“Jestem.zupelnie glupia. Gdybym byla madra nikt by mnie nie ranil bo bym na to nie pozwolila.” Zacytowałam znaną nam koleżankę, która wypowiedziała się w moim pytaniu “Czy jesteś mądry?” Zainspirowała mnie do zadania tego pytania. Czy waszym zdaniem ofiara przemocy jest głupia lub słaba lub winna, że daje się skrzywdzić?
To jest mało ważne.Ofiara jest ofiarą.
Jest kimś kto cierpi z powodu ludzkiej zawiści,nienawiści,zła,przemocy itp.
I nie ma tak że jesteś sama sobie winna jeśli masz otwartą torebkę i ktoś Ci buchnąl kasę.Nie powinnaś być tak beztroska i bezmyślna ale to ON JEST ZŁODZIEJEM!
Ukraińcy nie są święci i nigdy nie byli.Ale to Rosja jest agresorem i bandytą!A Ukraina ofiarą!Choćby nie wiem jaką głupią.
Przecież to elementarz.
Absolutnie nie mozna mówić o winie ofiary.
Aczkolwiek nauka zwana wiktymologią twierdzi, że są ludzie bardziej podatni na bycie ofiarami. Ale z głupotą to nie ma nic wspólnego.
Raczej z brakiem wyrobienia odruchu obronnego.
A juz mnie do szału doprowadza stwierdzenie, ze ktoś “sam sobie winny”.
Czasem ktos się tak “zapętli”, że sam sobie nie poradzi.
Ale jesli skorzysta z pomocy? Byle nie wypadł z deszczu pod rynnę, bo w takim stanie ducha prawdę od fałszu czasem ciezko odróżnić. Ale to też nie jest głupotą.
Oszust, złodziej, bandyta, morderca? Nigdy nie wolno ich stawiać ponad dobrem ofiary.
A tak wkładając kija w szprychy
Istnieje w prawie domniemanie niewinności w stosunku do oskarżonego. Dopiero po udowodnieniu czynu, staje się on winnym i poddaje się go karze.
Dlaczego nie ma w kodeksie wzmianki o domniemaniu winy ofiary?
.Dobra…już sobie sam odpowiedziałem na to pytanie, pisząc ten tekst.
Bawisz sie w odwieczne pytanie czy jak jakas oferma wlazla pod koła rozpedzonego samochodu to jest ofiarą czy sprawcą?
A domniemanie niewinnosci to inna działka
Sprawcą, bo uszkodziła koła samochodu.
I karoserię czasem…
To nie. Uszkodzenie karoserii w tym wypadku jest winą karoserii. Sprawca wlazł jedynie pod koła.
Po części tak. Jeżeli nic z tym nie robimy, to stajemy się współwinni.
Niesmiertelny Burke?
Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił. ?
To mu się akurat udało. Bo poza tym filozof to z niego taki chlopsko- praktyczny, co nie znaczy, ze nieskuteczny.
To o czym piszesz to bardzo złożony temat/kwestia. Żeby nie być ofiarą trzeba wiedzieć co to znaczy być ofiarą, trzeba mieć zaplecze emocjonalne, mentalne, rodzinne. Trzeba wiedzieć, że życie może wyglądać inaczej, że można się na coś nie zgadzać, że to co ktoś nam robi nas krzywdzi i że wcale tak być nie musi - często trzeba dopiero odkryć, że jest inny świat, że są wspierający ludzie, że z (nieraz) wyuczonej bezradności można wyjść, że można - choć to wymaga dużego samozaparcia - stać się silniejszym i otrzymać od innych ludzi potrzebne wsparcie. Niektóre osoby “pakują się” w to co znają - to nie jest jednak ich wina. Ofiara nie jest winna.
Oczywiście, że ofiara nie jest winna. Jednak, jeżeli chodzi o psychologiczny spekt, to może czuć się winna. Szczególnie jeżeli chodzi o przemoc psychiczną. Z boku, to jest oczywiste, ale jak ktoś jest cały czas ofiarą, to taka osoba jest przekonana, że wina jest po jej stronie, bo oprawca może tak wmawiać. Żeby pomóc takiej osobie, trzeba ją przekonać, że to nie jej wina, i pomóc pokonać jej strach. Chodzi o to, żeby ofiara zgłosiła sprawę na policji, inaczej policja niewiele zrobi. Takie osoby żyją w strachu, boją się zmian. Cały czas piszę o przemocy w domu, gdzie czesto przemoc psychiczna, jest łączona z przemocą fizyczną.
Piszesz o przypadkach skrajnych.
Ale jest wiele przykladow przemocy, przeprowadzanej bardziej finezyjnie, gdzie słowo rani bardziej niż uderzenie. Nie przypadkiem jest tyle dowcipów o teściowych
A co powiedzieć o przypadkach (wcale nie rzadkich) gdy potencjalna ofiara chce się związać z przemocową osobą, a jej znajomi, przyjaciele, rodzina odradzają jej związek, ostrzegają, że ten człowiek może być niebezpieczny, przedstawiają dowody z przeszłości i chcą jej to wyperswadować a ona mimo to pakuje się w taki układ no i oczywiście po pewnym czasie jest ofiarą. Nie jest sobie winna?
