Mój tata też zastosował podobną terapię wobec mnie, gdy miałem 8 lat. Wziął mnie do cukierni i powiedział; - a teraz synku jedz co chcesz i ile chcesz.
No to zeżarłem 12 tortowych ciastek i poprosiłem o jeszcze. Tata był dziwnie biały na twarzy i powiedział, że: dosyć, bo może, jednak mi to zaszkodzić.Gdy wróciliśmy do domu, poprawiłem sześcioma jajkami na twardo. A potem pobiegłem na podwórko do kolegów i graliśmy w piłkę.
Ale miales SPUST!!!
Gorzej jak dzieciaki opychaja sie slodyczami i w pilke grac nie pojda. Ja uwazam, ze jak dziecko je slodycze i oprocz tego normalne jedzenie i nie tyje to ttlko sprawdzic czy kloptow z tarczyca nie ma i niech wcina. Ja mam slabosc do wszelkiego rodzaju pestek i orzeszkow, ale nie takich juz obranych a w lupinkach, zeby sie samemu dobrac.
Nie tyłem, a w jednym miejscu usiedzieć nie potrafiłem. Chyba że książkę czytałem.
To mi przypomina gdy na autostopie,zorientowalem sie ze nic nie wzialem do jedzenia.No i kierowca powiedzial bym sie czestowal.A mial tylko surowe jajka i…gruszki.
Wysaczyłem jak nie przymierzając kuna,4 jajka i zjadlem kilka gruszek…W pare godzin pozniej zameldowalem sie w Koszalinie zupelnie zdrów
Jak jedzenie swieze to zaden zwariowany zestaw nie zaszkodzi. Nawet sliwki popite piwem rewolucja nie beda
Skąd czerpiesz żelazo?
Z żelazem na diecie wege i vegan nie ma najmniejszego problemu, o ile się odżywia przynajmniej odrobinę racjonalnie
Ja mam akurat dobre wchłanianie żelaza+spożywam je praktycznie w każdym posiłku czy nawet przekąsce.
Codziennie jem na śniadanie owsiankę z suszonymi owocami, orzechami i wiórkami kokosowymi. Wszystkie te produkty z osobna mają sporo żelaza, a ja je walę w jeden posiłek i do tego dobry
Na obiad z kolei od jakiegoś czasu codziennie jem kasze z warzywami lub soczewicą lub jakieś inne rzeczy z dodatkiem tych produktów (np. zupa, jak w drugim daniu ich nie ma). Kasze i soczewica też mają dużo żelaza. Lubię zielony groszek (też dużo żelaza), brokuły (to samo), szpinak (też sporo, chociaż mniej niż się powszechnie uważa), fasolkę szparagową, uwielbiam buraki (jedne z najbardziej bogatych w żelazo roślin) razem z botwinką (która ma chyba jeszcze więcej żelaza), zjadam też natki z marchewki i pietruszki (też sporo żelaza), w lecie dużo czerwonych owoców, na co dzień jako przekąski np. kalarepę z hummusem (i kalarepa, i hummus mają sporo żelaza), wszelkie pestki, nasiona, kiełki itd. (też), produkty typowo dla wege też zwykle są bogate w żelazo, bo są na bazie soi lub innych roślin strączkowych (tofu, hummus, większość lepszej jakości wege podrób mięsa). W efekcie np. moja przyjaciółka jedząca mięso i nabiał, ale za to jedząca mało różnorodnie warzywa i owoce, ma anemię z niedoboru żelaza, a ja mam żelazo i ferrytynę pośrodku przedziału normy lub bliżej górnej granicy (w zależności od normy, to “pośrodku” to było dla normy zwykle uznawanej dla mężczyzn o średnim wzroście, masie, przeciętnej aktywności itd.). Aha, żelazo zwykle jem w towarzystwie witaminy C, bo lepiej się przyswaja, o czym pewnie wiesz.
Peoblemem dla wegetarian i wegan jest witamina B12, jeśli już, która jest chyba jedyną, którą zawsze trzeba wtedy suplementować. Ale z suplami dobrej jakości to nie jest nic strasznego. I tu efektem niedoboru (ujawniającym się dopiero po okresie kilku lub nawet kilkunastu lat, bo organizm sobie gromadzi spory zapas tej witaminy, dlatego wielu wege go olewa do czasu, aż nie mają z tym problemu-co jest głupie) jest anemia złośliwa. I to ją raczej mają weguski, nie tę z niedoboru żelaza (chociaż też się zdarza, ale to trzeba się naprawdę tragicznie odżywiać lub mieć słabe wchłanianie żelaza).
