Jedzenie więcej jest normalne, bo dieta bezmięsna jest zwykle mniej kaloryczna.
Że jest przyszłość, to się zgadzam, zwłaszcza, że teraz powodów do przechodzenia na wegetarianizm jest sporo. Łatwa dostępność zamienników, kwestie ekonomiczne (bez kupowania nadmiaru zamienników, które są drogie, to tania dieta), zdrowotne (jednak ogarniamy, że nadmiar mięsa w diecie nie jest zdrowy, zwłaszcza, że jakość mięsa teraz pozostawia sporo do życzenia, a jwdnym z czynników ryzyka większości chorób cywilizacyjnych jest nadmierne spożycie mięsa-miażdżyca, otyłość, niektóre nowotwory etc.), etyczne (warunki w hodowlach tym bardziej pozostawiają sporo do życzenia), ekologiczne.
Główne zalety wegetarianizmu i weganizmu to praktycznie zerowe prawdopodobieństwo zacjorowania na miażdżycę i śmierci na zawał serca, mniejsze ryzyko nadwagi i otyłości, nadciśnienia, cukrzycy, mniejsze ryzyko zachorowania na niektóre postacie nowotworów, większa podaż większości witamin i minerałów, tłuszczy nienasyconych, błonnika.
A główne wady to zwiększone prawdopodobieństwo zachorowania na depresję (chociaż wegetarianizm to czasem chyba bardziej objaw skłonności do depresji, bo człowiek jest bardziej wrażliwy itd.), ryzyko niedoborów, anemii (zwłaszcza tej złośliwej, tej spowodowanej niedoborem żelaza też, ale z żelazem wegetarianie zdecydowanie lepiej sobie radzą niż z witaminą b12, której niedobór powoduje anemię złośliwą), osteoporozy (też w wyniku niedoborów, z kolei wapnia), konieczność przyjmowania suplementów.
No i wiadomo, nie każdemu służy dieta wegetariańska, ale tak samo nie każdemu służy dieta mięsna, więc zarzucanie wegetarianom, że sobie szkodzą, mnie bawi tak samo jak zarzucanie mięsożercom tego samego, szkodzić sobie można ewentualnie nadmiarem mięsa lub nierozważnym wegetarianizmem z olaniem swojej diety, a nie samym jedzeniem mięsa lub nie.
Ja nie mogę… @okonek czy ktoś tam, można ramkę tam wcześniej?
Ładnie proszę.
Byś sie zdziwiła jakie to bywało “ważne”
A swoją drogą, wspominałam coś o unikaniu nabiału? Jak widzę sernik, to przestaję unikać
No i slusznie.Bo jak Ciebie czytam w tym temacie to…mam wrazenie ze mi sie petla na szyji zaciska
Mam wit d3 w normie a jej nie łykam.
Suplementuje tylko zioła i mięso. Wyników lepszych od lat nie mialam.
Słoneczko?
Przy jedzeniu ryb typowo, 1 raz w tygodniu w piątek i używaniu kremów z filtrem lub w okresie jesienno-zimowym, jest praktycznie nierealne, żeby nie mieć niedoboru D3. Chyba, że właśnie tutaj jedziesz na zapasach jeszcze z lata czy jakiegoś urlopu (pozyskanych też ze słońca i braku kremu z filtrem lub za niskiego filtra). Żeby mieć witaminę D z jedzenia w normie, musiałabyś chyba codziennie jeść tłustą rybę. Spróbuj oznaczyć witaminę D3 w środku zimy, wątpię, żebyś nie miała niedoboru.
A ja jedząc mięso i unikając ryb, bo ich szczerze nie znosiłam i dalej nie znoszę, miałam całkiem spory niedobór D3, z którego sobie wcześniej nawet nie zdawałam sprawy, dopiero przy suplementacji, i to możliwie jak najlepiej przyswajalnej (krople, i to w formie leku otc, nie suplementu) jest ok.
