Wydaje mi się, że myśli błądzą mu w dwóch kierunkach
- myśli o tym, czego nie zobaczył, nie przeżył, nie doświadczył i już nie będzie mu to dane
- O tym, ze takie czy inne cierpienia (fizyczne lub duchowe) wreszcie się skończą
i jeszcze być może dochodzą tu myśli dotyczące lęku przed nieznanym, bo nikt tak naprawdę nie wie, co i czy będzie coś potem.
Wydaje mi się, że w obliczu śmierci nie myśli o nikim oprócz siebie samego. I jest to całkiem naturalne.