Chipsy są rakotworcze? Ciekawe czy prędzej dostane raka od chipsów czy papierosow
Wszystko jest rakotworcze w nadmiarze, a juz najbardziej zycie. I Czernobyl
Jak ktos ma tzw. dobre geny to nic go dlugo nie ruszy.
Żelazo dzieli się na hemowe i niehemowe. Wchłanialność z weganskich dań to jest kilka procent.po drugie zależy ile jesteś na tej diecie. Uważam te dietę za wysoko szkodliwą bo sama nie jadłam mięsa i pamiętam jak kilka osób tutaj pisalo że mam się ogarnąć (chwała im za to). I mialam zbilansowaną dietę i dorobiłam się anemii. “Poki co Twój organizm jedzie na zapasach. Potem zaczniesz się sypać” - słowa mojego kolegi dr nauk medycznych. Nie pomylił się. I dopiero od 1.5 roku jem wątróbke, steki i czuję się ekstra.
Dobry stek nie jest zly, a kazdy pretekst zeby go zjesc jeszcze lepszy
Wiem, jak się dzieli żelazo
Wchłanialność żelaza hemowego jest na poziomie chyba ok.20 czy tam 25 %. Niehemowego-ok.5%, z jakimiś wahaniami w zależności od jakichś innych czynników, czego już dokładnie nie pamiętam.
Dlatego wegetarianie i weganie oprócz żelaza we krwi powinni badać też ferrytynę, czyli ten zapas, no i oczywiście hemoglobinę, bo to pokazuje tak naprawdę, czy na bieżąco są w stanie wykorzystywać to, co zjedzą. Jak wyżej-ja jem żelazo głównie w produktach roślinnych (no i czasem jajka), ale za to mam bomby żelaza w każdym posiłku, czyli spożywam żelazo słabiej przyswajalne, ale w większej ilości, bo pakuję produkty bogate w nie do wszystkiego. Plus łącząc je z witaminą C, która zwiększa wchłanianie żelaza.
W efekcie mam wysokie żelazo, ferrytynę i hemoglobinę mimo niejedzenia mięsa, które mi szkodzi i które i tak jeść mogłabym najwyżej w bardzo pgraniczonych ilościach. Nabiał też mi szkodzi, bo nie toleruję laktozy, i nabawiłam się nietolerancji laktozy właśnie w wyniku nadmiernego spożycia nabiału
Nie uważam, żeby każdy mógł być wege, ale niektórym taki rodzaj diety pod względem zdrowotnym odpowiada, i to bardziej niż jedzenie mięsa czy ryb i nikogo do wege nie zmuszam
Ale mi to pasuje i nikt nie miał problemów z moimi wynikami ani nie sugerował, że jadę na zapasach. Zapasy żelaza kończą się bardzo szybko, btw, Twój kolega miał na myśli witaminę B12 (z którą bez supli naprawdę jedzie się na zapasach, a skutkiem, jak wyżej, jest anemia złośliwa), tego akurat jestem pewna.
Nie mam nic przeciw wegetarianom, każdy robi, co uważa.Sam kiedyś eksperymentalnie postanowiłem przez miesiąc nie jeść mięsa. Miałem wtedy ponad 30 lat. Wytrzymałem 26 dni. Pierwsze objawy były na siłowni, po kilku treningach już po rozgrzewce miałem dosyć i było po treningu. Jednocześnie na skórze pojawiły się jakieś wykwity. Za to o wiele lepiej mi się biegało na dłuższe dystanse. W 26 dzień, będąc w Łebie u teściów, po jarskich pierogach dostałem ataku wymiotowania. Następnego dnia jadłem już ze wszystkimi domownikami schabowego. W dwa dni później poprawiłem golonką. Wszelkie negatywne objawy przeszły po tygodniu i już więcej takich nie miałem. Wróciła też moc w siłowni.
To moje osobiste doświadczenie w tym względzie. Moja żona zerwała dyplomatyczne stosunki z małżeństwem, które do tego mnie usilnie namawiało i wreszcie namówiło do tego doświadczenia. Z tego, co pamiętam, to ta para wytrzymała niecałe 3 lata wegetarianizmu i wrócili do mięsa. Pojawiły się u nich jakieś kłopoty zdrowotne.
@birbant bo dietę wegetariańską czy tym bardziej wegańską trzeba zbilansować, bo faktycznie jest się bardziej narażonym na niedobory. Jedzenie czegokolwiek, byle było bez mięsa, na dłuższą metę niż dzień, dwa, nigdy nie będzie dobrym pomysłem.
