Przygoda z powieściami Agathy Christie to chyba jedna z najbardziej frapujących ,literackich przygód.
Niby Raymond Chandler czy Ross Macdonald zawsze przychodzą na myśl jako ci najważniejsi autorzy powieści kryminalnych ale bez Agathy Christie,nie wyobrażam sobie w ogóle,podejmowania tematu
Powieść z 1939 roku,znana jest światu bardziej jako 10 małych Indian lub 10 Murzynków.Obrazili się jednak tak murzyni jak i Indianie,choc z dzisiejszego punktu widzenia, trudno dociec dlaczego…Jest to jednak sprawa drugorzędna i chyba nie miejsce tu by snuć rozważania na temat poprawności politycznych…
Tym bardziej ze w końcu nadano tytuł chyba najtrafniejszy choć może najmniej zapadający w pamięć…
Tajemniczy pan Owen,zaprasza na malutka wyspę 10 osób,pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego.Jaki jest cel tego ekstrawaganckiego pomysłu?
Goście zjeżdżają się w umówionym terminie i nim na dobre się rozgoszczą,uslysza z płyty patefonowej,DLACZEGO zostali zaproszeni.A jest to ni mniej,ni więcej,krótki opis przestępstw jakich dopuścili się w przeszłości…
Takie odkrycie kart,sparaliżowalo wszystkich ale thriller zaczyna się gdy giną pierwsi z nich.A na stole,z niewielkiej rzeźby ukazującej 10 postaci, za każdym zabitym gościem, ubywa jednej figurki…I wszystko co się wydarzy,bedzie komentowane słowami piosenki o 10 murzynkach,ktorej słowa rozwieszone są we wszystkich,gościnnych pokojach…
Jakoś nie wyobrażam sobie aby ktoś nie słyszał o tej historii ale…Czasy mamy takie a nie inne i na wszelki wypadek, to tyle jeśli chodzi o fabułę
Książka napisana tak lekkim piórem że można chyba połknąć ja w pare godzin.Niemniej akcja jest perfekcyjnie wymyślona i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.Nawet teraz gdy zna się wszystko, jak w moim przypadku, od blisko 40 lat.
Nie znalazłem niestety ekranizacji z lat 50 albo 60 która kiedyś widziałem…Jest natomiast film zrealizowany ledwie 10 lat temu.
Dobry,nastrojowy,przypominajacy bardzo inne ekranizacje powieści autorki, zazwyczaj z Herculesem Poirot.Szkoda jedynie ze trwa prawie 3 godziny…Mimo wszystko, niepotrzebnie.
Cóż,nie byłbym sobą gdybym zaraz nie chwycił za coś bardzo podobnego.Może Śmierć na Nilu?Decyzja jeszcze nie zapadła…
A może"Zło które żyje pod słońcem"?I do tego film z moim ulubionym Poirot,Peterem Ustinovem…
Powieś dość znana, uwielbiam Agatkę, sporo jej książek mam. Uwielbiam jej pannę Marple, co nie znaczy, że nie lubię Herkulesa. Teraz trafiłam na filmy na podstawie jej książek. Autorów i nie podam, bo nie zapamiętuję nazwisk, ale zarówno Herkules, chyba właśnie ten Peter, jak i dwie Jene (w różnych serialach) są świetnie dobrane. Filmy też doskonale - ale to takie moje odczucia.
Agatę Christie zacząłem czytać gdy miałem 13-14 lat i praktycznie nie wyrosłem z tego.
Murzynki tp mój ulubiony kryminał. Do końca nie miałam pojęcia KTO !
Też nie wyrosłam! Mam całość…
Miala niepowtarzalny styl i jedna podstawowa zalete. Ograniczony krag podejrzanych. Nie grozi tam pojawienie sie lunatyka z zewnatrz.
Jezeli “angielska literatura kryminalna” ma ojca czyli Artura Conana Doyle’a to matką jest Aghata Christie.
Zdecydowanie stawiam tu wyżej matkę od ojca. Z A.C.D wyrosłem, z A.C. nie.
No dobrze, uznajmy ACD za dziadka?
Żydowskim targiem?
Peter Ustinov…Najwspanialszy Neron w histori wszelkich ekranizacji.Poirot to jego najpopularniejsze wcielenia.
Następny był oczywiście David Suchet.
Co ciekawe,obaj spotkali się na planie"Śmierci lorda Edgwarea".Ustinov jak Poirot,Suchet jako…komisarz policji
Nawet gdyby mi się na to zanosiło,zrobiłbym coś aby nigdy nie doszło do takiego"wyrastania".
Można i tak choć…Moim zdaniem Conan Doyle powinien przejść do historii jak twórca,niezwykłego S.Holmesa a nie jako autor powieści kryminalnych.Przede wszystkim dlatego że były to na ogół,opowiadania.Często bardzo krótkie.
