Główna przyczyna otyłości to ... jedzący tryb życia

Mój majster ma 136 kg, do pracy bierze aż 2 podwójne cienkie skibki chleba, delikatnie przeszpachlowane masełkiem. Jak mam rybę - filet po swojemu czy konserwę to się zamieniamy

Ja tak czasem w weekend jem na bogato śniadanie, chociaż zwykle wolę śniadania węglowodanowe niż białkowe.
A co do bomby, to na czyjąś prośbę policzyłam i wyszło mi, że kawałek tego niewinnego i nawet w miarę zdrowego ciasta ma ok. 1000 kcal :face_with_hand_over_mouth:

1 polubienie

Każdy ma inną przemianę, przed szpitalem jadłem co było na stole, nieraz mi dokładali, potem był alkohol różny / wódka, bimber, piwo / nie zdarzyło się bym miał kaca czy ból głowy, ino byłem bardziej głodny jak po spirytusie. Byłem ten sam przed i po

Kiedyś bycie otyłym było oznaką dobrobytu, że kogoś stać na droższe bo zdrowsze. Sam tego doświadczyłem, mi to jednak zwisało, żyje nadal

1 polubienie

“Otylosc jako jedna z opcji…“No swiete slowa!!!Nareszcie ktos to nazwal po imieniu…
Polska idzie w zlym kierunku,przynajmniej od paru lat.Ale mam cicha nadziejze nigdy nie dogonimy tego zwierzynca z Zachodu gdzie najglupszy hedonizm i najgorsze nawyki traktowane sa jako"normy” i"opcje” :face_with_raised_eyebrow:

1 polubienie

W szpitalu na wyjściu babka mi wyliczyła że dziennie, mam spożywać na dobę około 2 900 kcal, jak chcę żyć bez operacji i innych zabiegów - czeka mnie np. skomplikowana operacja przepukliny kręgosłupa po paraliżu z powodu niedowagi, kości ważą więcej i mięśnie z ścięgnami nie dają rady ich podnosić i utrzymać, okazyjnie ból jest romantycznyMinimum faceta kulturysty to 3 500 kcal, a średnio około 5 200 kcal

1 polubienie

Polacy ogólnie mają złe nawyki żywieniowe.
W tym roku mam dużo zajęć na temat jedzenia i ogólnie trybu życia - konkluzja z nich jest taka, że Polacy jedzą o wiele zbyt kalorycznie, do tego dieta “przeciętnego Polaka” jest bardzo wysokotłuszczowa, niskowęglowodanowa, uboga w błonnik, ale za to bardzo bogata w sól i nasycone kwasy tłuszczowe.
Do tego Polacy do niedawna byli dość negatywnie nastawieni do uprawiania sportu. Ostatnio trochę się to zmienia.
Więc ogólnie jesteśmy na dobrej drodze do tycia jeszcze bardziej, a także do nadciśnienia i miażdżycy :slight_smile:

2 polubienia

Białko to fasola i soja?

Jem jajka i czasem niektóre sery, chociaż ograniczyłam nabiał. Też źródła białka, zwłaszcza jajko.
Nie miałam nigdy problemu z białkiem, najwyżej w jakieś pojedyncze dni.
Tak, fasola, soja (także w postaci np. tofu czy jogurtu), soczewica, ciecierzyca, dużo gotowych przetworów, nie najzdrowszych, to też produkty wysokobiałkowe.
Ale ogólnie jakaś tam ilość białka jest we wszystkim :slight_smile:

2 polubienia

:clap:póki co nie mam diet czy uczuleń, gdyby mi w szpitalu dietetyk kliniczny wyłożył na przykładzie np. rozpisane na tydzień, to moje leczenie nie trwało by 5 lat a zapewne np 3 lata. Soli nie używam bo jest wszędzie. Z węglami mam różnie. Mam początki nie leczone na cukrzyce 2 typu i ciśnienie / jest różnie z czego 2 - 3 razy w miesiącu arytmia. Dla lekarzy i pani lekarz w przychodni wszystkie wyniki z badań są takie sobie bo jakąś chorobę muszę mieć jak nie mam 18 lat. Ludzie mają złe nawyki bo tak ich wychowało poprzednie pokolenie, może mają za dużo zębów. Pra człowiek jadł różnorodnie od zielska po mięso w zależności od terenów łowieckich - zawsze się znalazł zamiennik - brakowało zwierzyny / mięsa / to były owoce, warzywa, zioła, i długo to jedzenie rozcierał w buzi. Dziś nie musi szukać zamienników - można mieć wszystko naraz, nikt nikomu nie wylicza

