I co zrobić, żeby nie utknąć w jakimś kołchozie w stanie frustracji?
Bo ja wiem? Moja historia pracy to spora skrzyneczka roznych rodzajow dokumentow typu swiadectwa pracy…
Po prostu czasem zagryzc zeby, szukac nastepnej i zaryzykować. Nie traktowac poszukiwań z pozycji - bo i tak nic z tego nie będzie. A emerytura to i tak z urzędu cie w końcu dopadnie.
Swoją drogą pracy w kolchozie jeszcze nie probowalam. Pewnie dlatego, ze krowy nie umiem, jako zawodowy mieszczuch, wydoic?
Produktywnie jest tam gdzie można użyć wyobraźni. Grafika, IT, architektura, malarstwo, terapia, edukacja itp.
By nie utknąć w kolchozie? Założyć swój wymarzony biznes.
Nie miala baba klopotu zalozyla swoj biznes…
Zawsze jest kilka możliwości.To juz nie komuna i możesz ze swoim życiem robić co Ci się podoba.Pytanie,czy na serio chcesz i czy czasem na każdą dobrą radę,nie odpowiesz z automatu że"nieeee".
Nie wiem czym dysponujesz.Wykształcenie,język…Dom,rodzina,majątek,dzieci…Ale,jak pokazało nieco ponad milion Polaków po 2004 roku,dzisiaj mając paszport w kieszeni a nie w szufladzie urzednika,zawsze możesz po prostu wyjechać.Im kto młodszy,tym łatwiej!
Są oczywiście ludzie którzy nigdy nie powinni wyjeżdżać,malkontenci nieuleczalni którym nic się nie podoba i na wszystko narzekają.
Pytasz o sens…Jest jeden,zasadniczy.Bedziesz lepiej zarabiać a o to chyba chodzi,prawda?By uniknąć frustracji i poczucia braku owego sensu…O walorach poznawczych juz nie wspominam bo to oczywiste…
Ja wyjechałem 16 lat temu ale w domu jestem srednio raz w miesiącu.Marynarze oraz ci na kontraktach z innych kontynentów,mają gorzej…
Praca MUSI coś dawać.Albo satysfakcje zawodową albo pieniądze,albo jakąś pozycję na której byc może,Tobie by zależało.
Jedyne co nie ma sensu to gnicie bez perspektywy,bez kasy,bez kogoś bliskiego w pobliżu…
To najkrótsza droga do zgorzknienia,frustracji a to grozi np.samotnością…
Owszem,samotnym można być wszędzie ale przynajmniej,gdy sie jakieś decyzje podejmuje,można ze spokojem w lustro spojrzeć…
Kolego, paszporty w szufladzie to sie ma od 1989. Przy odrobinie samozaparcia nie trzeba było czekać do 2004. Choc do dzis ludzie w PL i wcale ich niemało, ktorzy emigracje bliznich traktuja w kategoriach zdrady, ucieczki czy braku patriotyzmu.
I komu to tlumaczysz?
Wtedy jednak,mialem kolejno 3 doskonale prace tutaj.Paszportu nie używałem przez prawie cale lata 90-te,poza krotkimi skokami do sasiadów,Węgrów oraz Grecji…
Oczywiscie, ale po prostu chcialam zauwazyc, ze te szanse byly wczesniej. Trudniej bylo z zezwoleniami na miejscu, ale nie bylo to niemozliwe.
Oj,jak sie uprzec to i za komuny,pod pewnymi warunkami,też było można…Chodzi jednak o to by przemówić do wyobrazni a nie mnożyć problemy…A dzisiaj nie ma z tym żadnego kłopotu.
Ciekawe, że są tacy, którzy wyjazd za pracą traktują jak zdradę.
Wyjazd z miejsca, gdzie jest się osadzonym nie zawsze przynosi profity. Więcej zarabiasz, bo korzystny jest kurs walut chyba, że pracujesz w Albanii ale tam się raczej nie jeździ zarobić.
