Eee, jak chlop sie za ładną babką nie obejrzy to musi zdradza…
Czy zamiast niczego śmiesznego może być coś nieśmiesznego?
być może
Nie może być być może. Może być tak albo śmak …
Więc jest tak, jak jest
To jak ktoś komuś coś, a nikt nikomu nic, to po co komu na coś?
Ale to przed jedzeniem czy po?
Tu stanie się Taboret życia.
Na przystawke zwykle.
Choc krewetki sa swietnym zrodlem bialka, mikroelementów i niektórych witamin z grupy B i PP, malo tłuszczu i niski indeks glikemiczny.
Czyli jesc nie wybrzydzać…
Moja kicia wiedziala co dobre…
Już za tydzień Andaluzja
Nawpier*alam się ich tyle, że uszami będą wyłaziły.
Zwłaszcza tych z PP
Andaluzja to sieć Romerijo.
Z takich jak ta w Puerto to czlowiek ledwo sie wytaczał; majonez, fino lub manzanilla i tony rozmaitosci.
Ta byla pierwsza, teraz jest tego cala sieć.
Ale i inni nie zasypiaja gruszek w popiele…
Łatwiej tam o stwory morskie z rekinkami cason włącznie niz kawalek porządnej wolowiny.

Szorty są za 99 groszy.
Reszta, to koszt tych niepotrzebnych zakładek.
Gdzie Ty mnie w cztery ściany z toaletą chcesz wcisnąć
Wieczorna impreza na plaży jest bardziej klimatyczna.
Ja najpierw mieszkalam w El Puerto, a potem ponad rok w Jerez de la Frontera. Tam o plaże latwo nie jest. To pozostawalo cieszyc sie tym co jest.
Choć w El Puerto to wcale nie Romerijo , a swietna knajpka przerobiona ze strańkiej kamienicy z wielkim patio i zabytkowa studnia posrodku, pelna zieleni i kwiatow.
Nie wiem czy ona jeszcze istnieje, bo to bylo w dzielnicy, ktora ponoc w duzej czesci wyburzono pod chow klatkowy ludzi?
Buen viaje. Z Cadiz do Alicante. Szacun.
Taka praca, ze pomieszkiwalo sie oddelegowanym w rozne miejsca. Taka turystyka pracownicza byla.
kawal.Europy na spokojnie obejrzelismy. Letnie pieklo w Sevilli i Kordobie tez zaliczone.
Jak sie tam teraz wybierasz to podawali, ze lato tego roku przyspieszylo…
Dalej jest z Alicante do La Coruña czy Pontevedry, a Galicja to jeden z moich ulubionych regionow.
Zachodnia część Andaluzji zaliczona. Cadiz, Tarifa, Ronda, Cordoba, Sevilla i Giblartar i inne. Costa del Sol z Malagą i Granadą też.
Celem jest teraz wschodnia część Andaluzji. Ale tak patrzę na mapę i widzę, że tam nic ciekawego nie ma, a do Lloret de Mar na imprezę nie chce mi się jechać.
Tam plaskie pustkowie gdzie hulaja wiatrowe “diabliki” i tocza sie westernowe* tumbleweed*
Czyli zeschle kuliste chwasty zwane suszkami. Ponuro i nostalgicznie.
O aromatach wsoominac nie bede, ho to strefa przemyslowych chlewikow i garbarni.
Na “miodny zapach pol” mozesz liczyc.
Albo morze plastiku, czyli zaglebie truskawkowo warzywne pod folia?
A moze lepiej w lipcu do Pamplony na Sanfermines? Tylko tam mariscos się nie najesz, a to ich txacoli przereklamowane…