Co niektórzy tak się spieszą,że aż sandały gubią lecąc za forsą.Znam małżeństwo,które od lat żyło w pośpiechu.Robili interesy-może nie z najwyższej półki ale sie wreszcie dorobili.Super samochód,piekne mieszkanie.Całe życie wpadali do domu późną nocą i liczyli ile dzisiaj zarobili.Dorobili się ciężką pracą ale…po co? Oni nie wiedzą jak wygląda ich lokum w świetle dziennym,nie wybierają się rowerami na wycieczki na łono przyrody skowronków posłuchać czy innych żab co to śpiewają kumkając …tylko forsa i pośpiech ale jak ktoś tak lubi no to cóż…jego życie.
Bo prawdopodobnie tu działa zasada “dodatkowe pasy ruchu nie rozładowują korków”. Np. gdyby czas pracy skrócić ludziom do 4 godzin, to by prawdopodobnie byli jeszcze bardziej zapracowani, bo by zyskali czas na drugą pracę lub inne zajęcia.
Moim zdaniem są dwie przyczyny. Z jednej strony ludzie uwierzyli, że ciągle muszą więcej, a nie tylko tyle, ile wystarczy. Druga przyczyna to eskalująca rywalizacja. Dobrze to widać na rynku mieszkań - im większy popyt, tym bardziej rosną ceny Czyli kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Ja to ostatnio śpieszę się tylko aczkolwiek nie zawsze, do toalety, przeważnie po piwie.
A dlaczego? Bo ma to związek z innym tu pytaniem o starości…
Mogę to wyrazić w ten sposób. Jeśli ze szczytu widać kolejne szczyty, to nie ma czegoś takiego jak potem. Potem nadal będziesz pędził, bo sobie znajdziesz kolejne cele, musy, powody i problemy.
No nieeee!!!
Po pierwsze,to zależy od wieku i jest [bez względu na wiek] mało zręcznym uogólnieniem.
Piszesz chyba o ludziach którzy nie mogą żyć bez problemów.
Ja mogę!
Dla mnie rzadko jest jakieś"potem" bo zazwyczaj co mam zrobić,robie natychmiast,o ile czas i kasa pozwalają.
Natomiast istnieje bardzo często"NIGDY"
Co także ze szczytu doskonale widać.