Jedliście? Jecie?

Pastę jajeczną i ozorki jem nadal.

2 polubienia

Pastę jajeczną i kotlety z mortadeli jem.

1 polubienie

Mortadeli smazonej i mleka z kozuchem nie jadalam i nie jadam.
Motradele (prawdziwa) jako wędlinę lubię. A jest ich kilkanascie odmian
Z czego się czepiają ozorków? Może jeszcze cynaderek, wątróbki, żołądków i serc drobiowych? Z podrobów tylko plucek nie cierpie.
Ale czego sie spodziewac po pokoleniu wychowanym na macu, burgerze czy przepisach Gesslerowej?

2 polubienia

Quiz jest glupawy, 10/10. potrawy chocby ze słyszenia znam, a kotlety jajeczne i parę innych pomysłów wykorzystuję do dzisiaj.

1 polubienie

Głupawy, to wielka uprzejmość tak go, ten quiz nazwać. Zrobiłem, oczywiście komplet klikając w te durnoty, biorąc poprawkę na ignorancję osoby, która ten quiz ułożyła.

Za kilka minut odniosę się do tego ignoranckiego quiza.

3 polubienia

Quiz banalny, wszystkie powyzsze rzeczy jadłam i nie umarłam. Nawet smaczne byly. A za niektorymi (np kotlet z jajek wraz z marchewką z groszkiem czy pastą jajeczną czy zupą owocową) przepadam do dziś. A korzuch - to to ca najlepsze z mleka.
Ozorków tylko nigdy nie lubiłam…

1 polubienie

Jedzenie W PRL miało dwa oblicza, jedno, to świetna kuchnia, drugie, to typowa siara.
Jadło było mniej różnorodne, mniej urozmaicone różnemi wynalazkami, ale posiadało smak, jakiego dzisiejsze pokolenie nie zna. To dobre było eksportowane na cały świat i przynosiło potężne dewizy. Do tego polska wódka. Za Gierka wyrobami mięsnymi spłacało się długi zagraniczne bieżące.
Potrawy w różnych barach, jadalniach, stołówkach bywały paskudne, bo personel kradł na potęgę. Kradziono też i w zakładach produkcyjnych. Kto miał kogoś w gastronomii, nie zginął, a jadał tak, że palce lizać.

W tamtych czasach smażonej mortadeli nikt nie nazywał schabowym, to uroiło się w pustem łbie tego, co ten quiz ułożył. Kotlety z jajek były osobną potrawą i dobrze zrobione były przepyszne. Kotlet pożarski, nie był drogi, ale bardzo smaczny.
Golonki przebijały smakiem to, co dziś pomyłkowo się golonkami nazywa. Produkowano wyroby mięsne przeważnie z bydła zakontraktowanego u rolników, w latach 60 hodowle były tylko w co większych PGRach z tzw specjalizacją i tu zależało, na jaki PGR się trafiło.
To dzisiejsze parówki smakują jak plastik zmieszany ze kartonem, w tamtych czasach w małych spółdzielniach robiono super paróweczki i rozchodził się z takiego miejsca bardzo apetyczny zapach. O pasztetowych nie będę wspominał, bo mnie śliny na klawiaturę polecą.
Masło było masłem, a mleko mlekiem, smalec, póki za Gierka nie zaczął zalatywać rybami, też był smalcem.

Nie ma już tego soczystego smaku szynek, baleronów i im podobnych. Teraz ekologia, panie, ekologia…

Ziemniaki kupowało się brudne, jak cholera, ale ich smak…, super, można je było jeść zaraz po ugotowaniu bez niczego.

Jadało się chleb z wodą i cukrem, a także, i ze smalcem, i cukrem, ale nigdy to nie było deserem, a wybrykiem dzieciaków. Podobnie kogel - mogel. Nie spotkałem nigdzie, by był deserem.
Mógłbym tak bez końca, bo temat, to Amazonka z dopływami, ale z grubsza wyjaśniłem swój punkt widzenia na tego, pożal się Boże, quiza.

Pamiętam, jak cudzoziemcy przyjeżdżający do hoteli orbisowskich nie mogli nachwalić się tego, nie nadającego do spożycia się jadła. Również w prywatnych mieszkaniach, gdy się gościli, też żarli, jakby tygodniami głodowali. Jaka to Polska wtedy była, taka była, nawet to kartkowe jedzenie od połowy lat 70 było smaczniejsze od dzisiejszego.
Nawet w stanie wojennym można było sobie wykombinować niezłe jedzonko.

