Bywa tez i tak
???
Wszystko rozumiem ale z krytykowaniem samodzielnosci to sie jeszcze nie spotkalem…
To musi byc jakas szczytowa odmiana kretynizmu.
Jula byla samodzielna “od zawsze”. Kiedys, sasiadka (w zlosci) rzucila mi “Jula nie jest samodzielna, ona ZA samodzielna!”. Zrobilam idiotyczna mine i stwierdzilam, ze nie rozumiem…
Dobre tlumaczenie leserstwa.
Tak siedzieje,gdy dziecko ma podane wszystko na tacy.
Biegac nie moze,bo moglby sie przewrocic,lub nie daj boze ubrudzic.
Ludzie na wlasne zyczenie wychowuja,inwalidow’’ zyciowych.
Na dodatek dys kalkula,dys ortografia.
Czekam kiedy wejdzie dys bzykanie.
Jakoś naszego pokolenia to nie dotyczy. Za moich czasów w szkole i na podwórku bardzo szybko człek oduczał się bezradności. No, ale ten system, z którego wyszliśmy, to dziś patologia pedagogiczna.
Zawsze mawiam: mnie to by trzeba bylo do wiezienia zamknac a Jule do jakiejs przechowalni… No coz, ale: umiala co dawala rade, nie pije, nie pali nie jara, porzadna, duzo CZYTA (!), uwielbia muzyke… Nie zachwalam: juz zajeta…
W naszych czasach,to byla by chanba,gdyby mama wstawiala sie za nami,bo ktos mi nos rozbil))
Samenu trzeba bylo kolesia sklepac,albo byc sklepanym i morda w kubel))
Ale byla jakas spojnosc mlodych ludzi.
Teraz kazdy sobie rzepke skrobie.
Ktora matka obecnie by pozwolila dziecku spac w lesie,w szalasie zbudowanym z galezi i jakiejs ceraty,bo o namiocie nikt nie marzyl,chyba,ze sie wypozyczylo.
Byla jeszcze jedna metoda,zna dys kalkule,dys ortogragie,pasek byl skutecznym lekarstwem)))
Mnie wystarczala reka matczyna…
Ten pasek,to symboliczna nazwa.
Nie bylem bity,ale nieraz bym wolal oberwac,niz rozmowe z ojcem.
A ze aniolkiem nie bylem,tych rozmow sporo bylo i pamietam,je do dzisiaj.
Ja kilka razy dostałem po dupie. Całkowicie zasłużyłem. No i doskonale wiedziałem za co.
Ale o wiele częściej to były rozmowy, no i czasem kary.
Jeszcze obowiązki domowe. Z tego nie można się było wywikłać, żadne zmiłuj się, to co było do zrobienia, musiało być wykonane. Dopiero potem luz. Najbardziej nie lubiłem trzepać dywanów na dworze i froterować napastowanych podłóg. Zimą ciężko było zbierać wypraną pościel ze strychu, bo z niej blacha się robiła. I weź tu miej czas na jakieś dyrdymałki, z których dziś problemy się robi.
A wyobrażasz sobie, Leoś, dzisiejszych bezradnych w dawnym wojsku? Buahahaha!!!
Wojo ma jednak dobre strony!
O tak,juz ich widze,na jesiennym wymarszu na 75km w pelnym oporzadzeniu,a to warzylo 35kg))
Lub chocby wiosennym na 50km z elementami taktyki.
Bez przesady, namioty byly, tylko tak ciezkie (nawet te malutkie) ze lepiej bylo jakas cerate i noz + siekierke na biwak zabrac ( a jak sie mialo wojskowa palatke vzy pozadny kawalek brezentu???) I nie oszczedzac na zaprowiantowaniu, bo czasem pola z kartoflami pilnowali…
@birbant ja czesc tych “bezradnych” to w wojsku widze, tylko nie beda zdaje sie ci, ktorzy ustawiaja sie w kolejkach, zeby szeregi maciarewiczowego WOT zasilic (wojsko tez wymaga myslenia niekoniecznie pozytywnego w kwestii( vide Szwejk), a kondycje mozna wypracować). Fani mundurków na ogol nadaja sie na mieso armatnie nie zolnierzy.
Odnoszę takie wrażenie, że dziś zrobiło się na odwrót. Dawniej w armii wśród poborowych zdarzały się sporadycznie samobójstwa lub ich próby. Były to jednostki z bardzo słabą odpornością psychiczną. Dziś, natomiast, odporne na tzw żołnierski stres są jednostki, a większość nie wytrzymała by skoszarowanego życia w jednostce wojskowej, że o szkoleniu nie wspomnę.
Wojsko tylko na obrazku ładnie wygląda.
Nigdzie nie napisalem,ze nie bylo namiotow,tylko,kto je mial w domu.
Namioty drogie były i trudno było je kupić.
A poza tym,to byla frajda,zbudowac taki szalas,czy ziemianke.
Wyobraz sobie teraz reakcje matki,gdy dziecko,bierze lopate i siekiere,twierdzac,ze idzie sie bawic)))
Zawsze ladnie na obrazku wygladalo. I we wspomnieniach dekownikow, mitomanow i oczywiscie generalow.
A samobojstwa byly zawsze, ale zamiatano to pod wycieraczke i jesli prowadzono jakieś statystyki to byly one scisle tajne.