ja zup mlecznych, żadnych nie zjem po dobroci.
w ogole mleko na cieplo to tylko prosto od krowy, pozniej to juz tylko na zimno. moze byc z chrupkami sniadaniowymi.
nie sadze - Wlosi to ciagle smakosze, tylko trzeba pewnie szukac tam (tak samo jak u mnie) w miejscach, gdzie stonka turystyczna w postaci wycieczek nie dociera.
W latach 80 czasem do sklepów rzucali mortadelę bez kartek, choć podłej jakości była, ludzie kupowali, ja też. Przeważnie obsamażało się ją by zjeść na ciepłe śniadanie.
Była też mortadela i kartkowa lepszej jakości, tę znowu dawało się na kanapki.
Przed latami 80, mortadela ogólnie pojawiała się rzadko, ale była popularna wśród ludzi. Piszę cały czas o polskim wyrobie, zwanym mortadelą.
W latach 60 i 70, kiełbasa zwyczajna, najtańsza z kiełbas, była wcale niezła, powiedziałbym, że dobra. Popsuła się w latach 80 i trudno było ją wtedy spożywać.
Musze uściślić…Bywała przyzwoita ale chodzi o to że niemal w każdej,czaiły sie małe i większe kostki.Nawet jak przez mgłę pamiętam gdy w domu postanawiano aby sie bez zwyczajnej obejść…
Faktycznie, te chrząstki w niej były. W tej późniejszej.
Robię wszystkie te, o których piszesz, co prawda nie często, ale się zdarza.
Z tej listy najgorsze wspomnienie mam jeśli chodzi o kotlety z mortadeli. Karmili nas tym na koloniach letnich, nazywalismy to “fałszywe schabowe” Obrzydlistwo.
Również zupy mleczne jakie przyrządzano w przedszkolu były niejadalne, (zwłaszcza kasza manna o konsystencji galarety).
No i oczywiście wyroby czekoladopodobne - paskudne!
Natomiast zupa owocowa w gorace dni latem była całkiem dobrym rozwiązaniem. Podobnie pasta jajeczna z różnymi dodatkami.
Aha - jeszcze te “ciepłe lody” - koszmar!
Babki ziemniaczanej nie kojarzę. Chleb z cukrem ( a także z solą albo musztardą) sie jadło, jednak zawsze był on równiez grubo posmarowany masłem.
Ja lubiałam jeść chleb z solą, i z cukrem też, ale na masło najpierw musiała być położona śmietana i posypany cukier na to.
Babki ziemniaczane były regionalną potrawą ludzi przybyłych ze wschodu, zatem u mnie w rodzinie zdarzały się, ale nie przepadałem za nimi. Z ubóstwem PRL nie miały nic wspólnego.
dobra babka ziemniaczna to skwareczkami i sloninka ocieka…
@collins02 Kotlety z jajek gotowanych robiliśmy na zajęciach ZPT w podstawówce. Kogel-mogel to mój najlepszy deser ever. Moja Mama robiła kotlety z mortadeli - w cieście naleśnikowym - całkiem w porzo.
Az dzis w miesnym obejrzalam te tutejsze mortadele, naliczylan siedem rodzajow, bolonska z kawaleczkami szynki, sycylijska, z oliwkami, ze sloninka i pistacjami, z krewetkami, z indyka i z kurczaka.
Tej z krewetkami jeszcze nigdy nie probowalam.
U mnie też są z pistacjami i inne warianty, ale z krewetkami nie widziałam.
U mnie we wspomnieniach króluje coś innego.
Duszone ziemniaki,naszpikowane lekko przypaloną cebulką i drobno krojonym,smażonym boczkiem.Taki"tort" trafia na patelnię do ponownego podsmażenia.Podaje sie to z barszczem.Najlepiej z grzybkami.
Jajka jadalem i jadam najczesciej na śniadanie oraz sporadycznie,na kolecję [jesli w ogóle kolację jem…].
A kogel mogel to była podstawa.Z sokiem cytrynowym lub z kakaem
Takie ziemniaki, to ja sobie czasem przyrządzam i dziś. Smażona cebulka, boczek i do tego kiełbaska drobno posiekana. Pycha.
Też próbuje ale…Moja babcia robiła to lepiej…
Bo Ty chcesz dusić ziemniaki, a ja to robię z normalnie gotowanymi w wodzie.
Macie na mysli odsmazane ziemniaki z cebulka i boczkiem? Bo tak sie na to u mnie mowilo, potrawa ratowniczek jak zostawaly kartofle, a wszystkich ogarnial len i sie nie chcialo robic kopytek.
A jeszcze są prazoki ze skwatkami - do czerwonego barszczu lub kapusniaku na swinskim ogonie.
Zdaje sie to drugie to z kolei @collins02 omija jak ja owsianke.
Omijam to mało powiedziane.Nie toleruje i to chyba odpowiednie sformułowanie bo każde inne wymagałoby Twojej interwencji.
Oczywiście ze dusze. Jeśli nie dusisz to już mamy zupełnie inna potrawe.