Cat Stevens ktorego z lat 70-tych,nigdy za wiele.Tutaj z roku 1971.Jedna z najpiekniejszych ballad dekady,plus troche piekna tego świata w krótkim ujeciu…
Na fortepianie gościnnie Rick Wakeman.
Takie plyty jak"Teaser And The Firecat",dzisiaj juz nie powstają.Rok 1971 byl wyjatkowo obfity w ponadczasowe produkcje ale ta piosenka bije na głowe wszelkie inne ballady.Czas mija a wrazenie wciąż takie samo.Lub nawet potegujące sie…
Ostatnio w pociągu do Letchworth,slyszalem jak dziewczyna sluchała…Krzepiące!
Kiedys marzyłem by uslyszeć to na żywo w kosciele.Np. w poznańskiej Katedrze gdzie brałem ślub…
Nie dorośliśmy do tego,co współczesność wykazuje az nadto.Nie chcialbym jednak by ten utwór stal sie kolejnym zakladnikiem parapolitycznego bełkotu.Autorce[bo to kobieta napisala ten tekst!] z pewnoscia chodziło o cos innego.A Cat Stevens odczytał to wrecz idealnie.
Co za czasy!Oto Rick Wakeman spaceruje sobie po studiu i"po prostu" nagrywa takie partie…
W jakis czas pozniej “ratował” w podobny sposob"Sabbath Bloody Sabbath",Black Sabbath.A w niecaly rok pozniej,wspoltworzył przepiękny album “Orange”,Ala Stewarta [tego od Year Of The Cat].
Ech…Na szczescie są płyty!
Prosze nie brudzić!
Potrzeba koncertu życzeń lub innego disco polo,niech sie zaspokaja w innym wątku.
Grzeczny jestem,prawda?Nikt mi poki co,niczego nie zarzuci
Tytuł pytania traktuje o nowym dniu.
Krzysio też o tym wałkuje.
O co chodzi?
Czyzby autor pytania oczekiwał, aby w tym temacie pojawily się wyłącznie wpisy o Cacie Stevensie? O jego narodzinach, dzieciństwie i dyskografii?
W 72 w Gdańsku była taka mała, piętrowa kawiarenka, na dole 4 stoliki, na pięterku 3 i był barek, za którą stał taki gość, który był fanem muzyki. Przychodzili do tej kawiarenki ci, co o niej wiedzieli, czyli sami swoi. Muzyka grała na okrągło albo z trójki, albo z magnetofonu i ten utwór obok kilku innych była tam standartowy. Gary Brooker jeszcze, i Simone and Garfunkel.
Czasem podziwiam tych co przecierali szlaki w tamtych latach.Te kasety,szpule,kombinowany sprzet…Wszechobecne Grundigi.A jesli ktos mial plyty,byl królem!
Angole,kiedy z nimi gadam,nie do końca rozumieją.Niby wiedzą ze komuna ale dlaczego ktos nie mógł nagrac plyty lub byl tepiony w prasie za piosenki…Tego juz nie potrafie wytłumaczyć
Już w drugiej połowie lat 60, płyty zachodniej muzyki przywozili marynarze, czyli Trójmiasto i Szczecin, a odbiorców mieli z całej Polski. To był dochodowy biznes, bo płacono za te płyty spore pieniądze, ale schodziły, jak woda w kaskadzie. A ja pierwszego longa Rolling Stonesów dostałem w prezencie od kapitana żeglugi wielkiej, który był moim niedoszłym teściem. A nieco później jeden cinkciarz podarował mi Animalsów.
W latach 70, kiedy nastał Gierek, takie płyty już można było kupić w sklepie oficjalnie, ale dużego wyboru nie było.
Taaak…Wszystko sie zgadza ale marynarze do Poznania docierali rzadko.Niemniej u nas w Wawrzynku czy we Wrocławiu,w “Pałacyku”,mozna było sie zaopatrzyć nawet w aktualności.
Taki kapitan w pobliżu,to cenna rzecz.Rece pewnie sie “trzęsły”
Nigdy nie zapomne mojego pierwszego kontaktu z Rolling Stones No.2,wydanie brytyjskie…operowy pieśniarz mieszkal w bramie mojego brata i on to wlasnie,co jakis czas,przywozil cuda takie jak np.Tangerine Dream"Ricochet"…
Ta moje dziewczyna i jej rodzice, to osobny temat, ale, w sumie dobre wspomnienie.
Przyznam się szczerze i bez bicia, że ja tych Rollinów po jakimś czasie sprzedałem ze stuprocentowym zyskiem, uprzednio nagrawszy na taśmę. I, wyobraź sobie, że po paru latach, kupiłem w Radomiu taką samą od jednego kolesia.
Te"obiegowe" historie,potem czesto sie powtarzały.Np. znalazlem w rekach kolegi z Bydgoszczy,plyte Donovana,po 3 latach!Rozpoznalem egzemplarz po drobnych zagieciach i"brudach".Obaj sie troche pośmialiśmy:))
Tak tez sobie radziłem.Najpierw nagrywanie a potem na giełde,sprzedac albo wymienić.Lista plyt ktore wtedy"poszły",uzdrowiłaby kazde szanujace sie radio
Co ciekawe, ta ballada to utwór o tematyce religijnej (hymn z lat 30. XX w.). Będąc kiedys w Chicago na Jackowie w polskim kościele, znalazłem go w śpiewniku leżącym na ławce :).
To nie trzeba tlumaczyc, tylko dac posluchac tego czym oficjalnie oglupiano uszy w tamtych czasach.
Ja nie twierdze, ze tylko w Polsce, bo jak slucham produkcji oficjalnie popieranej przez dyktature frankistowska to rozgladam sie za zatyczkami do uszu.