Praca ma dać pieniądze na chlebek z masełkiem. Jeśli robisz to, co lubisz i przynosi to satysfakcję - świetnie. Jeśli jest inaczej - szukasz czegoś innego. Można też zamykać drzwi fabryki tudzież korporacji, ewentualnie wyłączyć laptopa i żyć sobie fajnymi rzeczami pozapracowymi. Czasem życie zaczyna się po 16.
Komuna to faktycznie byla czesto ucieczka, bo trzeba bylo liczyc sie z utrata paszportu, obywatelstwa czy zarekwiowaniem dobr zostawionych w Polsce.
A przy dodatkowym pechu wyladowac w jakims obozie przejsciowym co zdarzalo sie np. w RFN.
Czesto ludzie wybierali szybka ścieżkę do Australii, Kanady czy RPA. No, zawsze mozna bylo wyjsc za mąż lub się ożenić .
I w tym miejscu,zawsze przypomina mi sie taki niedzielny program propagandowy,z czasów republiki jaruzelskiej
Stanęła razu pewnego przed kamerą baba-kloc,cała obwieszona złotem która właśnie wróciła z Australii…
Reporter pyta:
-A jednak zdecydowała sie pani na powrót po zaledwie paru miesiącach…
Na co owa niewiasta:
-No bo nie wiedziałam że to aż tak daleko!
To tak na marginesie…
Jak ja sie cieszę że w swoim całkiem dlugim już,życiu,nigdy nie spotkałem kogoś takiego…Owszem,byl w podstawówce taki synalek ormowca który nie wiedział że żyje w Poznaniu.Ale…On akurat wyrósl na przesympatycznego człowieka i mam z nim kontakt na fejsie,do dzisiaj.Nigdy bym sie nie spodziewał…Facet ma 62 lata i biega pól maratony od kilkunastu lat!!!
Grzesiu,Twoje zdrowie!
Dziękuję Wam za opinie DG generuje koszty na start, choć są i formy mniej kosztowne. Jednak nastawienie dużo daje albowiem życie składa się w dużej mierze z negocjacji…
że też zawsze człowieka na interview zaskoczą
Jak pracujesz w korpo i oodeleguja cie do Albanii to i tam bedziesz zarabiac…
Życie korporacyjne widuję tylko przez wielkie szyby w wielkich biurowcach. Najfajniej jest po zmierzchu kiedy wszystko jest oświetlone i widać korpoludki wpatrzone w ekrany laptopów.
Praca w korpo to nie tylko biurowce. Ktos na tych darmozjadow musi zarabiac…
Część korporacji pracuje z domu. To taka postpandemiczna rzeczywistość biurowa - wyłaniasz się z sypialni i już jesteś na stanowisku pracy.
Słyszała, ale tylko słyszałam, nie zetknęłam się z tym osobiście, że kandydaci do pracy wybierają teraz chętniej takie oferty, które zakładają pracę zdalną.
to pewnie z chęci integrowania się z zespołem
Ja pracowalam zdalnie juz ćwierć wieku temu. Kiedy net korzystał z polaczen sieci telefonicznej, wiec nie bylo mowy o polaczeniach video.
Zawsze skarżyłam się, ze powinnam dostawac dodatek specjalny za utrudnienia w dotarciu do pracy. Nie poślizgnąć sie na dywaniku, nie potknąć o kota…
Prawą nogą wstać?
To Ty jesteś weteranką pracy przez neta.
W Polsce zmienili jakieś przepisy o pracy zdalnej i teraz trzeba złożyć przysięgę, że się nie będzie piło alkoholu w pracy czyli w domu. Znam człowieka, który pracuje z domu ale w ramach dyscyplinowania zespołu, jego kierownik czy jak tam się to teraz nazywa, wybiera sobie pracownika, który musi w ciągu godziny dotrzeć na komisariat Policji i poprosić o badanie alkomatem. Delikwent robi zdjęcie i wysyła wynik szefowi.