Ja pierwszy raz napiłam się wina łyk w wieku piętnastu lat. Nie zasmakowało mi. Później długo nic. Mniej więcej mając 17 lat napiłam się wódki na ognisku ze znajomymi. Ciężko to odchorowałam, nie mam głowy do picia po dziś dzień, zawsze źle się czuję później, szybko upijam, zasypiam. Dlatego unikam alkoholu.
Na weselach i innych imprezach udaję, że piję tonik mam w kieliszku lub jakiś lekki drink.
Bywa, że napiję się wina z siostrami, ale to tam raz na pół roku po butelce… nie liczy się
Ja dośc wcześnie. Regularnie piję od 15 roku życia. Najpierw tanie wina bo nie było hajsu. Potem już normalnie browary, wódkę itp.
Pierwszy raz sobie chlapłem w wieku bodajże 12 lat. Skrzywiło mnie za rozpaliło od środka ale sam smak i podszedł. To był jakis koniak ze stołu. Potem przerwa 3 lata. No i się zaczęło ze starszymi kolegami. Na początku symbolicznie ze strachu przez puszczeniem pawia. Potem coraz więcej i więcej. Nigdy na czczo. Nie polecam.
To dobrze, jak piszesz sporo pijesz, ale do tego jedz chociaż porządnie.
Mój dziadek dużo pił, ale głodny nigdy nie chodził, raczej na czczo nie pił.
Na żołądek po 60 roku zaczął dopiero narzekać.
Koledzy na wycieczce w 7 klasie,dali czadu w Strzesze Akademickiej
Mnie głupola,bardziej fajki interesowały…Ale takze i pewna Kasia.I w ogóle nie byłem sobą bo moje sympatie były daleko.W Chorzowie oraz w małym Turku koło Słupcy…
Niemniej podstawowke ukonczyłem na sucho…Twardziel
W liceum,“pękła tama”.
Opisany wypad pod namiot z kolegami to tylko preludium.Jaskrawe i niesmaczne ale w cv sterczy jak sztacheta w krowiej kupie
Ważne jednak bylo co innego.Jak przystalo na"wyższą szkołe jazdy",odkladalismy w pocie czoła na kazdy wypad na wino.A było w czym wybierać!
Jabole:Karioka,Kruszwickie,Liczyrzepa,Hetman,Sobótka,Krasny Staw,As Pik…Ech…Bylo ich wiecej.Ale przelomem bylo odkrycie wina Gelala.Podawali w malutkim pubie studenckim przy Paderewskiego w Poznaniu…
Bylo jednak daleko do domu…Okopalismy sie wiec na Głogowskiej,odkrywając drinki zwane"Śrubokrętami".Znow wodka plus sok Dodoni:))Grecki,jesli ktoś pamieta…
Po wycieczce w pierwszej klasie bylismy juz jednak zadeklarowanymi piwoszami.Co to byla za ciecz,dzisiaj juz sie nie ustali ale bardziej liczylo sie zaliczanie mordowni po calym kraju…
I tak na Placu Konopnickiej w Suwałkach,fruwalo wszystko co nie było przyspawane a sprawcami byli kibole ŁKS-u.Dlatego bylo nam z Poznania,bezpiecznie
W Czorsztynie juz tak radośnie nie było bo jakis konduktor po godzinach,scigal nas az po Dunajec…
I tak przy okazji zblizającego sie mundialu w Argentynie,odkrylismy wreszcie imprezy domowe ktorych przez nastepnych 20-25 lat,nic nie bylo w stanie zastapic.
Bylo nam ściągać kolege z dachu,pol godziny przed meczem z Meksykiem,trafialy sie nieslawne powroty do domu ale nie pamietam,skad bralismy piwo Zywiec oraz Leżajsk…Wina,co innego.Byly wszedzie a najwiecej bułgarskich i wegierskiego Tokaja.Ale piwo?
A bylo.Byly tez naloty na Pewexy gdzie placilismy bonami od konikow z ulicy.
A takze poznaska specyfika czyli piwo z Targow Poznanskich.Najczesciej Carlsberg i Heineken…
Mylismy samochody gosciom tagowym i nigdy nam na"paliwo" nie brakowało.
Najwspanialszy byl Sylwester w tzw. klesce żywiolowej.Rok bodaj 1978…Pilismy jak krolowie,same lepsze trunki,caly dom pachniał Martini i Cinzano.Padly az 4 flaszki Krupnika…Bylo minus 22 stopnie,jesli sie nie myle…Kolega wyjechal z bramy przez otwarte drzwi na tylku bo wszystko bylo oblodzone az po wysoki parter…
Latem rok wczesniej,bylismy na trasie Zawoja -Szczawnica.3 tygodnie…wszystkiego.Takze i piwa niepasteryzowanego
itd,itp
To temat na porzadną biesiade.
O rany! Ja wytrabilam butelke “Czerwonego goracego” jak mialam 16 lat! Ale myslalam, ze to rozgrzewa (jak widac: nigdy madra nie bylam), a tam gdzie robilam lekcje bylo zimno jak w psiarni! Oczywiscie pilam je przez cZTERY dni, ale bylam bardzo zdziwiona ja zaczynalam nad lekcjami zasypiac…Mama dostala bolesci ze smiechu! Potem raz mialam kaca (wole nie wspominac takie to bylo okropne…).
Ja raz się upiłam, musiałam się obstawić z 1 pensji, starsze koleżanki zaprawione, pyk, pyk kieliszeczek na szybko, a ewa po 3 takich była nieświadoma swojego istnienia.
Wróciłam do domu i gadałam na bezdechu, mama się bała reakcji taty , więc wysłała mnie z bratem do lasu, tam miałam dojść do siebie, niestety nadal gadałam aż czkawki dostałam a brat kurwi***y , złapał mnie za rękę i zaprowadził do domu, walnął na łóżko i kazał spać, pół godziny walczyłam z wersalką, stale się rozsuwała i wpadałam do sąsiadów piętro niżej…
Ludzie, od tej pory jestem kryształowa hahaha