razy brałem udział w wypadkach rowerowych i samochodowych, raz mało co urwałaby mi rękę czarna pantera w łódzkim ZOO (koleżanka mi opatrzyła rozerwaną dłoń), raz zabiłaby mnie żubrzyca tamże, gdybym z największym refleksem nie uskoczył, a była z młodym. Nawet przed jakimiś 2 miesiącami mogłem zginąć 1 km od domu, co tu opisywałem, gdy w chaszczach musiałem oślepić latarką gościa o agresywnych zamiarach.
Zameczysz tego swojego Aniola Stróża.
To są pouczające doświadczenia. Życie to sztuka podnoszenia się z kolan, wycierania krwi, łez i potu. Hartujące.
Bez przesady z tym hartowaniem
Nawet koty maja okreslona ilosc zyc.
Kurde harmonik, Indiana Jones to przy Tobie pijany harcerz …
1 na ziemii, pozostałe w raju.
Kilka zdarzeń mogących zakończyć się śmiercią, przeoczyłem.
To napisz o nich harmonik.
Tylko jak będą bardzo mocne, to ostrzeż ludzi, że czytają na własną odpowiedzialność …
Cieszy się że żyjesz. To już końcówka no bo przecież masz już ponad 70 lat. Korzystaj póki możesz. Dupę se znajdź, ruchaj, podróżuj i carpe diem.
Dość tych filozofii.
No coś ty, przecież wsuwy międzynożne nieharmonijne są!
W pierwszym tym pominiętym, miałem z 10 lat. Wyskakiwałem z okna na podwyższonym parterze, choć było niecałe 2 m, niby nie wysoko. Tylko że pod/przed oknem był chodnik z płyt betonowych, a ja podczas wyskakiwania zawadziłem w jakiś dziwny sposób obszyciem krótkich spodenek o zamek okna tak, że obróciło mnie głową do dołu w stronę betonu, i zawisłem na 2 cm pasku materiału obszycia tych spodenek. Ten pasek nie powinien mnie utrzymać. Gdyby się przerwał, rozstrzaskałbym głowę o beton. Ale był tam kolega, który mnie zdjął.
To drugie zdarzenie miało miejsce ponad 40 lat temu na terenie jednej z elektrociepłowni warszawskich (nie chcę powiedzieć której, a pracowałem we wszystkich tam). Przed zamontowaniem nowego, kilkutonowego kolektora w modernizowanym wielkim kotle energetycznym, musieliśmy usunąć stary. Podczas usuwania ten kolektor wypiął się z umocowania, przekręcił się, a ja z moim mistrzem spadliśmy tak, że mogliśmy spaść kilkadziesiąt metrów w głąb kotła, a jakimś cudem mogliśmy się czegoś uchwycić. Mnie się nic nie stało, on nabawił się dziury w głowie, że tylko krew zasłaniała widok mózgu. Potem już go nie widziałem.