Pamiętam to wydarzenie. Oglądałem w Sławnie u znajomych mojej dziewczyny. Tam, akurat kłopotów z prądem nie było.
Przeżywałem również te 20 stopnie zasilania. Jednak przyznam że mniej mi utkwiły w pamięci, niż - pozostając w Moskwie’80 - sukces Kozakiewicza czy bieg Malinowskiego.
A telewizory wcale nie były wówczas takie kiepskie chociaż były od siekiery. Pilotów nie było jeszcze, ale tez nie było czego szukać czy regulować w tych prymitywach (wobec obecnej elektroniki ).
Ten pierwszy jaki mielismy w domu,byl do bani.Obraz jak w komputerze,z biegajacym paskiem poprzecznym,przy koniecznosci uzywania stabilizatora…
Natomiast Beryl 102 ktory nam sluzyl od 1974 chyba,byl jak na owe czasy,znakomity.
Pierwszy u nas był Jowisz. Jako tako działał. Czasem trzeba było pokręcić. A pierwsza poważniejsza naprawa, to po trzech latach. Ciekawe, że tego następnego nie pamiętam.
Bodajże trzeci odziedziczyłem po rodzicach i służył nam z żoną ponad rok, aż padł całkowicie i wtedy jakiś kolor kupiliśmy, ale też nie pamiętam, co to było, dokładnie.
Wiem ze byl Jowisz ale nie pamietam go…Natomiast dlugo wydawalo mi sie kiedys ze wszystkie telewizory maja nazwy jakichs kamieni,najczesciej szlachetnych
Kamieni i planet. Pamiętam Szmaragdy,Opale i Turkusy. Te ostatnie, to była bardzo krótka seria, brat mojej mamy wymienił Neptuna na Turkusa. I ten ostatni stale im się psuł.
@Antykwa Nie doszło do 21 stopnia; - palą się tylko komitety.
Tak jest @birbant, paliły się i wypaliły się.
A co do kamieni szlachetnych to nie zapominajmy o Rubinach. Bo się nasz wschodni brak na nas pogniewa i przyjdzie się upomnieć.
Oo…, przypomniałeś mi. Ten mój pierwszy kolorowy, to był ruski Tiemp. Kolorowy, a jakże. Razem z podstawą ważył ok 40 kg. Przez ok 4 lata naprawiany był 4 razy, czyli raz na rok, czyli bezawaryjny, można powiedzieć. Gdzieś pod koniec lat 70 udało mi się kupić używanego Philipsa i ten chodził bezawaryjnie do 90 roku, ale najpierw trzeba było go przestroić. To był, naprawdę, dobry niemiecki sprzęt, teraz takich trwałych nie robią. I kolory zupełnie inne, bardziej wyraziste i naturalne, nie zlewające się, bo w tem ruskim, to czasem te barwy nachodziły na siebie, szczególnie podczas transmisji.
Tego Tiempa wyprosiła ode mnie taka sąsiadka,starsza pani, więc podarowaliśmy jej tego grzmota, W dwa tygodnie później, będąc wyłączony, zapalił się. Na szczęście spaliły się tylko firanki, udało się zgasić w porę.
O takich samozaplonach tylko slyszalam. Ale to niezly horror!
Tak, te ruskie grzmoty ulegały samozapłonom, nawet, gdy odłączone od prądu były. Po kilku latach eksploatacji. Sporo było tych przypadków.
Przeżylem dwa takie pozary…Jeden na imprezie,pod kontrolą.Ale drugi u ciotki w Chorzowie,gdy bylem maly i sam w domu…Oba oczywiscie ruskie…
Moi sasiedzi mieli. Stwierdzili ze siedza jak na szpilkach!
To co zdarzyło się w tym Tokio w końcu?
OK. Trzeba było przeczytac pytanie.
U sąsiadów mojej rodziny w Gdyni na Witominie też zapalił się taki telewizor i szkody były duże.
U mnie, też w Chorzowie, Rubin stał na specjalnym ciężarowym stoliku dobrych kilka lat, ale zapalić się nie chciał. Widocznie jakiś wybrakowany był.
Trzeba bylo do reklamacji!
Po pół roku,mialbys konkretną odpowiedz