Poniewaz nie dawalam rady to przeszlam na emeryture…
Jak przyjdzie sasiadka to same k… leca!!!
To tym bardziej bez sensu, kiedy weźmie się pod uwagę, że ludzie często bywają zdrowi całymi latami, a potem, po jednokrotnym rozchorowaniu się/wypadku zaczynają przez jakiś czas ciągnąć się za nimi kolejne (tu coś jest niedoleczone, tam było źle rozpoznane i nieprawidłowo leczone, tam powikłania, u kogoś jeszcze po prostu po chorobie osłabił się układ odpornościowy i do czasu jego regeneracji go będzie co jakiś czas ścinać itd.). W ten sposób wyjdzie, że ktoś będzie uczciwie pracował bez żadnych zwolnień przez naprawdę długi czas, a potem nagle albo przymierał głodem/nie miał na leki, albo chodził chory do pracy (jeśli będzie w stanie) i załatwiał się coraz bardziej…a ktoś inny będzie “chorował” sobie spokojnie, regularnie, w granicach dozwolonych wg ustawy
Ja, akurat w takiej sytuacji jestem. Nie chorowałem dziesiątki lat, a składki płaciłem. Na szczęście jestem w miejscu, gdzie takie niedorzeczności nikomu do głowy nie przychodzą. Mam nadzieję, że i w Polsce nie dojdzie do takiego czegoś.
Przecież u nas też kiedyś chodzili po domach sprawdzając czy chory mając przepisane leżenie w łóżku rzeczywiście w nim leży. Zdaje się że to zakłady pracy były do tego upoważnione, ale nie wiem na pewno, bo w tamtych czasach w ogóle na L4 nie chodziłem.
A może to jeszcze działa?
Kontrolowac to kontroluja, bo cos ostatnio czytałam, ze awantura byla jak czlowiek w czasie zwolnienia jak mu sie pogorszylo ponownie poszedl do lekarza a akurat przyszli go sprawdzic
Nie wiem, czy dziś to działa w Polsce, ale faktycznie, taki przepis w PRL był. Z tym, że przez prawie 40 lat nie spotkałem się z jego praktycznym zastosowaniem.
Jak kogos chcieli to skontrolowali, ale to musial byc ktos kto podpadl. Zreszta byly zwolnienia typu “moze chodzic”
Mnie nigdy nie skontrolowali…
U mojej sąsiadki był kontrola (z 4-5 lat temu). Na szczęście rzeczywiście była chora i była w domu.
Teraz, po ogromnych redukcjach pracowników, zakłady pracy nie ma kogo wysyłać na takie kontrole, robi to chyba tylko ZUS.
Już czegoś się dowiedziałam o tych 90 dniach. Spotkałam kogoś z ZUSu i zapytałam o ten projekt. Ponieważ mają masę zwolnień L-4 od ludzi, którzy przepracowali tydzień, dwa i idą na zwolnienie, to chcą ukrócić praktyki stosowane przez osoby, które niespecjalnie chcą pracować.
Teraz też będą mogli pójść, ale dostaną tylko 50-60% wynagrodzenia. Dopiero po 3 miesiącach ich zwolnienia mają być tak płatne, jak teraz.
Inna sprawa to etyka lekarska, która pozwala na dawanie zwolnień ludziom zdrowym ;(
Zam lekarza, który za 50 zł załatwi wpis do książeczki zdrowia. Zbiera się książeczki od pracowników, a lekarz stempluje hurtowo nie oglądając nawet pracownika.
Problem niewątpliwie jest ale widzę go gdzie indziej.
Ile razy czytamy w prasie że kogoś na wysokim stanowisku zwolniono czy ukarano, a kiedy dziennikarz chce u źródła zasięgnąć informacji okazuje sie, że “poszedł na zwolnienie” i nie odpowiada. Sam zwrot że poszedł na zwolnienie jest jednoznaczny a jednocześnie bez zająknięcia jest ogłaszany. Delikwent nie obawia sie że ktoś to “pójście” sprawdzi, bo na wysokich szczeblach nikt takich kontroli nie odważa się przeprowadzać.
Nie bez powodu funkcjonuje powiedzenie o świętych krowach.
Nawet, jak się odważy, to podważy opinię lekarza? Pacjent ma no. załamanie nerwowe i musi “iść na zwolnienie”. A uciekanie się do L-4 jet też często praktykowane, bo lepiej “pójść na zwolnienie”, niż “zostać zwolnionym”. A takie “lewe” zwolnienia, “chodzą” już od 200 zł wzwyż
Pisano też o przypadkach że gość na którego w kadrach zwolnienie czekało aż wróci z L4, “chorował” sobie kilka miesięcy i pobierał oczywiście kasunię co miesiąc.
Jakies ograniczenia to chyba sa jesli chodzi o dlugosc zwolnienia?
Bo potem wysylaja na komisje rentowa? Chyba, ze cos zmienili i mozna chorowac dłużej?
W ogole to ja sie zastanawiam czy ktos nad tymi wszystkimi przepisami panuje?
To nie jedyny przypadek, bo prawo mamy chore, a ludzie to wykorzystują.
Oczywiście ograniczenia są. Kiedy jednak ktoś bardzo mocno chce pochorować sobie dłużej, to ponoć możliwości są duże. Tylko oczywiście nie każdy potrafi.
Pojęcie “długo” jest pojęciem względnym. Można chorować do 6 miesięcy, później, jeszcze 3, o ile (tu już komisja lekarska) stwierdzi, że chory rokuje powrót do zdrowia. Jeśli nie, to delikwent idzie na komisję rentową (po 9 miesiącach).
Te 1/2 roku jest wykorzystywane na maxa przez tych, którym grozi zwolnienie, później, dalsze L-4 nie jest takie proste.
I tak dla pracodawcy to szmat czasu (brak pracownika to albo zatrudnienie na zastępstwo, albo nadgodziny dla pozostałych. Tak, czy tak - ogromne koszty.
Dla pracownika to tylko część jego stażu pracy. W zasadzie kaska za darmo.
Jak sie jest naprawde chorym to taka kaska za darmo nie jest.
A rehabilitacja czesto jest trudniejsza niz praca pozniej.
Problemem jest, ze chcac uderzyc w cwaniactwo utrudnia sie zycie uczciwym, bo jak to mawiaja g@@@ i tak wyplynie.
Masz rację, choroba kosztuje. Ja odnosiłam się raczej do lewych zwolnień, uciekaniem od wypowiedzenia umowy o pracę, niż rzeczywiście chorych, czyli o etyce/moralności/uczciwości lekarskiej.
Jestem rozgoryczona, bo koleżanka-ginekolog, która w szpitalu powołuje się na klauzulę sumienia w sprawach aborcji, w gabinecie prywatnym nie ma sumienia w sprawach właśnie takich lewych zwolnień.