Jest to bardzo prawdopodobne.
Podpisanie “aktu wlasnosci” może powodować, że “nu zajec, pagadi…”
Nie ma z czego, moj swietej pamięci mowil, ze maz ma zawsze ma ostatnie zdanie w malzenstwie. Brzmi ono “tak kochanie, oczywiscie masz racje.”
Szczęśliwy mąż, który ma dobrą żonę, liczba dni jego będzie podwójna.
Dobra żona radować będzie męża, który osiągnie pełnię wieku w pokoju.
Dobra żona, to dobra część dziedzictwa i jako taka będzie dodana tym, którzy się boją Pana.
Wtedy to serce bogatego czy ubogiego będzie zadowolone i oblicze jego wesołe w każdym czasie.
Wdzięk żony rozwesela jej męża, a mądrość jej orzeźwia jego kości.
Dar Pana, żona spokojna i za osobę dobrze wychowaną nie znajdziesz nic na zamianę.
Wdzięk nad wdziękami skromna kobieta i nie masz nic równego osobie powściągliwej.
Jak słońce wschodzące na wysokościach Pana, tak piękność dobrej kobiety między ozdobami jej domu.
Nieźle to sobie żydzi wymyślili
Raczej autor. Bo ten w tym przypadku jest (przynajmniej teoretycznie) znany.
Mozna by tylko zapytac jak dlugo byl żonaty, kedy to pisal???
Mądrość Syracha. Eeh…, mądrego zawsze dobrze posłuchać. Żeby jeszcze coś na temat teściowej…
Jeden byl madry po szkodzie i tak poszlo w swiat… Sokratesem go zwali.
Nie trzeba mu było tesciowej, wystarczyla żona Ksantypa. Wzorzec dla wspolczesnych feministek
Tal mi sie to zapamietalo razem z Megierą, jedna z Erynii.
Rodzeństwo też zwiększa ryzyko rozwodu? Ja pierwsze słyszę. Jaki jest tego mechanizm?
Żona może miec ladniejsza siostre? Albo mąż fajniejszego brata?
Tak to sobie ludzie tłumaczą, bo jest to najprostsze tłumaczenie, ale nie koniecznie pokrywa się to z prawdą. Fakt, podpisanie “cyrografu” małżeńskiego z pewnością wpływa na psychikę. Ale nie analizuje się, na jakim etapie były związki, które ludzie postanawiają formalizować po latach bycia razem na ową kocią łapę. Najczęściej bywa tak, że już wcześniej pojawiały się jakieś tąpnięcia i ludzie wychodzą z założenia, czasami nawet bardziej podświadomie, że małżeństwo wszystko naprawi. W ten sposób wchodzą w związek sformalizowany jako para dysfunkcyjna. Potem mija miesiąc miodowy, po jakimś czasie zdają sobie sprawę, że znowu budzą się z tą samą osobą i poziom frustracji może niebezpiecznie się skumulować …
No właśnie, małżeństwo może tylko pogorszyć sprawy.
To tez moze byc powodem.
Tak jak czesto na swiecie pojawia sie nowy potomek, ktory w teorii na scementowac rozpadajaca sie rodzine a bywa gwozdziem do trumny.
Ale myślę, że najpierw należy naprawić młżaństwo a potem decydować się na potomka.
Najpierw nie należy psuć małżeństwa. W tym psuciu bardzo rzadko jest wina po jednej stronie. W mojem przydługawem życiu widziałem takie “cuda” małżeńskie, że głowa mała. I ja przeżyłem rozwód. Teraz widzę, że negatywne przeżycia z nim związane były niepotrzebne. Bo, jak się okazało później, była to bardzo pozytywna sprawa w mojem żywocie i w tej chwili niczego nie żałuję. Niech żyje wolność i swoboda, niech żyje nam dziewczyna młoda. Oraz piwo. W tym przypadku nie o wiek biologiczny idzie mi dziewczyny owej.
Oj roznie z tym bywa.
Często dziecko jako temat zastepczy ma sprawic, ze bedzie “jak dawniej” . A dwa razy do tej samej rzeki? To juz taki wykarmiony kozim serem i oliwkami , po ktoryms kielichu przerazliwie slodkiego greckiego wina, Heraklit mu bylo, stwierdzil, ze sie nie da…
Lojalność, bycie oparciem, ,gra do tej samej bramki’'.
To tak najkrócej, jak umiałam.