Chyba nie ma w historii kina,bardziej niesprawiedliwego określenia,sugerującego w mowie potocznej iz mamy do czynienia z czyms głupim,absurdalnym i nie wartym zachodu…Bo kto moze powiedziec ze wie,o co w tym wszystkim chodzi?
Takie jest mniej wiecej,znaczenie jesli ktoś mówi,“czeski film”.Po czym dodaje jeszcze dla podkreslenia efektu ze np.“czacha dymi”…
Od razu uprzedzam.Linku NIE BĘDZIE!
Jestem,czuje sie,niesamowicie nakrecony po obejrzeniu"Przygód Munchausena",w rezyserii Karela Zemana,z 1962 roku,z udzialem Milosa Kopeckiego [pamietny dr.Strosmajer] i gwiazdy kina czeskiego,Jany Brejchovej…
Ta kosmiczna opwieść z obszernymi fragmentami animowanymi na doprawdy światowym poziomie,jest oczywiscie komedią,nieco satyryczną,nieco absurdalną za to pełną skojarzeń z Rozbójnikiem Rumcajsem lub Opowiesciami z mchu i paproci…
Szalona bajka w stylu ówczesnego sf…Moze ten “czeski film” z tego sie wziął?
Bo reszta,o czym bym nie pomyślał,to kino co najmniej interesujace jesli nie wybitne.Oczywiscie Milos Forman i jego Czarny Piotruś,Pali sie moja panno czy Miłość blondynki…To znakomity Jiri Menzel i jego Pociagi pod specjalnym nadzorem,Wsi moja sielska anielska czy Postrzyżyny czy kapitalne Skowronki na uwiezi…Filmy Karela Kachyni,Karela Zemana czy Vaclava Vorlicka [Kto chce zabić Jessie?]…Przy czym Vorlickovi wcale nie przeszkadzalo ze krecil tez Arabelle dla tv
To wszystko nie przepadlo wraz z latami 60-70…Pojawil sie przeciez Jan Sverak ktorego migiem doceniono w calej Europie…
Nie chodzi mi aby cytowac cała dostepną w encyklopedii wiedze a jedynie by podkresłic oryginalność,niezwykłość humoru i obserwacji oraz moze przede wszystkim to co wyroznia trwale kino czechoslowackie na tle innych.To kino nie oskarża,nie krytykuje za wszelką cene.Temu kinu wystarczylo byc obecnym,opowiadać i niemal zawsze,lubić swych bohaterów.To kino gawedy przy biesiadnym stole na ktorym zapewne nigdy nie brakuje Pilznera czy Staropramena a duch Szwejka przysiada sie do kazdego kto patrzy,ogląda i uśmiecha sie…
A teraz,kiedy pisze te slowa,przypomina mi sie Pan Tau…Film Jinricha Polaka z dawno juz niezyjącym Otto Simankiem w roli tytulowej…
To musiala byc nie lada zagadka dla cenzury.Oto figlarny gentleman w meloniku biega po dachach,drwi z wszystkiego a jedynie gdy komus dzieje sie krzywda,pomaga w swoj basniowy sposób…Ilez tu dróg by przemycic antypanstwowe mysli,zachodzili pewnie w głowe…
I teraz czy taka Jessi lub Pan Tau mogliby powstac w innym kraju?Chyba nie… Widywalem w dziecinstwie podobne sklonnosci w kinie radzieckim ale to jednak ledwie odległe echa…
I dzisiaj,od wielu lat zresztą,gdy mowie,“czeski film”,mowie to z fascynacją.Bardzo daleką od drwiny.
Ja sadze, ze tu bardziej chodzi o sam jezyk czeski, ktory w zestawieniu z polskim dla nas brzmi zabawnie
Jest w tym sporo racji ale to nie wszystko.Poza tym nie mowimy o czeskim gadaniu,czeskim dowcipie ale filmie…Oczywiscie mozna uzywać słowa "film"jako przenośni…Niemniej,to sie wzielo z czasow gdy tvp dawala filmy naszych sąsiadów cześciej chyba niz oni sami
Zapomniałeś o “Kreciku”
Serio piszę, to jedna z najlepszych kreskówek jakie oglądałem.
Nie zapomnialem ale nie sposób tu wszystkiego zmieścić…
Taki przyklad…Byl sobie film,chyba z lat 80-tych…Taki troche produkcyjniak.Nie pamietam ani tytułu,ani reżysera…Natomiast pamietam powtarzająca sie przez pol filmu scene
Siedzi w biurze wielka kobieta z jeszcze wiekszym biustem…Kiedy oddycha,z ekranu leci odgłos…lokomotywy.A na jej biuscie porusza sie wielki motyl
I takich stop klatek mam w glowie od groma…
A krecik?Pelna zgoda!Jest zrobiony fenomenalnie.Baron Munchausen byl zrobiony w studiu w Gotwaldowie.Nie zdziwilbym sie gdyby krecik takze…
Czeski film Znam to określenie od czasów mojej później podstawówki, czyli druga połowa lat 60. Oznaczało nic innego, jak; - nie wiadomo o co chodzi …
Do Polski czechosłowacka filmowa nowa fala trafiła w połowie rządów Gomułki i była, po prostu, niezrozumiała dla polskiego ludu pracującego miast i wsi. Lud ten musiał mieć w filmie “wyłożoną kawę na ławę”. Lud tego nie rozumiał. A w filmach importowanych zza Tatr było mnóstwo wieloznaczności wyrażonych subtelnymi aluzjami, przemyśleń, odnośników, przenośni wyrażanych grą nie tylko aktorów, ale także i kamery.
