Rutyna wszystko zmienia. Brak rozmów, większe bądź ciągle wymagania, niezadowolenie, marudzenie.
Jedni zdają ten egzamin, drudzy, nie… Życie…
Mnie nauczyła w życiu bardzo dotkliwa lekcja, że niewarto się obrażać, marudzić. Ze trzeba ze sobą rozmawiać mimo, że rozmowy są nieraz ciężkie. Nigdy nie wiem kiedy ostatni raz kogoś widzę, apotem wyrzuty sumienia
Bo miłośc i poprzedzające ją zauroczenie są jak motyl - piękne i kruche. Łatwo to zabić rutyną, problemami dnia codziennego, brakiem czasu na rozmowę. Poza tym im dłużej ze sobą jesteśmy tym lepiej się poznajemy. Trwały związek nie polega już niestety na romantycznych spotkaniach przy winku, kolacjach, zalotach. Jest praca, rodzina, pośpiech, potem choroby, monotonia.
Czas zmienia nowe pokolenia. Te stare trwają w miłości czasem po 60 lat. Dawniej szło wszystko naprawić Dzisiaj wygodniej wymienić.
Dlatego uwazam, ze dobrze pomieszkac partnersko (nawet dobrych kilka latek…)!
“Bo miłość, to cygańskie dziecię…”
To bezbożne jest…
Dokładnie tak. Budzić sie, razem, kłaść się razem i jeść razem. Tak się dopiero poznamy.
Jakbym nie sprawdzila przed podpisaniem cyrografu ze do partnera moge miec zaufanie to slubu i wesela by nie bylo. I tu niestety co nagle to po diable ze slubami. Osobiscie nie znam zadnej pary, ktora przetrwala zwiazek wymuszony ciaza.
Nie zgadzam sie z tym.
Owszem,zmienia sie sytuacja,juz mamusia nie podstawi obiadku pod nos,swiezej koszuli.
Trzeba wspolnie z zena o to zadbac,
Zaczyba brakowac czasu na imprezy,przybywa obowiazkow,to normalna kolej rzeczy.
Jestem z zona 36lat po slubie i nie w8ize by cos wygaslo,raczej zaciesnily sie wiezy.
I nadal istnieje wiez miedzy nami,nadal mamy plany…
Właśnie miałam to samo napisać @Leone_Marco.
Mało tego , z wiekiem nic się nie kończy (prócz młodego wyglądu i jędrnego ciała) zaczyna się nowe i wcale nie gorsze.
Jednego co mi brakuje,to majsterkowania w domu.
Szlag mnie trafia,gdy do cieknacego kranu,trzeba zawolac fachowca.
To jedyny m9j mankament,starszego wieku,ale nie kazdy porusza sie na wozku.
To są pierdoły, od tego są fachowcy albo żona, ja to potrafię zrobić .
Wiem,ze od tego sa fachowcy.
Ale dokad chodzilem,bylem sprawny,zadnego u mnie niebylo.
To raczej rodzaj tesknoty,za,rajem utraconym’'))) kochalem to
Rozumiem , ja też czuję się dowartociowana jak dokładam swoją cegiełkę do prac domowych , które są uznawane za męskie.
I to jest wlasnie to wspolne zycie.
Do prac,meskich’’ raczej nie angazowalem zony.
Nie przez to,ze ja pan majster,ot,nie ma polotu,do takich spraw.
Za to swietnie gotuje,do czego ja swoich lapnie wpychalem.
No chyba,zeziemniaki obrac,kapuste poszatkowac itp.))
Teraz moglbym przez przypadek palce sobie poszatkowac))
Rece juz nie te,bywa,ze mi lyzka z reki wypadnie.
Zreszta nie bezpowodu i ZUS i tutejszy INPS,orzekli 100% niezdolnosci do pracy
A ja często maluję pazury , kiedy mój gotuje
Gotowac potrafie,ale zonka robi to lepiej.
My jednakowo , przy czym mąż to nawet lubi , ja gotuję bo muszę
A to wtym temacie u nas odwrotnie.
To ja gotowalem,gdy musialem))