Czy to prawda?

Szukając liczb do benaskowego wyzwania trafiłam no kuriozum. Dlatego pytam: czy to możliwe? Jakoś trudno mi uwierzyć.

Dlaczego mnie to nie dziwi?

Mnie bardzo dziwi :wink:

Punkt widzenia jednej tylko strony…
Nie dziwiłbym się gdyby z jakichś powodów,nie mógł się widywać ale kwestia języka? W kraju który,szczyci się swoją wielokulturowością [tfu!!!] i to nawet wtedy gdy bezkarni cudzoziemcy uganiają się za swymi ofiarami [gwałtów] po ulicach jak w średniowieczu…Nawet bym na to nie wpadł.
Dlaczego w takich artykułach nie ma nawet jednego słowa o przyczynach kryzysu, ucieczki,rozwodu… :face_with_raised_eyebrow:

2 polubienia

Myślę, że to nie jest istotne. Napisali, że spotkania są pod nadzorem, więc raczej widzę problem w tym, że nadzorca nie zna polskiego, a chciałby posłuchać, co tatuś mówi do dzieci. Ale czy tak trudno o Polaka w Niemczech, który by przetłumaczył na bieżąco?
Szwagierka w Holandii współpracuje z policją, gdy w zdarzeniu bierze udział Polak nie znający języka.

Jesli chodzi o zmuszanie do porozumiewania sie w języku niemieckim to te urzedy mają tradycje chyba jeszcze z czasów Bismarcka.
Chyba, ze ojciec jest pozbawiny praw rodzicielskich?

W przypadku tzw. "imigrantów"już takimi cwaniakami by nie byli :face_with_raised_eyebrow:

No bo weźmie taki wymiesza aceton z perhydrolem i po urzędzie…
Ale z tego co czytam, to skonczyly sie w Niemczech kwiatki na powitanie przyszlych inżynierów i lekarzy…

Nie znam dokładnie sprawy, jednak wiem z chociażby mojego przykładu a mieszkam nie w Berlinie a w małym miasteczku przy Berlinie od ponad 12 lat. Tu absolutnie, podkreślam absolutnie żaden Niemiec nawet gestem nie dał mi do zrozumienia, że mam rozmawiać ze swoim dzieckiem po niemiecku.
Sytuacja jest wręcz inna, odniosłem wrażenie, że każdy rozumie, że moje dziecko będzie w takiej sytuacji dwujęzyczne i to jest normalne. Wszyscy wiedzą, że w domu rozmawiamy po polsku, w przedszkolu sobie zaczyna gawędzić po niemiecku. Nikogo to nie boli.

W sieci jednak pojawiło się wiele doniesień, że Polacy mają czasem problemy z komunikowaniem się ze swoimi dziećmi po polsku. Jednak uwaga, każdy kij ma dwa końce, z reguły jest tak, że są to rodziny patologiczne i sądy zakazują kontaktów z danymi osobami z różnych przyczyn a że ojciec czy matka tylko mówią po polsku to już inna sprawa. Po prostu w ogóle dziecko po decyzjach urzędu czy sądu nie powinno się spotykać z danymi osobami. Pracuję w klinice, gdzie często dzieci mają zabroniony kontakt z pewnymi osobami, są to Niemcy ale także są z Turcji, Polski czy innego kraju, to jest sprawa drugorzędna. To, że nie mogą rozmawiać po polsku to nie dlatego, że po polsku, tylko dlatego, bo nie ma nikogo zatrudnionego, kto by tą rozmowę zrozumiał. A ci to traktują jako dyskryminację. Przecież urząd musi wiedzieć o czym się rozmawia na spotkaniach.
Ok, to ktoś zapyta czemu nie zatrudnią tłumaczy?
Niemcy to kraj wielu narodów. I teraz co, każdy urząd ma zatrudnić tłumacza j polskiego, tureckiego, rosyjskiego, ukraińskiego, perskiego, arabskiego i może jeszcze z 20 języków? Tu jest narodowościowy tygiel.
Poniżej pierwszy z rzędu przykład, gdzie jest taka sytuacja. Matce zabrano czwórkę dzieci. Ta ma o to pretensje. Jednak zwróćcie uwagę, jak ona się wypowiada, sami posłuchajcie, co ona robiła, by o te swoje dzieci walczyć. Cytat" Kazali mi się wyprowadzić, bo nie przestrzegałam regulaminu"
Nawet się nie pofatygowała do
AMBASADY!

Na kilka milionów Polaków w Niemczech prezes fundacji wspomina w filmiku, że jest takich spraw w Niemczech kilka! Podkreślam kilka…

Nie znam ani jednej normalnej rodziny, gdzie by jej w Niemczech zabraniali ojczystego języka, zawsze to rodzina z bagażem problemów, które tu przywiozła i często rodzice są temu winni.

2 polubienia

Niemieckie służby społeczne posiadają pierwiastek słusznie minionego ustroju z lat 30 i 40 XX wieku

1 polubienie

Czyli potwierdzasz to, o czym pisałam. Skoro ojciec może widzieć dzieci TYLKO w obecności kuratora, to logiczene, że ten kurator musi rozumieć o czym ojciec mówi.
Szwagierka, o której pisałam nie jest zatrudniona w policji, ona przyjeżdża tylko na prośbę i tylko grzecznościowo. Nigdy jej za to nie płacili.

1 polubienie

Wolontariuszka konsultant?

Tak, może liczyła na anulowanie mandatu :wink:
Od czasu przeprowadzki, już jej nie wzywają, ślad się urwał, albo w nowym miejscu Polacy nie rozrabiają :slight_smile:

1 polubienie

Takie sytuacje sie zdarzają, jednak ja, zanim bym się autorytatywnie na ten temat wypowiedział, najpierw chcialbym rowniez wysłuchać drugiej strony
Obserwuję w Niemczech rodaków i czasem dziwie się, jak ten niemiecki naród moze nas tak tolerować. Przykładów na naszą niesurbodynację są setki jesli nie tysiace.


A to dopiero wierzchołek gory lodowej.
O kradziezach samochodów, piratach drogowych nie bede wspominał. Jest tyle mozliwosci, by samemu sie przekonac, jak często Polacy w Niemczech przynosza obciach, ze sobie to juz podaruję.

3 polubienia