Czy potrafilibyście tak? https://www.youtube.com/watch?v=UPi60YBB6Vc&list=RDUPi60YBB6Vc&start_radio=1&rv=znMObjmqILc
Dziwną…Nie wiem sam,co o tym sądzić.
Na rowerze czuję sie jak ryba w wodzie,mijam w dalszym ciągu młodszych na podjazdach…Jednak spaceruję zdecydowanie wolniej niz w przeszłości.
Jeśli zaś chodzi o kondycję psychiczną,ani teraz,ani w przeszłości,nie widze i nie widziałem żadnych zmian…A to w sumie,ważniejsze.
Wyobraź sobie że potrafię rowerem przejechać z 20 km. Moja żona chciała jeździć ze mną ale słabo wychodzi. Ale jak sie zatrzymam to ledwo wracam do domu.
2 lata temu bez większych przygotowań machnąłem rowerem w ciągu jednego dnia szlak wzdłuż dawnego Muru Berlinskiego.
Z dojazdem wyszlo ponad 200km.
To chyba mam…
Teraz to juz zazwyczaj rowerem z przyczepką jeżdżę, więc mam towarzystwo. Dystnse jednak mniejsze…
Pasazer nie wytrzymuje.
Tyyy ja na max miałem 20 lat rowerem zrobiłem pętlę inowrocław-bydgoszcz-toruń-inowrocław. Tylko że skończyłem w inie w szpitalu z odwodnieniem
Obecnie max robię z 5 km od domu i powrót
W Inie mój kolega na IOMie jest lekarzem.
Lepiej jednak, bys z jego usług nie korzystał…
Od lat nie mieszkam w okolicach ina
Kondycję? Kurna, kiedy to było gdy ją miałem?
Nie wiem jaką miarą to mierzyć, ale po obozach sportowych przez jakiś czas energia i kondycha aż człowieka nosiła i rozsadzała.
Jeżeli chodzi o rower, to nie mam czym się pochwalić, choć jako chłopię na Dolnym Śląsku starym gratem wuja objeżdżałem kilka wiosek z góry i pod górę. Ile to było w km, pojęcia nie mam. Ale pamiętam jak sprzęt trzeszczał na podjazdach.
Za to 10 km dobrą tempowością , bez problemu przebiegałem. I na stadionie, i w teranie.
Potrafiłem też przez kilka dni od rana do wieczora ciąć i rąbać drewno z przerwami na posiłki. Nie pamiętam ile te dwa stosy liczyły, ale zajęło mi 3,5 dnia. Piłą ręczną typu “twoja-moja” samojeden to czyniłem i siekierą.
A w sprawie zasadniczej, zdrowia mi prawie zawsze starczało na dobre tempo w trzech rundach o ile byłem w normalnym cyklu treningowym.
Moj rekord to Poznan-Wroclaw jednego dnia.Ale tez nie były to żadne wyścigi!Po prostu ściganie się na 30 km do Zaniemysla z Poznania,przestalo nas wtedy bawić.Mielismy ok. 19-20 lat…
Raczej słabą, bo co roku, gdy zaczyna się wiosna, to pierwsze prace typu koszenie trawy idą mi bardzo ciężko, ale później jest lepiej.
To mój jednak wyższy.
Ja jechałem wagantem. Kupionym po sprzedaży cb radio.
Cala mlodosc spędziłem na jakimś Kormoranie czy innym Pelikanie.Ale to tylko z nazwy bo kolejno, to i owo,wymienialem.Przede wszystkim na sportowego barana-kierownice.Potem opony na jakieś z giełdy wzięte,niemieckie albo austriackie.
Tez się ścierały,zadne mistrzostwo świata.Ale jednak wolniej…
Słabą. Wydolność obniża mi astma oskrzelową i … postępujący proces starzenia
Ten rok poza tym jest specyficzny i trudny. Na przestrzeni kilku miesięcy 2 razy zapalenie płuc.
Mimo to udaje mi się w podróży pokonać na nogach średnio 10 km pieszo dziennie więc się nie poddaję
Kondycje to ja ostatnio mam, zeby ze smieciami do kontenera dotrzec.
I kawalek spacerku, żeby nazywalo sie, ze dobre checi wykazuje…
Ciężko wyczuć, rok temu poszedłem w ostre góry, różnica wysokości 1600 metrów, dwa długie podejścia, wiadomo, przegięcie… Skończyło się na 13 godzinach marszu, byłem z młodymi dziewczynami, więc musiałem trzymać fason… Ostatnie 4 godziny powrotu tym samym szlakiem, cierpiałem okrutnie, gdyż skończył mi się chyba płyn w kolanach, i czułem się jakbym schodził na drewnianych nogach.
Płuca dały radę, nawet nieźle, kolana wysiadły, a mentalnie aż do ostatniego kryzysu 4 godzinnego, było nieźle. No i najważniejsze, przy takiej sobie nadwadze, jak na moje oko 5 kilo za dużo do sensownego optymum.
Przeżyłem, a po tygodniu znów czułem się fizycznie nieźle.
Na telefonie wyskoczyło wszystkim powyżej 50 tys kroków, około 54 tys u mnie.
Był bym zapomniał, ale mi przypomniałeś. O górach. Dwa lata temu byłem z córką i wnukami w czeskim Ardspach w skalnym miasteczku. Młody jeszcze byłem, bo dopiero przekraczałem 70. Tam się głównie łazi po schodach. I ja zaliczyłem wszystkie. Ile tego było, nie wiem, ale dużo młodsi ode mnie ludzie mieli problemy. Co prawda, na niektórych podejściach na zmianę pchali mnie w plecy; raz wnuk, raz wnuczka, bo ja już sam nie mogłem chwilowo po tych schodach w górę. Motywację miałem piekielną, bo córka obiecała mi, że jak to zaliczę, to będą dwa dodatkowe czeskie piwa przed zamówionym w knajpie obiadem. Na takie dictum byłem całkowicie bezbronny i nie było takiej opcji bym z tego zrezygnował. W sumie udało się, tym bardziej, że dzień wcześniej, powłócząc nogami zwiedziłem ZOO we Wrocławiu. Tam jest, wprawdzie płasko i schodów nie ma, ale za to kawałek obszaru do przełażenia, a i owszem. Wracając do Czech, to te piwa przezajebiste były. Z jakiegoś lokalnego browaru. Miały taki jasnobrązowy kolor, taki pod miodek, odpowiednią piankę i niebiański smak…, sorki, to nie o piwach miało być…
Dopiwavtez trzeba kondycje mieć.
Jeden z plusów wyprawy do Polski to dobrze zaopatrzona Żabka da domy dalej…
Miał szczęście, że go tymi przygodami nie wykończyli…