A syndrom sztokholmski?
Ćma też do swiatla leci.
Sa ludzie, ktorym nie przetłumaczysz, nie tylko w przypadku związków, ale sekt, bezdomności, nałogów?
Pozostaje wtedy chronić efekty dzialania takich ludzi - dzieci, rodzinę, otoczenie, zwierzęta. Autodestrukcji na siłę nie wyperswadujesz, gorzej, możesz spotkac się z agresją.
Syndrom sztokholmski? Pojęcie długo nie istniało, a przynajmniej nie bylo zdefiniowane, podobnie jak pomroczność jasna czy zespół Munhausena u “kochajacych” matek.
Wraz z rozwojem psychiatrii takich jednostek chorobowych będzie więcej. Niektóre skrzętnie wykorzystywane przez adwokatow w celu wybielenia sprawcy.
Bingola, z ust a właściwie spod palców mi to wyjales. Resztę w sumie dołożyła Okonek.
Są ludzie, którzy grawituja w pewne środowiska z pełną premedytacją, a potem zdziwieni, że nie zostali potraktowani wyjątkowo, tylko jak reszta ich poprzedników… I pół biedy jeśli konsekwencje ponoszą sami. Gorzej jak wciągają w to innych, najczęściej dzieci. Wtedy dla mnie są już nie tylko ofiarą ale sprawca.
Sprawa więc nie jest taka prosta i oczywista jak by się mogło wydawać. Choć każdy z waszych poprzedników jakąś część prawdy do dyskusji wniósł
Z takimi przypadkami się stykałem osobiście, i osobiście musiałem pchnąć ofiarę, aby coś zrobiła. Zdarzało się, że musiałem stosować siłę fizyczną, przeciw agresorowi. Jak widzę że w moim otoczeniu dzieje się coś takiego, to potrafię być ostry. Na szczęście, od kilku lat się już z tym nie zetknąłem.
Babcia opowiedziała mi ciekawą historię. Dziadek miał bardzo fajnego kumpla z pracy. Człowiek pomocny, uczynny, wiecznie uśmiechnięty i gotowy do pomocy innym. Jego żony nikt nie lubił. Wiecznie naburmuszona baba, ledwo odburknie na dzien dobry, na pewno tylko czubek własnego nosa widzi, bo kompletnie nikim i niczym się nie interesuje. Nie pogada, nie poplotkuje. Co taki wesoły, sympatyczny człowiek w niej zobaczył?
Któregoś razu dziadek miał meble do wniesienia. Natychmiast przyszło do głowy, by poprosić o pomoc uczynnego, sympatycznego kolegę.
No więc dziadek poszedł po niego. Na miejscu okazało się, że ten nie żyje. Został zamordowany przez członka najbliższej rodziny!
Szok, konsternacja. Domysły ludzkie. Czy to ta wstrętna, samolubna baba? Z nią ewidentnie było coś nie tak!
Co się okazało? Zabił go nastoletni syn! Nie mógł dłużej znieść znęcania się nad nim i przede wszystkim nad matką, która to próbowała brać na siebie. Nie mógł patrzeć jak ten ojciec ja wykańcza psychicznie. Na rozprawie zaś sędzia zasądził możliwie najłagodniejszy wyrok po opisach tego, co ten miły na zewnątrz człowiek wyprawiał w czterech ścianach. Jakim potworem był.
Pozory potrafią bardzo zmylić i ileś takich historii na pewno dotyczy przypadków, gdzie to mężczyzna jest ofiarą, a przedstawiany jest jako sprawca. Np. znany mi jest przypadek mężczyzny, którego zona doprowadziła do takiego stanu, że nie wolno mu było z domu wychodzić, zamykała go na klucz.Wczesniej stosowala przemoc, stawiała siebie w roli ofiary. Prawdę udało się udowodnić, gdy człowiek byl już na granicy samobiostwa.
Taka sytuacje trzeba zbadać, nim się wyciągnie pochopne wnioski,o ile nie trzeba działać natychmiast. Jak większość sytuacji zresztą…
Jedno jest pewne osoba poddawana przemocy ma zniszczona psychikę i bez pomocy z zewnątrz mała szansa, że sobie pomoże, zobaczy wyjście z sytuacji. Tkwiąc w takim związku nie ma szans zobaczyć go z dystansu i bez bodźca z zewnątrz tkwi w nim latami, aż dojdzie do sytuacji granicznej
Niektórzy psychologowie nazywają to syndromem gotującej się żaby.
- Gdyby wrzucic żabę do wrzątku, natychmiast wyskoczyłaby oparzona. Ale gdy się ja włoży do zimnej wody i stopniowo podgrzewa plaz nie orientuje się, że za chwilę zostanie ugotowany.
Tak też jest w związkach przemocowych. To dzieje się stopniowo, nie od razu. Czujność ofiary jest usypiania, az zostaje opleciona jak mucha w pajęczynie i trudno jej się ruszyć