Jest takie mniemanie że niczego nie boi sie tylko głupiec…
I ja sie z tym zgadzam.
Ale,prawde mówiąc,troche też zazdroszcze.Nie,broń Boże,poziomu umyslowego ale tej"lekkości bytu"
Bo im wiecej widzisz tym bardziej Cie to przygniata…
Jak żyć?
Ja słyszałam, ze brak strachu swiadczy o braku wyobraźni.
Takich “niestrachliwych” to się boję, bo zwykle nie dosc, że taki narozrabia to bywa przykladem, ze co drugi glupi ma szczescie i to on/ona z tego korzysta.
Ale bać się dla samego strachu? Nie jestem miłośniczką horrorów.
Jak zaczyna być na takim filmie zbyt strasznie to w ramach odruchu obronnego zaczynam sobie wyobrażać całą ekipę filmowa ciezko pracująca na efekty, ktore maja mnie przestraszyc.
I cala robota idzie na marne…
Tym razem,nie o horrory mi chodzi…
Zycie samo w sobie jest zbyt straszne, zeby sobie jeszcze dokladac. Ludzie, ktorzy za cel swojego zycia uwazaja wieczne krakanie i twierdzenie, ze “nic z tego wyjdzie” doprowadzają mnie do alergii.
Z wrodzonych strachów mam lęk wysokości i karaluchofobię.
Tak…
Obcowanie z przegrywami"straszy".
A dodatkowo wkurza ze oni traktują swe czarnowidztwo niczym"wiedzę"
Brrrrr…
Zaryzykuje tezę…Do czego czasem prowadzi samotność?
Boję sie rzeczy nieprzewidywalnych i takich na które nie ma się wpływu. Wojna, choroba, kalectwo, utrata kogoś bliskiego. Inne rzeczy mnie nie ruszają.
A poza tym w temacie pytania zawsze mi się kojarzy ta piosenka:
Tak.Mam chyba bardzo podobnie…
"Od nagłej i niespodziewanej śmierci…"jak mówią słowa modlitwy,znanej pewnie nawet Tobie…
Wszystko co burzy pewien porzadek…Z drugiej strony,aż do lat 70-tych,tak sie kibicowalo Dylanowi…
“Ludzie bogaci nie potrafią znieść widoku człowieka szcześliwego…Mimo iz biedniejszy ale stac go na uśmiech”
Od tamtych lat [koniec lat 70-tych] spotkalem sie z wieloma interpretacjami tej myśli…Sens jednak generalnie sie nie zmienia
Kiedy pisalem temat,pierwsze co mi do głowy przyszło to Kaczmarek…
Jesteśmy z tego samego"rozdania"
Jedynie w pracy np na wysokości czy pośród obecności maszyn, bo nic nie jest przewidywalne, pomimo masy zabezpieczeń - pasy, liny, barierki itd. Zaufanie, zrozumienie sytuacji / np jeden drugiego zabezpiecza przed upadkiem, wzajemna współpraca w kryzysowych nietypowych sytuacjach - przepisy BHP i praca niekiedy nie grają do jednej bramki, nieraz to presja czasu i brak planu co i jak na wariata. Niekiedy może być też egoista samolub np w aucie, co się ostatnio częściej zdarza, gdzie trudno zgadnąć jego intencje czy dojdzie do wypadku na drodze lub na przejściu, młodych nawiedzonych kozaków z lepszym hm autem nie brakuje. Akurat obiad z grzybów był w bólach i konwulsjach mało słony. Niekiedy strach przed samym sobą np co zrobić, wybrać itd by nie być nieobliczalnym dla kogoś, w nietypowej trudnej sytuacji - tak miałem w stanie wojennym
Najgorsze jest to, ze te czarnowidze/wrony na ogół przegrywami nie są. Ale wyraz samozadowolenia na gębie jak komus nie wyjdzie (“a nie mowilem?!!!”) az się prosi czesto o starcie o jakąś płytę chodnikową.
Moim zdaniem to bez sensu. Nagła śmierć nie boli, o wiele gorsza jest śmierć w męczarniach ciągnąca się tygodniami albo i miesiącami.
Albo kilkuletnia wegetacja bez samodzielności Brrrr…
Większość większych budów jest nieubezpieczona bo koszty składek są wysokie przy dużych wymaganiach - NW, pożary itd, ludzie w firmach wchodzą na budowy w ciemno. Znajomy z firmy pośredniej spadł z rusztowania z 2 m na beton, miał złamaną rękę, 1 żebro i miednicę, po wypadku żył 8 miesięcy- rusztowanie się rozjechało i złożyło bo klin blokujący był zniszczony - brak wyobraźni po łepkach jego monterów, kiedyś tam kupione nie będzie nigdy nowe bez usterek - konserwacji czy przeglądów. Ignorancją głupoty dziś u prywaciarzy kupione za grosze od komorników są tylko odmalowania pogiętych czy pękniętych przęseł jako nowe / kierownik budowy i inspektor nie widział zagrożenia / itd. Dlatego sam osobiście sprawdzam podejrzane newralgiczne miejsca, które mogą grozić np wypadkiem
Jak zwykle albo udajesz albo coś do Ciebie nie dociera…
Nagła i niespodziewana śmierć ma sie idealnie do przypowieści o pannach roztropnych.
Zawsze podkreślasz jak to biegle znasz Pismo więc daruję sobie odpowiednie cytaty.
Obrażałbym zresztą Twoją inteligencję…
Mówimy o dwóch,róznych sprawach
Są/nie są…Nie ma jednak gorszego towarzystwa…
Kiedy kiblowałem w liceum,przyczepił mi sie taki Rysio…A podobno to fajne chłopaki
To sie nie uda,komuna nigdy nie upadnie,laski chcą tylko Twojej kasy [jakbym ją miał] i tak non stop…
Nawet do piłki sie nie nadawał
A przy okazji wampirem emocjonalnym nie byl?
To czego się boję to bezsilność. A jak jeszcze wymuszona cudzą głupotą? “Bo co się martwic na zapas?”
Własciwie to był…W końcu po to sie chyba przykleił…Kazdego dnia,monday to friday,7.50 i dzwonek do drzwi…Szkola byla po drugiej stronie ulicy…Bał sie ze nie trafi?
Gupoty i podłości, bo są bezgraniczne.
No nie da sie ukryć…
Co gorsze?
Chyba głupota…Albo głoopek z wladzą
A moze po prostu sobie ubzdural, ze musi dbac, zebys do szkoly sie nie spóźniał?.
Faktycznie mieć takiego jak to teraz mówią “stalkera” to cholery można dostać.
Ale i bywają tacy sąsiedzi - każdy powód dobry (od pozyczenia jajka po oddanie lyzeczki soli, ktora poratowales rok temu) do wlezienia do chalupy i co najmniej pol godziny monologu.
A najchetniej to zamieszkac u ciebie.
Dlatego lubię Hiszpanie, bo tu wszelkiego rodzaju plotki, spotkania i kontakty towarzyskie to w strefie wspolnej sklep, park, ulica, knajpka, nawet klatka schodowa dobra (zresztą sa tu zadbane) - trochę pandemia zmienila, ale wraca do normy.