Jaka ksywa?Jaki pseudonim?

Mama nazwała mnie pliszką i Bielicką :grin:
Byłam gadatliwym dzieckiem z temperamentem, najczęściej zadawałam pytania: Mamo!? A co to?..
Przez kilka miesięcy w szkole podstawowej wołali na mnie
Kopernik.
Mama była pod wrażeniem M.Mathieu, obcięła mi włosy na jej wzór. Niestety coś poszło nie tak :rofl:
Po latach sama zaczęłam stylizować swoją fryzurę, i jakiś czas nazywali mnie
Cioteczka Jilly.
Najdłużej utrzymała się ksywka
smilewa :grin:
Najczęściej jestem kojarzona z uśmiechem.

1 polubienie

Cioteczka Jilly…Ciekawe czy ktoś,dzisiaj jeszcze kojarzy :rofl:
“smilewa”?Jakoś dziwnie brzmi…
Na MM czesto cieli dziewczyny.Mialem sasiadke która"Acropolis Adieu",waliła z pocztówki dzwiekowej,czasem godzinami non stop…
A potem wychodziła z psem…w nowej fryzurze :innocent: Jak to sie mowiło,“kobiety w kasku” :joy:
Ale dlaczego “Kopoernik”?Tez fryzura?

1 polubienie

Tak. Kopernik miał dziwną fryzurę :rofl:
Kiedyś film “Powrót do Edenu” był hitem, kopiowaliśmy fryzury aktorek, ja wybrałam Jilly

image

Smilewa, od smile, ktoś dodał wa, i ciągnęło się to za mną bardzo długo.
Tak po prawdzcie, kilkanaście miesięcy temu coś we mnie wygasło. Po śmierci mamy.

1 polubienie

Śmierć zmienia wszystko.Czy sie tego chce czy nie…Moja matka zmarła 7 lat temu i wszyscy tego w jakims stopniu,oczekiwali.Gdy sie ma 90,trudno by bylo inaczej…A jednak…
Austarlijskie"krokodyle",wypelnialy wszystkie świetlice na wakacjach.A w domu tez kazdy wiedzial o co chodzi…Ot,sztkua jednego kanalu tv na 40 milionowy naród…
Podobnie bylo z Shogunem,Manhattan i Pogodą dla bogaczy :slightly_smiling_face:
Nawet pamietam kogo w trakcie “Powrotu do Edenu”,przytulałem na drewnianym krześle :innocent:
Miala na imie Dorota.Z Warszawy.A ze była mlodsza o lat chyba 7-8,kumple kpili,pytając,“tej,ile bierzesz za opiekę?”
I tak co roku,w tej samej świetlicy,przy ruskim telewizorze i takim też kolorze…

1 polubienie

Takie mieliśmy czasy, praktycznie zero wyboru.
Te same meble, ubrania, mundurki, dziwne sweterki robione na drutach i kilka filmów…

1 polubienie

I kazdego ranka w pracy,opowiesci tej samej treści :innocent:
Ale w czysto ludzkim wymiarze,lubiłem to.Wolałem niż wspołczesną obcość.Moze dzieki młodości…

1 polubienie

Ja miałem ksywę tylko w liceum. Pewnego dnia nauczycielka zapytała klasę “Który taki sprytny i poleci do pokoju nauczycielskiego po dziennik?” Ja się zgłosiłem i odtąd dla wszystkich byłem Sprytny. Przezwisko wbiło się na tyle wszystkim, ze nawet gdy obchodziliśmy 30-lecie matury to większość kolegów tak na mnie mówiła.

1 polubienie

Ok.Zapamietam panie @sprytny :joy:
Moj kolega zostal na wieki wieków"świerszczem" bo nie dość ze z jakichś kompletnie irracjonalnych powodów,kibicowal Grasshoppers Zurich to jeszcze na fizyce,wg.prof.ktory mowil,wyglądał dokladnie jak Jerzy Waldorf,chował sie jak"świerszcz za kominem" :rofl:
To trwa do dzisiaj…

1 polubienie

Niekoniecznie.
Byłam jakaś dziwna. Kiedy zaczęłam pracować, moją najlepszą koleżanką była dziewczyna 14 lat starsza ode mnie. Wiele nas różniło, połączyło zamiłowanie do książek i robótki ręczne.
Powinnam szaleć jak większość moich rowieśniczek, a jakoś mnie to nie kręciło.

1 polubienie

Powinnas szaleć ale z jakiego powodu???Przeciez nie robótek recznych…
W pracy to tak czesto bywa…Na kogo padnie,na tego,bęc!
Delikatna granica ktora każe sie albo dostosować,albo pociągnąć kogoś za sobą…Wlasnie to przerabiam…Dwie silne indywidualnosci…Ja i Irlandczyk…Ale udalo nam sie czas wygospodarowac i wyjechac do Hastings na dwa dni.Niemniej,uwierz mi…Kazdego dnia sie przekrzykujemy :innocent: :wink: :smile:

1 polubienie

W pracy miałam bardzo dużo koleżanek i to dobrych, mój wybór był świadomy.
Nie byłam szarą myszką z kompleksami, ale do imprezowiczki mi daleko.
W pracy uchodziłam za paniusię, która się codziennie stroi i bawi facetami :rofl:
To były piękne czasy.
Taka ciekawostka.
Zaprowadziłam moją wspomnianą koleżankę do najlepszego fryzjera, ja zdecydowałam jaką chcę fryzurę dla niej. Nauczyłam robić makijaż, doradzałam nowe stroje.
Dzięki mnie poznała faceta, który wyrwał ją ze staropanieństwa, została jego żoną.
Mama tej koleżanki ze łzami w oczach dziękowała, że stanęłam na jej drodze.

1 polubienie

Nooo…Jestes jednak strzelcem.Lubisz to czy nie ale na doopsku nie usiedzisz.
A czasem zwalasz wszystko na meza ze to on jest ten bardziej aktywny :wink:Jest w Tobie porcja dynamitu na pare osób i z kazdym wpisem czytam to z wiekszym zaciekawieniem.
Fajne!