Lud pracujący miast i wsi w Polsce Ludowej kochał się wówczas w kinie francusko - włoskim, amerykańskim, awanturniczym i przygodowym. Dla ludu czechosłowacka kinematografia była niezrozumiała.
Filmy czechosłowackie w Polsce miały świetną prasę, cieszyły się zachwytami krytyków oraz znawców, ale kina były pustawe podczas ich seansów. Powiedzenie czeski film ugruntowało się w Rzeczypospolitej Ludowej wtedy, gdy coraz więcej telewizorów zaczęło trafiać pod strzechy.
Sytuacja uległa w zmianie w latach 70, czyli w następnym pokoleniu, które już nauczyło się kina i same mordobicia i strzelaniny nie wystarczały, ale ten slogan żył niestety już swym niezależnym życiem i ma się dobrze do dziś, podobnie, jak słowo; - tolerancja, które będąc słowem neutralnym stało się synonimem czegoś dobrego, wbrew swemu znaczeniu, ale o tym już pisałem.
Powiedzenie; - “czeski film” powstało z tego środowiska, które w 68 skandowało; - pisarze do piór!" z Leninem i Chruszczowem w tle razem ze skromnym z tow. Wiesławem…
Mam nadzieję, że udało mi się po swojemu odpowiedzieć na pytanie.
Nooo…Zdecydowanie tak!
Bardzo byłbym ciekaw co kolega @Whitecollarworker by dorzucil ale juz nawet nie pamietam,kiedy ostatni raz tu zawitał…
Bardzo sluszne podkreslenie tej popularnosci kina francusko wloskiego.Oni,robiąc to zresztą wysmienicie,niemal wykolegowali wszystkie inne kinematografie tak z naszej tv jak i wiekszosci kin.Od G.Phillipe’a,Jeana Marais,Miechelle Mercier az po L.De Funesa…I kilometry spaghetti westernow z Franco Nero i paroma innymi gwiazdami kina wloskiego…Lolobrigida czy S.Loren spoglądaly zewszad i bylo to wspaniale…Ale na etapie przygody,prostej rozrywki a nie zagadki czy abstrakcji…
A kino,jak zreszta chyba kazda sztuka,domaga sie urozmiacenia a nie wykladow o"jedynej sluszności"
Ten slogan trwal w najlepsze jeszcze w latach 80-tych gdy ludzie wracali np. z konfrontacji filmowych a to określenie pojawialo sie znowu i znowu…
A Gomułka chyba bylby najlepszym"nosicielem" takiej niecheci o jakiej wspominasz…
Malo mam okazji by wymieac poglady w ostatnim czasie,na takim chocby poziomie,wiec nie wiem na ile to dalej funkcjonuje…
Do mnie to wraca ile razy obejrze cos intrygujacego a tu w glowie obazy i glosy o “czeskim filmie” sprzed lat
Pamiętam niebotyczne kolejki na filmy “płaszcza i szpady” z Jeanem Marais. I nie tylko, bo również westerny, to bylo to…!
Na “Krzyżakach” sale kinowe “pękały w szwach”. A taka “Miłość blondynki” przechodziła niezauważona.
Mnie zachwycił “Pociągi pod specjalnym nadzorem”. Film, niby wojenny, ale jakże inny od innych filmów wojennych.
Tak.Pelna zgoda co do obu.Pociagi…chyba do dzisiaj sa najlepszym filmem Menzela…Kiedys obejrzalem te filmy i…szczeka mi opadła…To wrocilo gdy obejrzalem na pozór banalny film,“Wsi moja sielska anielska”.A wczesniej to szalone,“Kto chce zabic Jessi?”
I tak juz zostalo.Wkrecilo mnie to na stałe.
Z oczywistym pominieciem Kobiety za ladą
Ale takie gnioty krecilo sie wlasciwie wszedzie wiec,zostawmy to:))
No i Lemoniadowy Joe Oldricha Lipskiego.
Bylem na tym w kinie ktorego juz nie ma,kolo klubu Piekloraj w Poznaniu.Tu,wielka roznica!Kino bylo pelne a ludzie siadali tez na podlodze…
Niby urzedowo wsparta kpina z westernu ale to byla jednak świetna zabawa.I chyba lepsza niz zarty na ten sam temat ze strony Angoli [Popierajcie swego szeryfa].
