@joko
Moze sobie zrobisz taka “diete” jak ja zaserwowalam synowi kiedy nie chcial jesc i tylko by wcinal slodycze. Zrobilam mu 3 dni z samymi slodyczami na sniadanie, na obiad i na kolacje. Pierwszego dnia byl zachwycony, drugiego juz mniej a trzeciego zapytal, czy nie ma nic innego do jedzenia. Do dzis nie przepada za slodyczami
Na mnie to nie działa Ja naprawdę jak mam słodycze, to niczego innego do szczęścia nie potrzebuję.Szkoda, że tak nie wolno, bo waga tylko czyha, żeby popsuć humor
@joko
Trudno mi to sobie wyobrazic, bo ja ze slodyczy to najbardziej lubilam kielbase. I to juz jako dziecko. Ile sie w domu nie wysilali zebym zjadla chociaz kawalek czekolady, bo bylam chudziutka…i nic
W moim domu słodycze były raczej rzadko. Ale teraz za to zawsze mam ich pełną szufladę, tylko, że nie ja je wyjadam Lubię - nie znaczy, że jem ciągle. Tych różnych ograniczeń i konieczności jest sporo: to, że lubię leniuchować nie oznacza, że nie zwinęłam i nie schowałam maty do ćwiczeń (co prawda dopiero godzinę temu, a ćwiczę rano, ale jednak) i takiej wielkiej niebieskiej piłki. Nawet już swoje torebki z rowerka stacjonarnego (a raczej wieloczynnościowego urządzenia) pochowałam. Jeszcze na niego nie wlazłam, bo jest nuuuudny, ale wlezę… Może jutro? Chociaż na troszkę? Teraz jak nie można chodzić z kijkami, to trzeba coś robić, bo “plażing” tuż tuż…
A pestki (ale ze słonecznika i z dyni), to mam cały czas.One zapobiegają i chronią mężczyzn. Mąż codziennie musi chociaż odrobinkę ich schrupać - pilnuję tego. To już nawyk (bardzo dobry zresztą).