Czyli trzeba wpaść pod samochód, żeby na drugi raz uważać?. Nie. Można rozmawiać, uprzedzać. Ale wypadek zdarzyć się może nawet temu, kto nie igra z ogniem.
Najlepiej się uczymy na błędach. Własnych lub cudzych. Ludzie są przekorni. Nie wierzą dopóki nie odczują na własnej skórze. Ból to skuteczny belfer. Podobnie jak porażka.
Ludzie w stosunku do swoich dzieci są teraz bardzo przesadni i strachliwi. Przesadne dbanie o higienę, sterylność, zaprowadzanie dzieci do szkoły, noszenie im plecaków, korzystanie z rad internetowych “ekspertów”, szkoły rodzenia, supernianie itp. Efekty nie są zadowalające. Młodzież wyżej sra jak dupę ma. Szanuje tylko siebie i swój telefon. Kaleki życiowe o skłonnościach narcystycznych.
Zgoda, uczymy się na błędach, ale nie tylko na nich. Zdecydowanie lepiej unikać dziur, niż w nie wpadać. A unikać można myśląc, słuchając, czerpiąc wiedzę z doświadczeń innych.
Dlatego z dziećmi trzeba rozmawiać, pokazywać negatywne skutki, nawet, jeśli
To tylko teoria. Życie jest bardziej skomplikowane. Młodzież jest zbuntowana. Podatna na wpływy rówieśników. Pragnie ryzyka, doświadczania i eksperymentowania. Lubi przekraczać granice.
Poza tym każde pokolenie jest inne. Żyje w innych realiach.
Rodzice zawsze ostrzegają ale tylko od charakteru dziecka zależy ile z tego przyjmie do wiadomości.
Mam znajomą która swoje dziecko uczy poprzez płacz i ból. Ma się nauczyć i już. Trzeba być twardym. Weźmy naukę jazdy na rowerze. Nie ma cackania się. Jeśli nie chcesz się przewracać i ranić to po prostu się naucz trzymać równowagę.
Wydaje mi sie, ze twierdzisz tak (ze najlepiej na bledach) bo unikanie bledow, wiaze sie z unikaniem roznych doswiadczen kotre ty bys chcial przezyc, wiec wolisz eksperymentowac. Eksperymentowanie to nie jest koniecznie to samo co nauka na bledach
A co do nauki jazdy na rowerze, mozna miec wielka frajde z utrzymania rownowagi, wolnosci i predkosci, nie musisz sobie obijac ciala, zeby wiedziec, ze muuuusisz utrzymac rownowage, ale upadki sie zdazaja, to troche inna filozofia
A co do pierwszej twojej odpowiedzi, to nie jest to zacheta w tym wypadku o ktorym mowie, bo wlasnie rodzic ma pretensje, ze sie nie wyszlo (mimo braku rozmow!) na tak poczciwego czlowieka jak on tylko robi sie rozne ryzykowne rzeczy wlasnie
To bardzo trudny temat. Ja przykładowo byłam inaczej wychowywana niż mój syn i z perspektywy czasu twierdzę, że ustrój w jakim żyłam miał ogromne znaczenie, moi rodzice pewno mieli jeszcze gorzej, stąd chyba tłumaczenia: mnie nikt nie uczył, nie pilnował , nie uświadamiał i jakoś sobie poradziłem . Każdy rodzic chce żeby jego dziecko było dobrze wychowane, zaradne i mądre, nie każdy rodzic wie jak do tego podejść, najgorzej jest , kiedy stawiamy wymagania nie będąc autorytetem .
Jakoś, to każdy może sobie poradzić. Rodzice, o których piszesz, to owoc zaniedbań ich własnych rodziców. Prawdopodobnie ich dzieciństwo, to głównie samotność, bo rodzice pracują, bo nie mają czasu, bo “Daj mi spokój!”. Z dziećmi należy przede wszystkim być