Dla mnie w dzieciństwie to była normalność, Spało się w szałasach w lesie, do którego maszerowaliśmy ponad 10 km za miasto. A kanapki, które nam mamy przygotowały miały tam niebiański smak. Tak, jak i kiełbasa podpiekana nad ogniskiem. Lat mieliśmy wtedy od 9 do 14.
Mialem ta przyjemnosc,ze lasy mialem w zasiegu reki,.
Nie byla to puszcza,ale niemniej mozna sie bylo niezle bawic.
Do naublizszego lasu mialem niecaly kilometr.
Owszem,samobojstwa byly,ale tez bylo sporo wypadkow smiertelnych.
Te czesto byly przedstawiane(rodzinie),jako samobojstwa
W Lęborku do najbliższego lasu było nam 6 km. Z jeziorem. Miejsce obfitowało w jagody szczególnie. Ale na maliny i jeżyny chadaliśmy dalej. Tam były nieprzebrane ilości tych owoców.
Ja mialam, a wlasciwie tato i to nawet dwa - jeden duzy z przedsionkiem i drugi malutki, taki na dwie osoby +ewentualnie dziecko. Dla taty wakacje bez jakiegos czasu pod namiotem to nie byly wakacjami, mama byla innego zdania, ale to temat na inna bajkę. Ja bakcyla biwakowania polknelam. A palatke to mialam jeszcze ruska i niemiecki plecak z klapa z krowiej futrzanej skory tez. Pamietajacy chyba I swiatowa. Podstawa takich wedrowek to oczywiscie oprocz umiejetnosci radzenia sobie przy minimum srodkow bylo przygotowanie takiej wyprawy. Pewnie, ze nie bylismy zupelnie bez opieki - wyedy zylo jeszcze sporo ludzi pamietajacych ruchy skautowskie, ktorzy wojne przezyli jako dzieci i często spolecznie pracowali w harcerstwie ( nie mylic z komunistyczna wierchuszka pan instruktorek w lakierowanych fryzurkach i butach na szpilce czy garnituromanow w srodku lasu…)
Niestety w dziecinstwie nie mialem namiotu.
Ale sobie radzilismy z kolegami,wlasnie budujac,szalady,czy ziemianki.
Byla frajda.
Jest przynajmniej co wspominac))
Ja też o namiocie własnym tylko pomarzyć mogłem. Zresztą i później takowego nigdy nie miałem.
Teraz latem to mozesz sobie lozko do ogrodu, moskitiera i namiot niepotrzebny…
Dla mnie lepsze to, niż gry komputerowe i inne takie. Ale to już minione czasy. Dziś dzieciak bez smartfonu się nie liczy.
Wlasnie cos takiego planuje na ogrod,ale raczej w formie altany,gdzie moglbym spac w upalne noce.
Ale tym sposobem,bawiac sie,uczylo sie wielu pozytecznych/przydatnych rzeczy.
I pozbywało bezradności.
Teraz kaz mlodziencowi wspiac sie na drzewo,ktore galezie ma dopiero na wysokosci 6-7m.)))
Placz i zgrzytanie zebow)))
Nie przesadzaj, dasz blanta plus kielicha to podftunie zamiast sie wspinac…
No tak,my co najwyzej mielismy ,napoj bogow’’ ,patykiem pisany’'))))
Co raczej zwiekszalo sile grawitacji)))
No i widzisz jakie harmonijne te wyprawy byly?
A “tereny lowieckie” to siegaly po kilkanascie km poza oficjalne granice Lodzi.
Dzis matki to umierają ze strachu jak dzieciak od kompa sie odklei i z oczu zniknie. Inna sprawa, ze poruszalismy sie stadnie i jednak jeden drugiego pilnował. Niekoniecznie starszy mlodszego.
birbant,do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic jesli tylko sie chce.Jak sie ma 18-21-22 lata,w niejednej glowie zmiany a nawet rygor,bylyby mile widziane.
Natomiast wojsko akurat,potrafi byc czystą patologia a to czego slabsi nie wytrzymywali znacznie czesciej niz sie o tym pisalo,to wszelka przemoci tzw.fala.
O zlosliwosci ludzkiej nie wspomne.Tym bardziej jesli plynela ona z gory a nie ze strony kolezenstwa.
Wojsko czyni z chlopca mezczyzne w takim stopniu jak burdel z dziewczyny,kobiete [ Marnix Gijsen-pisarz belgijski]
A ja nie mam nic do dodania.
ci co przetrwali przeciez musza sie pochwalic wnukom a co???
Nie przesadzajmy z tym wojskiem. Fakt, w armii jest patogenny pierwiastek, ze względu na swą strukturę, ale, można to opanować odpowiednim zarządzaniem. Całe pokolenia służyły w wojsku, nie wpłynęło to na dalsze życie zdecydowanej większości mężczyzn negatywnie. Szły dziewiętnastoletnie chłopczyki do armii, po dwóch latach wychodzili bardziej zaradni życiowo, niż dzisiejsi maminsynki mający 21 lat i więcej. A ta fala nie tylko w wojsku miała miejsce. Występowała tam, gdzie było kiepskie dowództwo.