Tak przy tej okazji…Czechoslowackie filmy,te komediowe zazwyczaj,miewaly cos ze snu.Bywaly chwile gdzie nie bylo miejsca na"niemożliwe".A pomyslowość wrecz genialna!
Zresztą…Mysle sobie i to calkiem poważnie,ze świetny podklad pod te wrazenia i pozniejsze uwielbienie,zrobily wlasnie dzieciece kreskówki na światowym poziomie.O.Lipski…No tak
Najpierw Jiri Brdeck napisał książkę pod tym tytułem. I tak się złożyło, że najpierw ją przeczytałem, a nieco później poszedłem do kina na ten film.
Czemu to piszę? Bo czeska literatura, to nie tylko Haszek. Dla mnie, czeska literatura jest świetna i ma taki swoisty smaczek. Odnoszę wrażenie, że ten czeski film jest takim odbiciem czeskich książek.
A odnośnie Lemoniadowego w książce, do dziś bawi mnie wykreowany tam przez rewolwerowców slogan, że prawdziwy mężczyzna umiera tylko w butach i, że hańbą jest umrzeć boso…
Oraz przy używaniu broni, jej opis techniczny. Do tego trzeba mieć niezłe poczucie humoru.
Z pewnoscia tak jest ale przy czeskiej literaturze na razie,odpadam.Czasy wertowania Hrabala to bylo jeszcze w liceum i malo z tego pamietam…
Byc moze nadszedl czas bo oferta w ksiegarniach jest obfita…Kto wie…
Tak…Dlatego zarykiwalismy sie w trakcie filmu…
Ze tez wszystko za wyjatkiem Munchhausena zostalo w domu…Wrrrr…
Zreszta…Film wspomniany powyzej,oparty jest o proze Gottfrieda Augusta Burgera.Co wskazuje iz trop literacki zapewne jest wielce pomocny.
Polecam Ci książki Karela Capka. A szególnie tryptyk; Hordubal, Meteor i Zwyczajne życie.
Dla mnie literacko, bomba.
Odnotowane
Najpierw jednak musze do domu wrocić…
Ja też bym chciał do Polski… Trzeba czekać, takie życie…
Ostatnio ograniczam spożywanie filmów bo wszystko mi sie kończy.Felliniego nie potrafie oglądać codziennie.A zostaly mi juz tylko dwa filmy ktore mniej kiedys lubilem…Satyricon i Casanova…Plus rezyserska wersja Czasu apokalipsy…
Z jakichs przyczyn mam od kilku lat,odrzut na kino wojenne.Dawne historyczne,pół biedy.Ale wojny XX-wieczne…Nie wiem…Z przyczyn pozafilmowych,coraz bardziej robi mi sie tak ze nie potrafie przechodzic wobec tego obojetnie.Zupelnie zmienil mi sie wektor…I do tego drazni mnie,by nie rzec,wcoorvia,wspolczesna realizacja…
Poczekam…Pewnie ze poczekam…
Nie ma wyjścia, trzeba czekać. A szlag by to trafił…
Tak to już jest, że pewne obiegowe powiedzenia jak raz do czegoś przylgną, to już się nie odczepią, mimo, że są całkowicie nieprawdziwe. Tak było z osławiona “grubą kreską” Mazowieckiego, powtarzaną do dziś w zupełnie błędnym kontekście, tak jest z zimą, która rzekomo “zaskakuje co roku drogowców” podczas, gdy jedynymi zaskoczonymi są w 90% kierowcy, tak jest z powiedzeniem “pijany jak Polak” co mylnie odbiera się jak pijany do nieprzytomnosci a tymczasem chodziło o umiejętność np. walki w stanie pod wpływem.
Co do filmów czeskich można tu jeszcze wymienić “Straszne skutki awarii telewizora” czy “Śmierć karpia” - pamięta ktoś?
PS. A czy kino włoskie to jeszcze istnieje? Nie przypominam sobie żadnego filmu włoskiego w kinach w ostatnich latach.
Pamietam Awarie…
Niestety i to racja…Nawet jesli powolam sie na film Antonioniego z konca lat 80-tych to byla to wspolpraca z Wimem Wendersem.Nawet jesli wymienie cudownego Listonosza to zrealizowal go…Michael Radford…
I nic mi teraz do glowy nie przychodzi innego A wyzej wymienione to przelom lat 80/90…
Edit…
Troche poszperałem ale…Kino wloskie dzisiaj,czy raczej wczoraj to wlasciwie wyłacznie Giuseppe Tornatore.Od Cinema Paradiso poczawszy ,poprzez “Wszyscy czuja sie swietnie”,“Malena”,"Sprzedawca marzeń"czy ostatnio mniej udany,Koneser.Ten facet stal sie “bogiem” za sprawą Cinema Paradiso ale i kolejne filmy potwierdzaly jego talent.
Wspanialy wizjoner i jednoczesnie piewca wloskiego piekna.Nie sa to rzeczy w pelni oryginalne-Fellini czy tworcy wloskiego neorealizmu opowiadali wczesniej w podobnym nastroju…Nic a nic mi to jednak nie przeszkadza