Dyscyplinarka?

Ja wiem, że nauczycielom łatwo nie jest, ale taka bezmyślność?

To juz w przedszkolu ponoc trzeba zostawiac listę osób upowaznionych do odebrania dziecka, a tu “mądra inaczej” zostawia dzieciaka bez opieki?
Dobrze, że nic powazniejszego się nie stało, a maluch sie nauczy, że dorosłych trzeba słuchać wybiórczo?

3 polubienia

Zadziałały rutyna i lenistwo. Przypadłość większości pracowników oświaty.

1 polubienie

Raczej poziom myslenia na poziomie “sprytnego” trzylatka :wink:

2 polubienia

No cóż. Pani za bardzo zaufała. Myślała , że dzieci same będą się pilnować i nie odstawią takiego numeru jak Jasiu. Może powierzyła sprawdzanie stanu grupy komuś innemu albo usłyszała, że wszyscy są i dała sygnał do odjazdu. A serio sama powinna dokładnie sprawdzić, czy wszyscy są w autobusie.

2 polubienia

Przeczytalas do konca? To pani kazala Jasiowi zostac i czekac na mamę.

2 polubienia

No tego nie doczytałam.

2 polubienia

Dzieciaki jak im powiesz, ze maja sie pilnowac i trzymac razem zrozumieją. I pewnie potraktują to powazniej niz uczestnicy wielu wycieczek, kiedy pilot ma problemy z doliczeniem się uczestnikow, a potem oczywiscie jego wina, ze ktos olal godzine odjazdu. Ale to dorosli ludzie.
Ale jak pani kazała?

2 polubienia

Za moich czasów bywało odwrotnie.
Miałem “poważne” 6 lat i rodzice dali mnie do przedszkola. Już pierwszego dnia uskuteczniłem małą aferę, bo kilkukrotne przywaliłem koledze klockiem po głowie, bo wcinał się gdy rozmawiałem z interesującą mnie koleżanką, Ale to był pikuś, bo nazajutrz zniknąłem z placówki, szukała mnie milicja, ale w centrum miasteczka, całkiem przypadkowo, znalazł mnie woźny, kiedy sobie jechał rowerem i tem rowerem przywiózł mnie do przedszkola na ul. Czołgistów, bo tam uczęszczałem… Dodam tylko, że gdzieś po drodze zgubiłem kapcie i zwiedzałem miasto w skarpetkach. I na tem skończyła się moja przedszkolna edukacja, gdyż zaparłem się, że więcej nie chcę uczestniczyć w przedszkolnem życiu. Było to w 1958 roku, jakby ktoś pytał…

I jak widać nic dobrego ze nie nie wyrosło… :joy: :rofl:

3 polubienia

Ja ucieczkę z kolonii zaliczylam.
Niecałe 10 lat mialam, więc to juz jako dorosłe dziecko.
Przedszkole to chyba ze 2 miesiące i skonczylo się wraz z grupą mi podobnych na wczesniejszym pójściu do szkoły.

1 polubienie

Bardzo dziwne. Jsst zasada ze wychodzimy spod szkoky i wracamy pod szkołę (nawet jeslj nielogiczne bo np przechodzimy obok domu dziecka). Chyba ze ktos (np mama lub tata lub sam mlody o to poprosil dla ulatwienia - oni mieszkaja w tej miejscoeosci). Tylko - na taka zmianę mudi byc papier, pisemna zgoda rodzica. I nie powinno byc same. A moze ta mama umówiła sie ze odbierze spod kina, nawalila, a teraz rżnie głupa? Czyli wszystko musi byc oficjalne. Zero przyslug “na gębę”

4 polubienia

Dokładnie @ihtiel , moja córka (wkrótce lat 15) zajęcia sportowe ma na boisku tuż koło mojego domu, i ona nie może z tego boiska iść prosto do domu, musi iść z powrotem do szkoły i z niej dopiero do domu.

2 polubienia

Owoc ostatnich zmian polegających na zwiększeniu limitu dzieci, które można mieć pod opieką oraz sytuacji, które zaowocowały nadmiernym zmęczeniem nauczyciela. Albo przejaw głupoty tegoż. Może nauczycielka mu kazała tam stanąć, bo był non stop w ruchu i nie było wiadomo gdzie jest akurat a on pewnie stanął, ale po policzeniu może w tym tłumie gdzieś znikł i nie wsiadł.

1 polubienie

W przypadku bezpieczenstwa dzieci to jak z przepisami kodeksu drogowego, swobodna interpretacja niewskazana.

3 polubienia

Sądzę, że zabrakło jej podzielności uwagi. Tak się dzieje, jak człowiek jest przemęczony. To wdzięczna praca, ale raczej w chwilach, gdy uda się zejść po niżej 90dB i uspokoić ruch ciał dziecięcych w przestrzeni. A normalnie powinno się być w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej, żeby ten żywioł opanować.

2 polubienia

Gdy komuś źle życzy się, to się mówi; - obyś cudze dzieci uczył…

Za moich siermiężno gomułkowskich czasów, a więc “przedpotopowych”, to dzieci zaprowadzane przez rodziców były tylko w żłobkach i przedszkolach, z tym, że już wielu starszaków samo posuwało do i z placówki gdy było niedaleko. Czyli sześciolatki.

Matko ty moja jedyna, gdyby w szkole już od pierwszej klasy namierzono osobnika przyprowadzanego i odprowadzanego przez rodzica, to okryłby się hańbą na wieki.

Pamiętam te nasze włóczęgi w drodze ze szkoły do domu. Kończyło się lekcje o 13, 14, a w domu o 15, 16, aby na obiad zdążyć, bo spóźnienie na posiłek było gorszym grzechem od włóczenia się po skończonych lekcjach.

Dzwonek obwieszczający koniec lekcji był najpiekniekszą muzyką w uszach naszych i dopiero zaczynał się dzień.
I, właśnie dlatego takie ziółko ze mnie wyrosło… :joy:

5 polubień

To były złote czasy, gdy w klasie było i 30 dzieci i nikt się nie gubił (chyba, że sam uciekł a potem się tym chwali będąc w wieku średnim).

2 polubienia

Od 1 do 4 w mojej klasie było 49 uczniów. Powojenny wyż demograficzny. Piątą klasę zacząłem w nowej szkole i było nas tylko 37. Ale nauczyciel to był nauczyciel i w łeb można było dostać aż w niem zahuczało. A jak by się poskarżyło rodzicom, to poprawka od ojca.

3 polubienia

Nie było tych wszystkich dys- co z jednej strony było niedobre, bo niegrzeczne dziecko to niekoniecznie całkiem jego wina (bywają różne dysfunkcje niezależne od dziecka). Z drugiej strony nikt nie pokazywał pani środkowego palca a jak jakiś rodzic zrobił dżihad nauczycielce to wszyscy współczuli koledze, że ma takiego ojca. I wszyscy mieli takie same buty a nie jak teraz konkurs mody i rzeź frustracji.

2 polubienia

Nigdzie nie napisałem, że kiedyś było lepiej, Po prostu opisuję, że było inaczej. Ale to właśnie moje pokolenie obaliło bolszewizm.

Ale, żebym wiedział, że będzie dziś rządził PiS, to bym nie obalał… :stuck_out_tongue_winking_eye:

1 polubienie

Nawet jedynaki wychowywaly sie stadnie. :joy_cat::joy_cat::joy_cat:

3 polubienia