekcji i powtarzaniu materialu nawet 2-3 godziny dziennie. Jeśli dodamy do tego 6-7 godzin w szkole, to okaże się ze ich rodzice spędzają mniej czasu w pracy.
Kólka zainteresowań są do dziś. Sama prowadziłam kółko “logicznego myślenia” i kólko szachowe - w podstawówce.
A domów kultury rzeczywiście już chyba nie ma, może w dużych miastach są …?
Uczyc sie trzeba chciec.
Nawet najlepszy nauczyciel nie jest cudotwórca i wiedzy/umiejetnosci na siłę do glowy nie wtłoczy.
Zresztą dopoki nie rozwiaze się problemu wspolpracy rodzice- szkola? Bez przepychanek, chamstwa i czesto obelg?
To tez nie jest problem braku czasu, tylko jego zlego zagospodarowania.
Szkoly sa niedoinwestowane, klasy zbyt liczne, a gdzie dzieciarnia ma szukac wzorców?
Wsrod politykow, celebrytow, kryminalistów?
@Nunu ktos rzucil hasło, że po tych reformach szkoly będą hodowlą zbieraczy szparagow dla Niemcow? To zdaje się prezes lub ktos z jego otoczenia. A Ty łyknelas jak indyk kluski i podajesz dalej.
Ja tan w maluchy wierze, to pokolenie nie jest potencjalnie glupsze czy madrzejsze. Jest zagubione. Moze jak beda miec troche wiecej wolnego czasu to bedzie szansa, ze wykorzystaja na odnalezienie się.
A co my aniolani bylismy???
Ależ ja właśnie to mam na myśli.Wystarczy chcieć poszukać porozumienia.To JEST bardzo proste.Wystarczy rozmawiać i dowiadywać się o terminach.Jeśli jednak każdy będzie ciągnął w swoją stronę to żadne procedury ci nie pomogą.
Nie mówiąc juz o naszym sporcie narodowym czyli straszeniu karami…To jest dla mnie najczystsza patologia!
Nie.
Nauka to,jak pisał i mawiał Antoni Libera,rygor.
To nie uczeń decyduje.Nie on układa program.Jego zadaniem i obowiązkiem jest się uczyć.I nie ma robić tego wtedy gdy mu fantazja do głowy przyjdzie tylko wtedy gdy jest to nakazane!
Oj tak i to w kazdym aspekcie zycia, nie tylko szkoły.
…bo szparagi blisko. Człowiek jest istotą leniwą-jeśli nie ma nawyku zmuszenia się od dziecka czasem do zjedzenia żaby, to potem trudnij go wyrobić.
A poza tym można wozić pizzę od 15rż.zamiast sie uczyć.
Ale program to tylko podstawa.
Powszechnosc nauczania to stosunkowo świeży “wynalazek”. Wiele grup spolecznych traktuje to jako kolejny obowiazek, pańszczyznę i dopust bozy gorszy od zarazy.
I zaden rygor nie pomoże.
Problem leży (jak dla mnie) w spolecznym przyzwalaniu na gloryfikacje takiego podejscia do nauki.
No ale jak byly minister oswiaty stojac na mownicy sejmowej opowiada dowcip o pijanym mężu?
I to podobno doktor habilitowany???
A nie
U mnie dom kultury ma sie dobrze, nie tylko sie nie zwija, lecz wrecz przeciwnie. Od pazdziernika ma nowa siedzibe, nowe zajecia dla dzieci i doroslych i w planach utworzenie kolejnych. Teraz akcja ferie. Za darmo. Jedyny problem mniej miejsc niz chetnych. Tak zawsze bylo. Kiedys corka zawsze chodzila na takie zajecia feryjne i wakacyjne. Sa tez zajecia dla doroslych i dla seniorow. Czesc darmowych czesc platnych.
Słyszałam o tym i uważam że prace domowe powinny jednak byc,ale nie jakieś głupie tylko sensowne i ciekawe, takie by uczeń chciał je z checią rozwiazywac
To juz kwestia i troche indywidualnych zainteresowań. Przy ustaleniu minimum wiedzy do przyswojenia. Jeden będzie z przyjemnością rozwiązywał zagadki matematyczne inny rysował czy wierszy sie na pamięć uczyl.
O hodowaniu roslinek czy zglebianiu tajnikow chemii?
Chodzi o znalezienie zlotego srodka, ktorego do tej pory nie ma. Kazda, kolejna ekipa rządząca zabiera sie za “reforme” szkolnictwa nie biorac pod uwage, ze jest to eksperymentowanie na zywej i bardzo delikatnej tkance spolecznej jaką są dzieci.
Dzis mija 100 lat od smierci niejakiego Lenina, co to powiedzial tak powiedział: "Kucharka może rządzić państwem ". W każdym razie co i raz ktoś tak twierdzi, zazwyczaj w kontekście że ktoś niekompetentny dostaje jakąś władzę.