Zwłaszcza czynnie uprawiając sport, w ogóle generalnie najłatwiej i najlepiej sobie żyją wegetarianie i weganie pracujący głównie umysłowo, ruszający się raczej rekreacyjnie. Bo więcej tłuszczy nienasyconych, więcej większości witamin, dieta generalnie trochę lżej strawna, troszkę mniej białkowa, o ile się tego białka specjalnie nie dodaje, mniej kaloryczna. Czyli taki najpopularniejszy weganizm jest zdecydowanie nie dla ludzi czynnie uprawiających sport.Dla treningów siłowych zbilansowanie diety to wyższa szkoła jazdy (chociaż są tacy, którym wychodzi, ale to zupełnie inny sposób żywienia niż dla przeciętnego, typowego wegetarianina).
Ja nie jem mięsa od ok.3 lat, problemów zdrowotnych zależnych jakkolwiek od diety póki co nie mam (nie piszę, że żadnych nie mam, bo ostatnio popsułam sobie kostki, ale to wina najpierw mojego bycia niezdarą, potem olewania błahego problemu przez lekarzy z mojego miasta do czasu, aż się zrobił dużo większy), wyniki mam książkowe, samopoczucie lepsze itd. Nawet się pozbyłam niedoborów, które wcześniej miałam, bo zaczęłam w końcu pilnować, co jem i przestałam jeść śmieci.
Ale fakt, że przez cały ten czas pracowałam umysłowo, a fizycznie tylko rekreacyjnie, no i że mi generalnie akurat mięso szkodziło, więc musiałam je ograniczyć…a ja odstawiłam całkowicie
Faktem jest, że ten mój eksperyment robiłem na tzw rympał. W tamtych czasach, czyli pierwsza połowa lat 80, w Polsce nikt nie słyszał o bilansowaniu diety, a każdy się cieszył, gdy do gara coś było. Kartki na mięso i itd…
Zjadałem więcej, niż zwykle owoców, jakby instynktownie, dojadałem surową cebulą. Ciągle na to miałem apetyt.
Uważam, że przed wegetarianizmem jest przyszłość, w miarę, jak ludzie w pracach fizycznych zostaną zastępowani maszynami. O ile nie pojawią się klęski głodu i już wypluwan to słowo przez lewe ramię.
Ja mam inną teorie żywienia. I uważam za głupotę jedzenie suplementów skoro można zjeść wątróbke.nikt mnie do tabletek nie przekona.
Takie wydziwianie prowadzi do niedoborów. Przekonasz się za jakiś czas. Ja nie będę Cię przekonywać jako osoba dorosla która krzywdzi tylko siebie to dla mnie możesz jeść samą sałatę i popijać wodę.
@Julia rozumiem, że witaminy D3, której na naszej szerokości geograficznej bez suplementacji niedobór ma praktycznie każdy, też nie przyjmujesz, żeby nie łykać suplementów?
Nie mam zamiaru sobie szkodzić, żeby uniknąć łykania suplementów (a w moim przypadku tak właśnie wyglądałoby jedzenie mięsa, miałam realne zalecenia, żeby je ograniczyć do minimum lub wykluczyć, jestem wegetarianką ze względów zdrowotnych bardziej niż etycznych itd.), a to wygląda dokładnie odwrptnie niż zdanie, które napisałaś. Zresztą jak patrzę na wszystkożerców łykających magnez, witaminę C, żelazo z powodu anemii, kwas foliowy, leki na co dzień etc. (jak np. moja obecna współlokatorka), a potem patrzę na swój słoiczek z witaminą B12 i kropelki z witaminą D3, to uznaję, że ja przecież i tak praktycznie nic nie muszę brać i mam się nieźle
Od 3 lat nie mam niedoborów, a wcześniej miałam, jak dla mnie to też jest wystarczający dowód, jaka dieta mi bardziej służy. Gospodarka hormonalna też mi wróciła do normy, na mięsie (które teraz jest, jakie jest) była dość rozchwiana, zwłaszcza, że do tego dochodził okres dojrzewania itd.
Zresztą jedzenie sałaty i popijanie wodą to kolejny szkodliwy stereotyp (tak samo, jak że wszyscy wegetarianie mają anemię, są bezpłodni itd.), mogę Ci napisać mój przykładowy jadłospis, np. dzisiejszy
Wiedzialem…Ani ramki,ani koloru…Ani sernika przynajmniej do jutra
Ech,życie…