Taki wariant: część etatu, godzina drogi w tym 10min.przez malowniczy teren wzdłuż drogi, gdzieniegdzie domki. (Może nikt łba nie ukręci i nie potrąci).
Obecnie 38 km. Przez około pół roku miałem 134 km. W Danii znałem kolesi, którzy dojeżdżali każdego dnia ponad 200 (w jedną stronę).
Generalnie jak dobra droga to do 100km żaden problem.
max co mialam, to poltorej godziny w jedna strone, kolejka podmiejska bo autem z madryckich korkach? - ale to byla sytuacja kryzysowa czyli rozkrecenie duzego stoiska w hipermarkecie i przygotowanie tubylca do przejecia paleczki. na szczescie krotko. trzy miesiace.
o turystyce pracowniczej nie wspomne - najdalej do bazy matki bylo 4,5 tys km.
ale mieszkanie na miejscu firmowe.
Niczego bliżej nie znalazłaś?
Tylko część? A gdzie druga część? Godzina w inną stronę? To Ty w drodze do pracy będziesz prawie tyle samo co w pracy? A chociaż warunki pracy dobre? Ludzie wyglądają na fajnych?
Ech… ludzie nie będą się drzeć i to jest atut tej oferty. Resztę zobaczę na rozmowie. A drugą część mam. Warunki pracy jak wszędzie (na szczęście nie mogą zapłacić tyle, ile by chcieli). Myślę, czy to gra warta świeczki, czy nie przeczekać, bo mam sprawę do ukończenia i jakiś tam zarobek i czy nie szukać np.od za miesiąc. Hulajnoga w miarę przyzwoita by kosztowała prawie miesięczny zarobek, ale i tak nie wiem, czy bym moją krwawicę na nią wydała.
No niestety - decyzję musisz sama podjąć. Jak nic ciekawszego się nie szykuje, to… sama wiesz.
To sprawa losowa, czy się szykuje. Ja nawet na hulajnodze dawno nie jeździłam. Plusem są wygodne przesiadki w obrębie przystanku i blisko do autobusu z domu. Ale to wzdłuż drogi mnie lekko przeraża, choć byłby to godziny ranne.
Ech…dziękuję. Zobaczę co i jak, chociaż mam mieszane uczucia po obejrzeniu google map.
Najdalej miałem z holenderskiego Kerkrade do belgijskiego Eupen. 39 km.
A w ostatniej swej pracy z Bocholtz w Holandii do Eschweiller w Niemczech - 25 km. Ale większość autostradą, czyli niecałe 15 minut.
jako zawodowy kierowca to powinienes miec doplate za fatalne warunki dojazdu do pracy na trasie - ja sie smialam, ze mi sie taki dodatek nalezy - bo wstac, nie zaplatac sie w dywanik przy lozku i nie potknac o kota zanim nie dotre do biurka i komputera (a wtedy praca zdalna, przynajmniej czesciowo, byla rzadkoscia)
Dojazd musi się opłacać. Trzeba odpowiednio zarabiać.
to tez prawda - ale tez i zalezy od stylu zycia i sytuacji rodzinnej i oczywiscie umowy o prace.
te ostatnie sa ograniczone jakimis tam przepisami, ale mozna sporo wtargowac, chocby w kwestii zwrotu kosztow przejazdu.
temat rzeka jesli o to chodzi.
na krotka mete jak pisalam, mozna wiele wytrzymac jak idzie za tym zysk, ale dluzej? nie zyje sie dla pracy…
Dojezdzalam przez 10 miesięcy pociagiem godzine i 15 minut w jedna strone.
Raz zrezygnowałam z pracy u jednego z najlepszych szefow kuchni, bo musialabym znowu tyle dojezdzac… za kazdym razem jak go widzę w TV to pluję sobie w brodę Jednak zamiast tego dostalam prace 15 minut od domu i zarabiałam bardzo dobrze… cos za cos.
Robie to rowerem.Ok. 3 mile w 15 w jedna a 25 minut w druga strone.Teren mocno pofaldowany.Staram sie za wszelka cene aby to nigdy nie przekraczalo 45 min.A ile to jest kilometrow to sprawa mniejszej wagi,jesli jest komunikacja.
Jeszcze w Polsce będąc, przez kilka lat pracę miałem po drugiej stronie ulicy.
Zyc to niczego nie zalowac.
Nigdy nie wiadomo ja by sie potoczyly nasze losy, gdybysmy podjeli inna decyzje.
Co by bylo gdyby? To dobry temat do trenowania wyobrazni.
Też tak miałem… i potrafiłem się spóźnić.
Pamietam moja pierwsza prace i tzw. kadrowa, ktora liste obecnosci zabierala jak radio kolchznik zglosilo punkualnie siodma. Dostajaca orgazmu chyba jak co miesiac przedstawiala liste spoznien swojemu przelozonemu. Ja po miesiacu nie wytrzymalam.
Ponieaz osobka byla uzalezniona od roznego typu natrectw odczekalam i do puszki z herbata dosypalam srodka przeczyszczajacego. Poniewaz sadystka dzien zaczynala od szklanki herbaty skuteczne to bylo.
Pzniej to nie wiem, bo po stazu zmienilam firme.
Ja miałem kiedyś szefa który potrafił z zegarkiem czekać i za spóźnienie premię obcinać. Zniszyliśmy go jego własną bronią… Kiedyś jak był na wyjeździe wywaliliśmy bezpieczniki a na polecenie wymienić powiedzieliśmy noooo ale nikt nie ma uprawnień.
Wiesz mimo, ze restauracja ktora wybralam byla beznadziejna(pod wzgledem jedzenia) to z jakiegos powodu ludzie zarzucali nas napiwkami… a to drugie to bylo bardziej deli, wiec napiwkow by pewnie duzo nie bylo… chociaz klienci pewnie bogatsi, ale czy napiwki lepsze by dawali przez to? Plus wydawalabym 200 funtow miesiecznie na dojazd. No i moj facet tez sie zalapal na prace tam gdzie ja i dzieki temu bylo stac nas na podroze I zaoszczędziliśmy sporo na wyjazd do Australii, wiec to byl ogolnie dobry wybor.
Czasem w samym mieście jest daleko. Moje miasto ma tak dużą przestrzeń, że z centrum do miejsca pracy miałem kiedyś ok 27 km. Jak się miasto korkowało z powodu dużych imprez, to zdarzało się że wracałem z tego miasta do tego samego miasta… przez 4 miejscowości leżące w innym kraju Żeby objechać korki i wjechać z drugiej strony.