1 polubienie

Jedna pani doktor sugerowała nam właśnie, że długoletni weganie rzadko mają niedobory i są ogólnie rzecz biorąc zdrowsi, na wiele chorób chprują rzadziej lub praktycznie wcale (ale to akurat jest spowodowane wieloma czynnikami, np. czerwone mięso ma już udowodnioną rakotwórczość), chociaż dieta wegańska jest potencjalnie niedoborowa, bo zazwyczaj mają dużą wiedzę w zakresie dietetyki i stylu życia, swobodnie układają posiłki, robią zamienniki, jedzą bardziej różnorodnie, często radzą sobie z poprawnym bilansowaniem posiłków bez pomocy dietetyka.
Rzadko mają niedobory, którymi są potencjalnie zagrożeni - zazwyczaj suplementują witaminę B12, bilansują im się aminokwasy niezbędne (ogólnie zapotrzebowanie na białko nie jest jakieś ogromne, o ile ktoś intensywnie nie ćwiczy albo się nie głodzi, zaleca się ok. 1g białka/kg masy ciała, większym problemem jest to, żeby źródła białka były zróżnicowane, żeby dostarczyć wszystkich aminokwasów niezbędnych - białka roślinne nie są pełnowartościowe), nie mają problemów z żelazem ani z wapniem (osobiście od czasu do czasu eksperymentuję z weganizmem - kiedy nie mam dostępu do wiejskich jajek :wink: - i mi zdecydowanie najtrudniej jest zjeść odpowiednią ilość wapnia), częściej suplementują wit. D, co jest zalecane w naszym klimacie.
Poza tym ich dieta jest wręcz przeciwieństwem tradycyjnej polskiej diety - zwykle mniej kaloryczna, bogata w błonnik, mniej tłusta, bogata w większość witamin, zwłaszcza w witaminę C.
U mnie osobiście często i tak jest za dużo tłuszczu, więc spierałabym się z tymi, którzy twierdzą, że dieta wege jest niskotłuszczowa, ale wyniki na wege i vegan mam wzorowe, dużo lepsze niż miałam za wszystkożernych czasów, widzę też, że mam zupełnie inną świadomość na temat odżywiania - jedząc wszystko, zwykle zakładałam, że niczego mi nie zabraknie ani nie będzie za dużo, bo jem “normalnie” - niestety raczej tak nie było :wink:
Dlatego moim zdaniem to zamienianie i ograniczanie może mieć też pozytywne skutki dla zdrowia.

Tu tez sie zgodze.Z tym ze sam jem to co lubie a do diet nikt mnie nie zmusi.I pewnie wg. Twoich kryteriow,nie jest to nic zdrowego.Tylko ze ja zyje w ciaglym ruchu.Nie mam dnia bez roweru.Bez chocby krotkiego spaceru.
Poza tym…Nie pijam niemal wcale mocnych alkoholi.A doslownie wszyscy znajomi ktorzy to robia i prowadza tryb zycia samochodowy,juz swoich jaj nie zobacza.Chyba ze w lustrze… :thinking:

Poznałem niedawno / bardziej to ona mnie / dziewczynę i bla bla bla, pomieszkała chwilę u mnie, i w praktyce było fajnie, sielsko czarodziejsko. Żeby to jakoś sfinalizować przeszliśmy na poważne tematy o źyciu bycia razem, była trudna w rozmowie i myśleniu oraz mocno zamknięta. U mnie bez warunków, u niej warunek że muszę w takim razie być wege jak ona, dobrą godzinę miałem wykład co i jak z jej jedzeniem, a dziś nic z tego nie pamiętam. Kolejna trenowała sztuki walki na poziomie zawodowym w igrzyskach mistrzów, ona z kolei odżywiała się samą zieleniną - kiełki, rzeżucha, szczypiorki itd. po 4 godzinach jej posiłków byłem podwójnie głodny i śpiący. W lodówce aż zielono i nie ma kiełbaski czy mięsa, bo tak się umówiliśmy, a kusiło i ssało w żołądku niemiłosiernie. Wyjechała na turniej międzynarodowy, były 2 listy i cisza. I tak straciłem kilka ładnych mądrych kobiet przez jedzenie. Jak czas pozwoli to wybiorę się do dietetyczki by mi ustawiła jedzenie pod leki, bo one jednak kolidują i utrudniają leczenie. Po szpitalu sobie wyliczałem różne produkty, ale szło to z oporami. Obserwując siebie zauważyłem dziwną reakcję na pomoc mojego organizmu. Niby to śmieszne i głupie oraz niemożliwe, to sam mózg mi podsyła rozwiązania które się o dziwo sprawdzają w jakimś procencie. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć logicznie - podobne do placebo ale nim nie jest, co na sobie sprawdziłem.

1 polubienie

Ja wkroczyłam w niejedzący, ze stresu -dzisiaj pierwszy posiłek zjadłam ok.16ej

O 16.10 to dopiero wyjeżdżamy z szpitala który jest przerabiany na covidowy, przed 18.00 jestem 110 km u siebie. Po drodze do domu 40 minut rowerowa rechabilitacja na przykurcze po paraliżu, szybkie zakupy, szybka kąpiel, czary mary w kuchni - była lazania, po 21.00 kolacja - była wątróbka, i przygotowanie do porannego wyjazdu. Pierwszym posiłkiem są leki o 5.30, potem kawa, i podjadanie podczas jazdy, śniadanie o 10.00 i tak do kolejnej delegacji zależy gdzie wyślą. Na stres jest dobra kawa i dobre ciacho albo lody. Ja bym się męczył i chaotycznie kontaktował, może nie zemdlał, ale wtedy to dużo wody pić by się nie odwodnić do 16ej. Zdarzało się pracować 24 x 8 h wolnego i przynajmniej kanapki musiały być, nieraz miałem bigos albo fasolkę. Stres życiowy zostawiałem w pracy, choć po szpitalu trudno to opanować będąc sparaliżowanym, wtedy zmieniałem myślenie na wspominanie wstecznego życia, co mi regenerowało pamięć. Człowiek jak chce czy musi to zawsze znajdzie sposób by zmienić nastawienie wolne od stresu, kłopotów