hehe…, emocje wielkie moje spowodowały tę skuchę i 6 wypitych piw, więc wybaczam to sobie.
Rację miał Vital Heinen, który w jednym z wywiadów, zapytany o wynik finału orzekł, że obserwując zmagania, nie ma faworyta, chyba, że Polacy, którzy jego zdaniem doszli do finału grając na 80% swych możliwości, zagrają na 85%, wtedy Polska będzie mistrzem. Chłopaki zagrali chyba jeszcze mocniej.
Moim zdaniem na dzień dzisiejszy mamy najlepszą siatkówkę na świecie. A Włosi są drugą światową siłą.
Ale od początku.
W grupie oprócz solidnych Czechów i mocnych Holendrów mieliśmy siatkarski plankton do ogrania i w pięciu grupowych meczach Nikola ze stoickim spokojem prezentując kamienne oblicze rotował składem po swojemu, dobierając optymalne zestawienie na mecze ważniejsze. Jak się okazało, dobrał idealnie. Pokazał to już ćwierćfinał z Serbami, w którym nasi dwa sety rozegrali fenomenalnie, zmiatając ich z parkietu a jednego po niesamowitej wymianie ciosów.
No i przyszło zmierzyć się z klątwą i zmorą Polaków, czyli ze Słoweńcami.
Zaczęło się kiepsko, I set, to 13 błędów z naszej strony oraz słabe przyjęcie, takiż serwis i wyszła kicha. Ale w II nasi zawodnicy przestali się mylić tak często, to Słoweńcy popełnili z 15 błędów. Sam mecz porywający nie był, słabo grał Zatorski, Kochanowski i Kaczmarek, obaj marnowali serwy seriami. Śliwka falował. Grę za to ciągnęli Leon, Huber i dla mnie najlepszy rozgrywający turnieju czyli Janusz. Słoweńcy też mylili się darując nam wiele punktów. Ostatecznie klątwa został przełamana i to był mentalnie najważniejszy moment w tych mistrzostwach.
Włosi, to szybkość, technika precyzja i finezja. Niesamowita obrona, piekielny atak. Ale Polacy w tym spotkaniu nie mieli słabych punktów, nie grali już dotychczasowym systemem blok - obrona, czym miażdżyli rywali, w sumie w finale mieliśmy tylko 4 punktowe bloki. Ale serwis to była poezja, Leon i Huber wrzucali na pole rywali wiązki granatów, pozostali też walili ryzykownie, ale skutecznie. Zatorski wreszcie zaczął robić swoje, a Janusz rozgrywał tak, że mi szczena opadała. Leone dziurawił parkiet, poprawiał Huber, obaj ze skrzydeł, a Śliwka i Kochanowski łomotali środkiem. Do tego bardzo dokładna gra obu w tym co robili. Włosi wychodzili ze skóry, mieli kilka genialnych akcji, ale to było za mało. Próbowali znaleźć sposób na rozpędzonych Polaków, nie znaleźli i polegli w trzech setach. Kaczmarek tym razem mniej bombił, ale pięknie bronił i nagrywał.
W trzech setach nasze chłopaki ustrzelili 11 asów serwisowych, to jest niesamowity wynik.
We wszystkich polskich relacjach odmieniano nazwę Palllazo dello Sport, ale nikt nawet nie wspomniał, że tam w tym szacownym obiekcie, złoty medal olimpijski w boksie w 1960 zdobył Kazimierz Paździor w lekkiej, zwany filozofem ringu. W tych samych finałach ewidentnie skrzywdzono Tadeusza Walaska, tam również fantastyczny i porywający bój stoczył Zbigniew Pietrzykowski z Cassiusem Clayem, czyli Muhammadem Ali. Takich rzeczy nie wolno puszczać w niepamięć.
A teraz kwalifikacje olimpijskie pań, nasze wygrały pierwszy mecz ze Słowenią bez problemu. Ten turniej odbywa się w Łodzi i jeszcze do niego będziemy wracać.