To jest jakiś niekończący się szampan od początku tego roku. Kilka wygranych turniejów, a teraz numer 1 niemalże bez walki. Chociaż bezwarunkowo zasłużony, gdyż Iga zaczęła grać niezwykle regularnie, nie pamiętam już kiedy przegrała w jakiś wczesnych rundach.
Oglądam głównie 8 minutowe skróty meczów, i fakt, Iga jest zabójcza i niebezpieczna dla wielu zawodniczek.
Obejrzałem przy okazji dwie rundy meczów z Osaką, i szok, bo Osaka też gra dominująco. Na razie dorobiła się złej reputacji związanej z jej emocjami. Lecz wszyscy nagle zapomnieli, że wygrała kilka szlemów od niechcenia… no wiadomo, ale z dużą dozą umiejętności i rozmachu gry. To samo teraz robi w Miami. Zobaczymy, czy płacz i cierpienia związane ze stresem wrócą.
Jednym słowem Iga ma się kogo bać.
Ale na tym to polega, gra z tyloma silnymi graczkami ostatnio, że zwyczajnie uodparnia się na grę na wysokim poziomie, i sama go zaczyna podnosić.
Znowu obracając wątek… Poziom w żeńskim tenisie dosyć się wyrównał, ale w dół… Jest wrażenie, że nie ma grupy zawodniczek trzymających topowe pozycje, w sposób autorytarny, haha.
Przecież kiedyś Radwańska mogła być chyba ze dwa razy jedynką światową w rankingu, tylko, jak nie Serena Williams to jeszcze była Szarapowa, lub nawet Azarienka. Były to zapory tenisa na samej górze.
Co do Igy jeszcze, nie odejmując jej niczego. To ona żyje w niezwykle dużym czepku szczęścia. Haha, coś tu w polszczyźnie namanipulowałem.
Rolanda Garrosa wygrała w Cowidzie, nie grało wiele silnych zawodniczek. Później mając taką zaliczkę, jest do przodu psychologicznie, i łącząc szczęście z umiejętnościami, wiele gier i rozstawień w turniejach jej naprawdę się udaje szczęśliwie. I z rozpędu wygrywa dużo i więcej niż mniej.
To, że Barty odeszła z tenisa u szczytu kariery, to jest temat na inne pytanie, ale można to tutaj to powiedzieć. Myślę, że jej gra była najbardziej dominująca po Serenie Williams. To, że odeszła, to może oznaczać kilka rzeczy. Tenis jej się znudził?.. bo nie miała z kim grać… bo za dobra. To, że ma swoje prywatne życie, oraz to, że żyjąc w Australii, nie chce jej już się jeździć po całym świecie żeby grać w różnych turniejach, latając po 16 godzin w jedną stronę, czy to będzie do Europy lub Ameryki… Ponoć jest to problem dręczący wielu australijskich graczy, którzy, żeby grać w tzw turze, muszę żyć w podróży przez większą część roku i nie są w stanie wracać do swoich domów i bliskich.
Trochę się wydłużyło.