W dawaniu jest wielka frajda.Ale …Trzeba miec okazje.Ale przede wszystkim,za wszelką cene,jestem wierny maksymie ze jesli nie potrafisz pomoc,nie przeszkadzaj!
I nie wtrącaj sie jesli Twoje “trzy grosze"nie mają zadnych szans…
Szacunek dla indywidualności.Szacunek dla niepodleglosci małych ojczyzn…Nie wszedzie tam gdzie ktos płacze,musze byc ja ze swoim"ja”…
Wracajac do tych okazji…Czasem po prostu stosunki wzajemne,powiedzmy wspaniałe w czasach licealnych,ulegaja oslabieniu w pozniejszych latach…Brak kontaktu,nawet adresu…Tak sie niestety zycie toczy i nie jest jakas,czyjaś"wina".Po prostu,ludzie idą własnymi ścieżkami i trzeba tez i to,szanować…
Bardzo dobrze zrozumialas! Bo ja bylam sam. a “przyjaciolka” miala meze i dzecko (to ja mialam byc na uslugi…).
Wspaniały tekst !
O matko !
Toż to przyjaciółka z rodziny modliszkowatych była…
Z obcych ostał się jeden. Od 39 lat. Przedwczoraj gadaliśmy przez telefon i, jak zwykle pokłóciliśmy się niemożebnie. Ale te nasze “dyskusje” to burze w szklance wody. Fochów po nich nie ma, żadnego obrażania. Jak do tej pory, to w tzw chwilach prób, jeden drugiego nie zawiódł.
Miałem jeszcze jednego przez kilkanaście lat. Zawiódł mnie, a właściwie sprzedał za cenę dobrego stanowiska w pracy.
To delikatna sprawa.
Stąpanie"po kruchym lodzie każdego dnia"…
A poza tym,staram sie
@birbant Bo przyjaciel nie jest od tego,by slodzic.
Ale od tego by w razie potrzeby,podac reke,lub dac w morde.
Dokładnie tak jest.
A taka przyjazn,tworzy sie latami i nie przy stoliku z piwem(chociaz piwo z prawdziwym przyjacielem,to najlepszy trunek)
Smiesza mnie ludzie ktorzy po tygodniu znajomosci,zwa sie przyjaciolmi,nic o sobie nie wiedzac.
Ale żeby tak było, to oprócz braterstwa trzeba z niejedną beczkę soli z takim zjeść tak czy siak i się “sprawdzić” (czas też odgrywa tu swoją rolę…) co nie ?
I o to chyba chodzi Birbuś.
Z moją Małgośką też byłyśmy jak te dwa bieguny, ale przenigdy żadna z nas drugiej nie zawiodła nigdy. Pomimo znacznych różnic zdań zawsze odnajdowałyśmy konsensus i jedna od drugiej czerpała i wiedziała, będąc w opozycji, że coś daje od siebie i to nas cieszyło. A o obrażaniu, to nawet mowy nie było !
U kobitek, to trochę inaczej niż u Was Jarek, ale sedno to samo
Tak mam kilku dobrych znajomych w tym paru już od dziecka, których chyba mogę nazwać przyjaciółmi a oni mnie…
A z piąchy, to ja bym od niego nie chciał zarobić, były mistrz Polski w superciężkiej. Teraz waży ze 120 kg, a ma 2 m wzrostu. Ogólnie, jednak łagodny i życzliwy innym. Jest niesamowicie rodzinny. Nieraz sobie posparowaliśmy w rękawicach, coby z wprawy nie wyjść, ale poza tym o rękoczynach między nami mowy nie ma, choć ryje na siebie wydrzeć do dziś potrafimy. Jest 13 lat młodszy ode mnie, ale, ostatnio coś marudny się robi na starość. A cośmy wspólnie wypili, to nasze. Był czas, że też mało nie mógł.
Dokładnie o to chodzi, Aszeńko. Były okoliczności, że jeden za drugiego żuł pszczoły.
Ja tam zawsze potrafiłam odróżnić przyjaciół od dobrych znajomych.
Ale może Ty masz inaczej.
W każdym razie dobrze jest, kiedy jest ktoś nam bliski, a my dla kogoś też
Pszczoły?? !!
Ja bym długo nie pożyła po tym żuciu, bo uczulona jestem na gadziny…
To taka metafora. Podobnie, jak gryzienie chrzanu.
Przyjacielowi,nie leje sie w morde,by go znokautowac,a by go opamietac,w razie potrzeby.
Ale nawet,lisc’’ od takiego goscia moze byc niebezpieczny)))
Toć wiem. Zupełnie jak się rozgryza pieprz…
Można stracić głowę od takiego plaskacza.
I to doslownie)))