Taki tytul nosiła nagrana w 1976 roku,plyta Chicka Corei,pianisty w ktory w owych latach obslugiwal tez całą baterie elktronicznych instrumentow klawiszowych.
Oprócz lidera grają tez Stanley Clarke na basie oraz Steve Gadd na perkusji.Plus anielski głos Gayle Moran,jakby unoszący sie nad caloscią…Do tego kwartet smyczkowy,Ariaga i caly sztab muzykow sesyjnych…
Plyta byla dość swobodna adaptacja tradycyjnej muzyki hiszpanskiej oraz latynoskiej na język panującego w polowie lat 70-tych,jazz rocka,zapoczatkowanego przez kolejne formacje Milesa Davisa z konca lat 60-tych [plyta Bitches Brew!]
Całość ma charakter tanecznej suity o jazzowym charkaterze.Przeplatające sie wątki,czasem są cytatami z muzyki tradycyjnej a czasem fantazjami kompozytora,“na temat”.
Perfekcja wykonawcza wrecz upaja.Co dziwic nie moze bo grają najlepsi z najlepszych z tamtych lat.Sam Chick Corea wlasciwie na tej plycie i kilku podobnych,zbudowal swoja wielka popularność wykraczającą daleko poza swiat jazzu.
Nie jest to muzyka dla kazdego.Wymaga znajomosci chocby pobieżnej,hiszpanskiej nuty,prawidel jazz rocka…Wymaga tez skupienia,szczególnie w swej drugiej odslonie.Ale nagroda jest wielka.Imponująca podróz w swiat harmonii,rytmu i elektryzujących melodii!
Po prostu klasyka.
I taki taniec ze środka albumu,z Gayle Moran w roli głównej.Nawiasem mowiac,to ta sama Gayle ktora spiewala na plycie Mahavishnu Orchestra"Apocalypse",u boku Johna Mc Laughlina.
Tak…Czasem wystarczy male mieszkanie i niczyja dobra wola nie doda Ci komfortu
Ja sie wlasnie przymierzam do przetestowania lepszych kolumienek niz te podarowane mi kiedys komputerowe…
Tu nie metraż jest problemem, lecz usposobienie domowników, a czasem po prostu okoliczności. Czasem się ludziom w głowach nie mieści, że ktoś może słuchać muzyki, nie robiąc przy tym nic innego. Ja już dawno porzuciłem odsłuchy przez głośniki na rzecz słuchawek ze wzmacniaczem słuchawkowym i DAC
Wiem.To byl tylko przyklad bo nawet w sprzyjających okolicznościach moze to byc trudne.
A jesli jest gorzej to juz klapa…Ja kiedys slyszalem wiecznie,“czy Ty musisz tego sluchac tak głosno?” I juz mnie cholera brała…A co dopiero przy zmasowanym ataku reszty domowników…
Tutaj masz w nagrode,“Smile Of The Beyond”,Mahavishnu Orchestra z Gayle Moran-voc.
Plyta o 2 lata wczesniejsza,o zupelnie innym charakterze ale takze daje doskonale pojecie o liryce tamtych czasow oraz,przede wszystkim,o zupelnie nie porownywalnej z niczym pózniejszym,wirtuozerii poszczegolnych muzykow.Tutaj Jean Luc Ponty na skrzypcach i John Mc Laughlin na gitarze w drugiej czesci utworu.I ten Narada Michael Walden na perkusji…Znakomity przez caly album.
Aby nie zatykac strony muzyką i niepotrzebnie nie mnozyc tematow,pozwole sobie dac tutaj jeszcze cos…
Kyle Eastwood z pieknej plyty"From There To Here",z 1998 roku.Syn Clinta Eastwooda zaimponowal mi wówczas doborem repertuaru,nastrojem i cudownymi aranzacjami.Cytowane,"I Beg Your Pardon"to chyba jedyny dostepny z tej plyty w necie,utwor.
Troche szkoda bo są na tym albumie ze dwa lepsze.Ale ten na wieczór chyba cos w sam raz.
Ja się staram nie stwarzać nikomu uciążliwości, ale okazuje się, że słuchawki to jeszcze większy problem, działają jak płachta na byka. Zaraz pada sakramentalne „nie masz dla mnie czasu", że się izoluję. W sumie prawda, taką mam introwertyczną naturę.
I przez to przechodzilem:))
A sluchawki dzialają tak na mnie gdy widze jakies zombie na ulicy,walące wprost na mnie gdy jade rowerem…
Ogólnie nie lubie sluchac w sluchawkach bo poruszanie sie jest zakłocone.Chyba z tych samych powodow nie zakldam kasku gdy jestem na rowerze.Musze miec głowe wolną