4 polubienia

Co Wy tam wiecie o zabijaniu?
Moje kwasy żołądkowe poradziły sobie z cynaderkami, czerniną, ozorkami i móżdżkiem wołowym. Turecka specjalność w postaci zupy z podrobów baranich z jego mózgiem i pływającymi weń gałkami ocznymi też nie stanowiła problemu.

.smacznego🤪.

No tak, bo ozorki niehigirniczne - jak mozna jesc cos, co zwierzak trzymal w buzi? :wink:

1 polubienie

Szczesciem w nieszczesciu bylo to, ze szara strefa zwana potocznie “baba z cielęciną” istniała i miała się dobrze. To, ze byly kartki to wina gospodarki i tego, że sojuzy traktowali Polske jak spiżarnię.
Koszmarne smakowo jedzenie obecnie to po prostu wynik pazernosci pośredników i blokowanie mozliwosci zakupu z pominieciem większości pośredników.
Ekologiczne nie musi znaczyc drogie - wrecz odwrotnie - ponoc nie wymaga nawozów, środków ochrony roslin i konserwantów podnoszacych cene? Świat na glowie staje.
Jedyne co powinno miec wplyw to dystrybucja - bo faktycznie transport zdrożał.
A przemyslowe hodowle zwierzat karmionych jakimiś chrupkami czy granulkami tez przestają byc ekonomiczne, ze wzgledu na ceny tych pasz. Nie mowiac o smaku i jakosci produktow ze zwierząt karmionych chemia i tuczonych w kojcach w tloku i bez ruchu.

1 polubienie

Wolę picie od jedzenia

1 polubienie

Czerninke to ja lubie.
Po szkockim haggis zaden baran mi niestraszny.
Problem z tymi oczami i szaszlykiem z karaluchów pewnie bym miala. Bo ja nawet “oczka” z kartofli wycinam i cierpię na karaluchofobię.

Ee tak bez przekąsek to źle.

image

Ja to przez pobyt w Polsce nie zamierzam zyc jedząc nic innego niz sledzie, kiszone ogorki i popijać piwem.
No moze jeszcze zurek z białą kielbasa i jajeczkiem?

2 polubienia

Co to za głupoty sie opowiada tu zamiast się cieszyć, że się z głodu nie umarło :face_with_raised_eyebrow: :rofl:

1 polubienie

9/10…W życiu nie słyszałem o kotletach z jajek…Akurat jajek za komuny,jadalem tyle ze na 10 by starczyło…Nawet w formie kogla mogła…
Pierwszy raz słyszę także o smażonej mortadeli…No ale tego u nas się nie kupowało.Tak samo jak kiełbasy"zwyczajnej".
W ogole,mam wrażenie ze autor zna komunę jedynie z gazet…Bo nazywanie tego"obrzydlistwami" jest delikatnie mówiąc,popisem ignorancji podniebienia wychowanego na hamburgerach…

3 polubienia

kotlety z jajek to takie danie dosc pracochlonne, zeby wyszlo dobre - a wersji co dodaje sie do smaku jest duzo - od roznych posiekanych zielenin po cbule czy czosnek i oczywiscie pieprz i sol.
ja czasem robie, ale nie z biedy, a dla odmiany - w koncu ile mozna jesc jajecznice?
a obsmazac mortadele? o ile to co w Polsce sprzedawali mozna bylo tak nazwac? to juz wole kotlety z kalafiora.

2 polubienia

Tej mortadeli tez nie pamietam.Zdaje się ze to było coś co moznaby porównać do faktycznie paskudnej,kielbasy szynkowej…Ale nie mam pewności…
Po prostu, pewnych rzeczy rodzice nie kupowali.A z rzeczy powszechnie nielubianych, ja bardzo lubiłem na gorąco,kielbase parówkowa…

1 polubienie

Byłem ciekaw, czy o chlebie z cukrem też wspomniano w tym artykule.

Niestety, nie przeczytałem całego artykułu, ale być może kojarzę zupę mleczną. Pamiętam również, jak mama dawała mi talerz ciepłego mleka z kawałkami bułki. Oba dania dobrze wspominam :yum:

mortadeli we Włoszech nie probowales?
zalezy od regionu, bo robia rozne - ale jest bardzo smaczna.
kielbasa szynkowa za dawnych czasow to byla wlasnie wzorowana na jednej z nich.
a najpopularniejsza i uwazana za matke wszystkich mortadel jest bolonska ze słoninką i orzechami pistacjowymi.

Była okazja bo widnieje w menu,wszedzie.Ale jakoś nie ciągnęło mnie…
Dzisiejsza robota i to po włosku,zapewne odbiega od naszej,z przed pół wieku.