Żelazo z kolei, jedząc mięso, miałam niższe niż nie jedząc go, ale, jak pisałam, jem praktycznie same produkty bogate w żelazo, wcześniej mięso było moim praktycznie jedynym jego źródłem.
Ale, też jak pisałam i co do czego chyba się zgadzamy, każdy organizm jest inny i ma inne potrzeby. Mi służy dieta bezmięsna, a nie służy mięsna, Tobie na odwrót, i ja w tym nie widzę problemu
Spokojnie, przy żywieniu przeze mnie nikt jeszcze nie narzekał
A wegany mają nawet swoją wersję sernika, robi się z tofu, nazywają to tofurnik i jest przepyszne, jadłam raz, ale z “normalnym” sernikiem wygrywa
Hoooray!!!
And the winner is…
znalazlam ciekawostke - jak odzywial sie Michael Phelps:
(oczywiscie jak trenowal, ok. 12000 kcal)
Na śniadanie: trzy podwójne sandwiche z jajkiem sadzonym, z serem, pomidorami, sałatą, smażoną cebulą i majonezem; następnie trzy naleśniki z kawałkami czekolady; omlet z pięcioma jajami, trzema grzankami pokrytymi cukrem i miską owsianki kukurydzianej; Wszystko przy dwóch filiżankach kawy.
Na lunch: pół kilograma makaronu z sosem; dwie kanapki z szynką i serem na białym chlebie z majonezem, napoje energetyczne.
Na obiad: kolejne pół kilograma makaronu - być może z sosem miesnym - plus duża pizza i więcej napojów energetycznych.
kolacji nie podaja, chyba nie jadal, bo nawet dla niego bylaby to przesada
no i czego marudzisz. masz juz kolorek.
ramek tu nie ma.
a o serniku nie wspominaj bo tylko mi apetytu narobiles, a do miasteczka po ser jechac mi sie nie chce.
wlasnie sie wyspacerowalam i mam zamiar zajac sie odgruzowaniem kuchni.
To byl wyczynowiec.Gdyby odzywial sie paprochami,sianem lub trawą to nie przepłynąłby nawet 2 dlugosci bezsenu
ja tak policzylam, ze na tym bym tydzien przezyla prawie najedzona- choc zestaw jesli chodzi o potrawy no to moze poza nalesnikami dla mnie za ciekawy nie jest.
Gdy boksowałem, żywiono mnie w kasynie oficerskim. Podstawą było mięso, warzywa i owoce. Oraz nabiał, dużo mleka. Jak najmniej zup, które lubię. W zasadzie w tamtym czasie jadałem zupy tylko latem w okresie roztrenowania. Niewskazane też był nadmiar wyrobów mącznych. To limitowano. A, w ogóle, to miałem być najedzony. Prawdę mówiąc i ja, i wielu innych zawodników nie bardzo się tym przejmowało, każdy jadł, co lubił, byle do syta.
Sprawdzilem raz jeszcze i:won z sałatą[nie jestem królilkiem!].Precz z napojami energetycznymi bo to jest śmierdząca trucizna.
No i nalesniki wole z serem i rodzynkami lub dzemem niskoslodzonym,za to z cukrem pudrem.Plus KONIECZNIE herbata zamiast kawy ktora lubie w odmiennych okolicznosciach i znacznie pozniej.
Reszta ok.
to Amerykanin, oni kawe maja koloru porzadnej herbaty…
u mnie won pizza i makarony - to sa potrawy typu ostatnia deska ratunku, zeby nie jesc kaszki manny czy owsianki.
Bo na tym przykładzie widać, że większość diet układanych pod zawodowych sportowców wcale nie jest zdrowa, tylko ma sprawić, żeby osiągali jak najwyższe wyniki, niezależnie od tego, jak ich organizm się na to zapatruje
Sam cukier i białko (i to chyba zdecydowanie na korzyść cukru), minimum witamin, kofeina chyba na skraju przedawkowania.
A ja teraz jem krem z dyni z prażonymi pestkami dyni i słonecznika
i badzo to apetycznie brzmi
ja bym jeszcze kleksa oliwy na to dala.