Niczego mu nie ujmując,pisarzy z zacieciem detektywistycznym nigdy w Anglii nie brakowało.John Le Carre,Wilkie Collins [pisywał wspólnie z Dickensem],Dorothy L.Sayers,czy genialna Daphne Du Maurier…A przecież to tylko ta starsza generacja…
Holmes stał się dla mnie zbyt przewidywalny, a jego dedukcja bardzo prosta. Świat był zbyt czarno-biały w przygodach Holmesa. Natomiast nigdy nie udało mi się wyselekcjonować sprawcy u pani Agaty Christie. Jej logika mi imponuje do dziś.
Pozwolę sobie wrócić do dalekich wspomnień. W swym życiu spotkałem dwóch zadeklarowanych fanów Sherlocka. Jednym z nich był szewc z naprzeciwka, pan Kupka, świetny fachowiec, człowiek niewykształcony ale “żrący” książki. Był też absolutnie bezkrytycznym fanem Sherlocka Holmesa. Ja wtedy miałem 12 lat, on ponad 40. Kiedy zanosiłem mu buty do naprawy bądź przychodziłem po nie, potrafił z pamięci cytować całe fragmenty tych opowiadań. Jego syn, mój młodszy o rok ode mnie imiennik nie podzielał zamiłowań swego ojca ale później został kulomiotem i jako junior odnosił pewne sukcesy razem z innym moim szkolnym kolegą.
Drugim takim fanem był jeden z moich o rok starszych kolegów mieszkających na ulicy przyległej do mojej. Zamęczał każdego Sherlockiem ale, poza tym był w porządku. I ja wtedy byłem na etapie zauroczenia detektywem ale miałem innych ważniejszych bohaterów literackich.
I własnie o to chodzi.Te opowiadania bez postaci Sherlocka,straciłyby 50 lub więcej % wartości.Sam dr.Watson,mimo iz klasyczny i typowy,nie udzwignąłby,nawet chyba tych najwspanialszych jak “Pies Baskervillów”
Do tej pory w mojej biblioteczce jest kilka Sherlocków, a Pies Baskervillów na pewno. Oczywiście, że postać Holmesa jest w tych opowieściach wszystkim, a reszta to wypełniacze choć dr Watson też ma swoją indywidualność. A.C.D. dopasował ją idealnie pod sylwetkę głównego bohatera.
Zgadza się.Do tego dochodzi humor który uwielbiam.Humor ktory nazywam humorem" z drugiej ręki".Chodzi o taki który nie jest wcale najważniejszy a pojawia sie jakby przypadkowo.
Nie ma czasem nic piękniejszego jak konfrontacja zaskoczonego Watsona z blyskotliwością umysłu Holmesa.
A już sytuacja z opowiadania [chyba] Grecki tłumacz,gdy Sherlock spotyka swego brata Mycrofta i wymieniają w obecności biednego Watsona uwagi na temat spraw których rozwiązania znali tylko oni,rozbawiła mnie kiedyś do łez…
Faktem jednak jest że opowiadania A.Christie są znacznie bardziej skomplikowane i zaskakujące.I ten zamkniety krąg podejrzanych,wspomniany przez @okonek…
I pomyśleć że kiedyś ktoś nazwał to tutaj"czytadłem"
Jeszcze powiedz, że to wydawnictwo Hachette ( szytwna oprawa). Zaraz Ci pozazdroszczę
Właśnie to! Część kupiła Jula a potem na allegroudało mi się skompletować
Bo gdzie diabel nie moze tam babe pośle
Ten osobliwy humor też jest walorem. Nawet bawiła mnie niedomyślność dr Watsona w sprawach oczywistych. Kiedy zaczynałem to czytać byłem zbyt gówniarzowaty by postrzegać coś innego poza akcją. To przyszło w miarę mojego dojrzewania czytelniczego. Ofiarą tego padło wiele do tej pory wielbionych przeze mnie książek. Tytułów nie będę wymieniał gdyż nikogo nie chcę urazić. Po prostu wyrastałem z młodzieżowych i nie tylko lektur jak z ciasnych ubrań. Ale nie ze wszystkich. W mym sercu do tej pory jest twórczość Niziurskiego i zostanie tam póki serce biło będzie.
W Sherlocku zaczęła razić mnie naiwność tych dedukcji i śledztw. W pewnym momencie przestałem wracać do tej lektury. Byłem już na etapie detektywa Marlowe i tym podobnych. Zresztą do dziś Chandler utrzymuje się niezachwianie na moim piedestale. Bardzo szybko porzuciłem Joe Alexa, a Chmielewskiej nie trawiłem od początku.
Joe Alex to jednak imitacja.
A Chmielewska?
No to kiedys mi wpadla w rece jej ksiazka gdzie podrozowala samotnie jachtem przez Atlantyk. Az poszukalam tytułu “Całe zdanie nieboszczyka” Zdaje sie byl kradziony? I jacht , i trup.
W kazdym razie podjecie ryzka z nastepna książka bylo zbyt duże.