Po dluzszych poszukiwaniach trafilam na blog, gdzie autor zadal sobie trud poszukania źródła tego powiedzenia i odczul potrzebe podzielenia się wynikami tego dochodzenia z bliznimi. Wyszlo jak zawsze, piekna idea, ktora zycie zweryfikowalo na opak.
https://nrdblog.cmosnet.eu/2016/04/debunk-kucharka-moze-rzadzic-panstwem/
Można mieć troche zastrzezen do wpisu, ale nasz dyzurny historyk @birbant na razie zajety druga pasją, czyli sportem.
A o Leninie przy okazji dzisiejszej rocznicy to będzie w nowym pytaniu.
Natomiast na co chcialam zwrocic uwagę? Od czasow Renesansu zaczeto zwracac uwage, że wyksztalcenie, umiejętność czytania, pisania i przekazywania informacji powinno byc dostepne dla wszystkich. Na poczatku dla chętnych, obecnie przerodzilo się w obowiazek szkolny i jak kazdy obowiazek? Nie kazdemu to odpowiada.
I nie za dużo ich powinno być.
Ale to ma swoje drugie dno. Dlaczego nieraz tak dużo jest zadawane? Bo w szkole jest ogóle rozprężenie. Kompletny brak dyscypliny (nie piszę o tej rzemiennej dyscyplinie). Nauczyciel, szczególnie młody, niedoświadczony, ma ogromne problemy z zapanowaniem nad klasą. Dyscyplinowanie zajmuje mu sporo czasu, bo nie ma żadnych “narzędzi” Z czasem sam je sobie wypracuje, ale póki co… Jeden uczeń je, bo na przerwie biegał i nie zdążył nic zjeść, kilkoro rozmawia, ktoś chodzi po klasie szukając kto mu pożyczy linijkę. To tylko te mało drastyczne przykłady. Ogólnie: uczniowie niewiele wynoszą z lekcji przez bałagan. Taki nauczyciel traci mnóstwo czasu na zaprowadzenie porządku. Czasu, który ma być spożytkowany na naukę. Przerzuca więc część niezrobionych zadań na pracę domową.
A i doświadczony nauczyciel nieraz traci czas przez bałagan na lekcji, bo… chce być “przyjacielski”. To temat rzeka.
Z moich czasów szkolnych nie przypominam sobi ani jednej sytuacji aby uczniowie uniemożliwiali czy przeszkadzali nauczycielowi w prowadzeniu lekcji.
To się powie, że wina nauczyciela, “bo się nie nadaje a wszyscy sobie radzo”. Dzięki temu nikt nie ma poczucie winy, dzieci nadal są ogłupione brakiem dyscypliny, nie stawianiem granic i promowaniem pajdokracji wynaturzonej. Nie można nic nazwać wprost, bo od razu cię nazwą szatanem, który “nie lubi dzieci” i w celu opędzenia się od obowiązku przy tychże dzieciach poprą tego, kto zwolni rodzica z konieczności poświęcenia dziecku minimum uwagi. Skutki już widać.
Bywalo.
Galerka zawsze rozrabiala. Ostatnie lawki znaczy sie.
Obsada tego byla zmienna.
Ale nie w taki sposob, zeby uniemozliwic prowadzenie lekcji.
Na pewno jakies resztki szacunku na styku uczeń/belfer istniały.
Liceum to inna bajka, bo to byla szkola, ktora miała przygotować do dorosłego zycia, wyborów “co dalej maturzysto” i egzekwowac wiedzę.
Mundurków nie było.
Ale też nie było plagi przemocy szkolnej.
Zreszta kiedy na to byl czas? Dobrowolnosc i możliwość wyboru zajęć pozalekcyjnych byla taka, ze czlowiek nie mial czasu zapalic papierosa…
W liceum na 1 lekcji wychowacxyni podyktowala taką notatkę “Uczen uczy sie sam. Nauczyciel wspomaga proces uczenia”. I to ma sens. Prawidlowe przesuniecie odpowiedzialnosci na wlasciwa osobe. Po prostu nie da sie nauczyc kogos kto nauczyc sie nie chce.
Wiem, kiedyś to było niewyobrażalne. Ale od wielu lat sukcesywnie sytuacja się pogarsza. A to działo się w gimnazjach, to często był kryminał. Dochodziło do policzkowania n-la. Rodzice dokładali i dalej dokładają swoje, a dyrekcja często nabiera wody w usta, albo wręcz staje po stronie “klienta”, czyli rodzica. Bo jeśli rodzic przeniesie dziecko do innej szkoły, to szkoła straci, na i tak niewystarczającej, subwencji. Sprawa subwencji, to znowu olbrzymi temat, którego nikt nie chce ruszać, jak śmierdzącego jaja.
W ogole sprawa finansowania szkol i szpitali to kryminał.