Bo Tomala w niecałe 4 godziny 50km.
Nasi mają złoto w chodzie na 50km, a nasi brąz
A ile kilometrów w ciągu dnia przeszliście najwięcej?
Bo Tomala w niecałe 4 godziny 50km.
Nasi mają złoto w chodzie na 50km, a nasi brąz
A ile kilometrów w ciągu dnia przeszliście najwięcej?
Śpiochy jesteście, ale przynajmniej miła pobudka
23 km. Górami.
Najwięcej to 25km. W dodatku z 18kg plecakiem na grzbiecie. To był już piąty dzień naszej wędrówki i bez srodkow przeciwbólowych nie dałabym rady
nigdy nie liczylam.
ale zdarzalo sie poczuc nogi wbite w uszy.
12,5 km /h to bieg. raczej dam radę koło 5 km/h
Ale o co chodzi
W wojsku na poligonie przeszłem lasem ok 26 km z plutonem do stołówki, bo trepy zjadły nasze racje żywnościowe, i trzeba było pobrać nowe, większość paniczy załapała się na laczki, obecnie po mieście około 15 - 20 km, do szpitala około 8 km. Ogólnie lubiłem dużo chodzić na zabawy, dyskoteki itd a ostatni autobus czy pociąg nie poczekał , obecnie chodzę pieszo około 5 km dziennie rechabilitacyjnie / rowerem to około 30 km w swoim tempie po okolicach dziennie / inaczej są problemy
Coś ponad 20 km. Właściwie tylko raz mierzyłem odległość - Ze Szklarskiej Poręby do Karpacza główna granią Karkonoszy i to było 23 km
Otóż to.
Zawsze, jak był wybór wolałem rower. Tutaj nawet 200 km nie robiło na mnie wrażenia. Łazić jakoś mi się nie chciało, a jak już to do ok. 20 km, najczęściej w górach. W nich wiele razy zlazłem się jak przysłowiowy pies …
Takie chodzenia,
to dla mnie wspomnienia.
Na początku lat 70 łaziłem z Łeby na Boleniec, czyli na zachodni koniec wydm ruchomych, raz plażą, innym razem przez Rąbkę, poniemiecką betonówką prowadzącą do wyrzutni V2, a dalej przez całe wydmy. W pierwszym przypadku było nieco bliżej, o jakieś 2 km, a w drugim w obie strony, ok 33 km. Wcześniej, mając lat 11, przeszedłem z Łeby do Stilo, też plażą i z powrotem.
Aha, jeszcze w czasach narzeczeńskich wraz z przyszłą żoną, jej siostrą i koleżanką, miejscową przewodniczką, wokół Szczytnej Śląskiej “przespacerowaliśmy” ok 15 km po tych tam “pagórkach”. Byłoby więcej, ale ostatnie 10 km wróciliśmy pekaesem.
Zaliczyłem też spacerek ze Strzebielina do Lęborka w deszczu i wtedy byłem pięcioklasistą. Myślę, że to było, ca 12 km. Ale to już inna historia, w każdym razem nie dotarłem wtedy z dwoma kolegami do portu w Gdyni, żeby zakraść się na statek i popłynąć w świat. Musieliśmy szybko wysiąść w tem Strzebielinie, bo do pociągu wleźli rewizorzy. I tak skończyło się nasze marzenie o podróży w nieznany, wielki świat.
Jako dzieciaki chodziliśmy do lasu na jagody i to też było razem mniej, więcej do 12 - 15 km.
I na koniec wisienka na torcie. Na początku lipca czyli miesiąc temu, przeszedłem ze 3 km plażą w Pobierowie i nie dość, że zadyszki dostałem, to zaczęło mnie boleć kolano… Z tydzień czasu ledwo chodziłem.
najlepszym spacerkiem to jest trasa z sofy w salonie do kuchni (lodowka, czyli zapasy) i potem zapping - ozlocic tego co wynalazl pilota do TV
Cóż po tym wynalazku, jeśli moja żona po włączeniu telewizora kładzie pilota gdzie? Przy telewizorze!
Ja tam byle gdzie, dlatego ma przypieta dluga czerwona wstazeczke, a zastanawialam sie nad takim breloczkiem ulatwiajacym lokalizacje, ale to by trzeba jeszcze lokalizator do lokalizatora
Ale mojego kolegi zona nie przebije - pilota porzucil w lodowce.
Bo lodówka właśnie po to jest, by do niej wstawiać różne fajne rzeczy. Co ja się naszukałam i naklęlam, że nigdzie nie ma cukiernicy z cukrem! W końcu osłodziłam kawy cukrem z torebki, po czym sięgnęłam do lodówki po karton z mlekiem…
Naprawdę nie wiem, dlaczego umieściłam tam cukiernicę
Krynica Zdrój-Rytro przez Stary Sącz (ponad 40 km w górach), ale to było dawno i… prawda.
A to dlatego, żeby się nie zapodział :)))
A ja dwukrotnie w lodówce kluczyki do samochodu, i ze 3 razy klucz do mieszkania. Zawsze po zakupach. Teraz, jak mnie coś takiego ginie, to pierwsza rzecz, sprawdzenie w lodówce.
No bo wiadomo - lodówka jest po to, by do niej fajne rzeczy wkładać!