pyskowaliście rodzicom i nauczycielom? Czy stosowaliście inne triki żeby “się postawić”?
Podobno jako dziecie pyskata i przemadrzala bylam. Jakies pokrewieństwo z Pchłą Szachrajką?
Jako mlodziez to juz mniej pyskate, nie zawsze warto bylo.
Nie. To w moich czasach było niezbyt bezpieczne dla pyskującego gówniarza. W domu, to jeszcze czasem by przeszło raz, czy drugi. W szkole, nie było mowy.
Zdarzalo mi sie pare razy w liceum ale doslownie,pare razy.
Inaczej nas wychowano.Nauczyciel w wiekszosci cieszyl sie odpowiednim statusem a my darzylismy nawet tych gorszych,respektem.
Byly wyjatki bo w kazdej grupie zawodowej musza byc czarne owce.Ale to w niczym nie zmienialo mojego zachowania.Nawet jesli "nienawidzilem"chemicy i matematyczki…
Inne tricki?Co jakis czas,wypisywanie falszywych usprawiedliwien nieobecnsci…I to chyba wszystko.
Nie, i do dziś tego nie robię. Nauczyciel, to kiedyś był ktoś z innej półki, a rodzice? Matka zawsze miała jakąś ścierkę pod ręką
A ojciec pasa.
Nie pyskowałam, tylko po cichu i tak “robiłam swoje”.
O nie, nigdy nie byłam bita. Ojciec miał inne sposoby
A, to już inna sprawa. Ojciec się wściekał, bo milczałam. Wściekał się, bo wiedział, a przynajmniej podejrzewał, że mówiłam sobie w głowie: mów, mów, a ja i tak wiem swoje, wiem, że mam rację
Hmmmm… To mój ojciec bywał u Ciebie?
Podejrzewasz, że mamy tego samego ojca - siostro?
Po Twoim opisie zaczęłam to podejrzewać. Wobec tego “zacięcie artystyczne” chyba mamy po nim
Ojej dużo mógłbym opowiadać.
W końcu diabeł wcielony
Z czasem tez sie nauczylam, ze tak skuteczniej
Kiedyś było prościej: człowiek nie kwestionował nauczyciela, jako całości, więc nie marnował czasu na pyskowanie. Teraz rodzice uczą dzieci “asertywności”-część dzieci świadomie ma psuć krew nauczycielowi, bo są z założenia tak mądre, że i tak się nauczą. A poza tym to one już w mig wszystko załapały (że nie, to widzi matka, która 4-5godz. odrabia lekcje z dzieckiem). Potem -po nauczeniu się dziecka, które zostało nauczone przez rodzica robić swoje- zrobi się nauczycielce awanturę, albo uderzy do dyrekcji i i tak z dużym prawdopodobieństwem dostanie się właściwą ocenę.
Jak bym zapyskował do nauczyciela to mogłem liczyć 2x na odpowiednie potraktowanie. 1 raz w szkole 2 jak się rodzice dowiedzieli by. A dziś nauczyciel jak podniesie głos zaraz aferę rodzice robią. Ale swoją drogą dziś też nie ci sami nauczyciele .
To nie asertywność a “bo mnie się należy”.
@joko Nic nie mówić i robić swoje? Tak działa. Dopóki druga strona się nie zorientuje. Mój Teść ma taká taktykę. Po kilku akcjach już wiedziałam o co chodzi…
W domu się buntowałam, szkoły nienawidziłam (nomen omen jak wróciłam kiedyś do niej jako nauczycielka to odczucia identyczne) i permanentnie chodziłam na wagary, nie było za bardzo kiedy pyskować.
Skąd się takie głupie ludzie biorą, że nie rozumieją, że 1)jak w szkole odwalą, co do nich należy to w domu będą mieć więcej luzu 2) jak w szkole się dostosują to mniejsza szansa, że rozbiją głowę sobie/ktoś im rozbije (o koledze i tak nikt nie myśli).