Znaliśmy sie od dziecka.Nasze matki pracowały w jednym biurowcu…
Spotykaliśmy sie jednak tylko w czasie wakacji…W sumie,wystarczyło…Do czasu przynajmniej.
Druga polowa podstawówki…
Zacząłem jezdzic na Śląsk,do kuzynki,kolega zaś,gdzieś nad jeziora
I nagle spotkaliśmy sie w podpoznanskim Zaniemyślu,nad jeziorem Raczyńskiego.I potem raz jeszcze…I znowu ta masa wspólnych znajomych oraz wspólnych przeżyć zrobila swoje…
Letnia przyjazń?Też tak myślałem ale…Nie no… Przecież kazdy wiedział że to coś więcej…Są zdjęcia…W kolejce po lody.Z tymi kolanówkami w kolorze wściekłej żółci
Zbychu i ja…
Zawsze blisko ale czasem nie dość…
On w 11 ja w 2 liceum…Gdzieś koło 7 klasy,usłyszelismy te same nuty.Yes,Genesis,King Crimson…I jeszcze Emerson,Lake And Palmer…
Miałem sie lepiej finansowo wiec łatwiej mi było o płyty…Zbychu nie radził sobie z francuskim…Takie tam,problemy z liceum.
Bo kiedy te wszystkie szkoly czy studia wreszcie pokończyliśmy,okazało sie że tylko czasem"się znamy".Tyle było tego po drodze że w koncu nie chcialo sie gadać…
I nie o kobiety tu szło…
Kiedy myśle dzisiaj…30 lat temu,bez wdawania sie w szczególy…
Ozeniłem się.Niesamowite,prawda?A jednak…Bylo to w 1998 roku gdy grali dla nas Rolling Stones.Moi kumple a Zbychu także,powedrowali na koncert…14.08 onego roku.
Może inni byli wtedy ważniejsi?
Jakoś przełknąłem.Ale zostało w człowieku…
Im starsi byliśmy,tym mniej sie działo.Takie stopniowe zapominanie.Starsi mówią że to normalne…
I gdzieś w połowie tych niby martwych dni,dowiedzialem sie ze ów Zbychu ożenił sie i powiadomil czy wrecz zaprosil wszystkich.Oprócz mnie…
Przypomniałem sobie nagle gdy zalatwialem mu prace w firmie polonijnej,gdy każdy grosz sie liczył…A potem nagle odechcialo mi sie wypominania…
A dzisiaj po prostu nie mogę sie do niego dodzwonić.Taki .uj ze mnie widać.Ośmielam sie po takiej przerwie…
Dziecięce, mlodzieżowe przyjaźnie często umierają. Ludzie żyją, ale znajomość stoi nad grobem albo w trumnie.
Drogi się rozchodzą.
Nie jesteś pod tym wzgledem sam
Zostają wspomnienia?
Czasem nawet tych nie warto odkopywać.
Po prostu,nikogo nie znam dłużej niż Zbycha…
Ja chba odrobinę dłużej bo od urodzenia prawie. A jestem rok od niej starsza
Padło jekies 10 lat temu
Ale nie jest to jedyna znajomość, która proby czasu nie wytrzymała.
Nie jesteś w tym odosobniony. Od 6 klasy szkoły podstawowej miałem “brata bliźniaka”. Byliśmy, naprawdę podobni do siebie fizycznie, każdy brał nas za braci. Ale było też podobieństwo psychiczne, podobne poczucie humoru, podobne podejście do rzeczywistości oprócz sportu, którego nie lubił. Miał manię geograficzną, ja inną, uczyliśmy się od siebie. Wymienialiśmy się książkami. Kiedy opuściłem miasto rodzinne, byliśmy w bliskim kontakcie jeszcze kilka lat, mniej więcej do pełnoletności + ze 3 lata. Wpadał do mnie od czasu do czasu do Gdańska i nagle przestał do mnie przyjeżdżać, a ja do niego. Ot tak i już. Do tej pory nie spotkałem go choć coraz częściej wspominam.
Mialam koleżankę w podstawówce, potem nadal utrzymywalysmy przyjazn choc bylysmy w roznych szkolach. Ale… wyjechala z rodzicami do Kanady i naturalnie sie skonczylo. Teraz tylko fb.
Izę poznalam w liceum. I potem ta przyjazn byla nadal caly czas mocna. Bylam jej swiadkiem na slubie, a 3 lata pozniej ona na moim. Zostala nawet chrzestna mojej corki. Taaaa. Ostatni raz byla u nas na I Komunii Mlodej. Teraz tylko telefony na swieta i urodziny. I umawianie sie ze “musimy sie spotkać”.
haha, nie jestem sam - i tyle jesli chodzi o humor.
Nie ma sensu opisywać historii,dość podobna.
Życie różnie układa drogi i kształtuje charaktery
Kształtuje?Ten tekst jest raczej o zatracaniu charakteru.
A na końcu jeden do drugiego ma pretensje i nikt nie wie,kto ma rację bo czas wszystko zatarł…
W moim przypadku raczej już do pretensji nie dojdzie. Nie wiem gdzie jest, co robi, jak mu powodzi? Wiem, że poszedł na studia, ale gdzie, nie mam pojęcia. Chyba na geografię. Był młodszy ode mnie o 2 dni. Ale nadal jest mocno w mojej pamięci.
Mogę nie być kompetentny w tę klocki, ale przypuszczam, że łatwiej by było o utrzymanie tych relacji, gdybyście nadal mieli wspólne sprawy, np. wspólna praca.
Była wspólna praca…Załatwiłem mu ją,z pensja na poziomie trzykrotnej,krajowej,co w republice jaruzelskiej było istotne…
Mogę zrozumieć że po nieudanych próbach ustabilizowania swego życia [rozwód,“zdrada” innego niby przyjaciela który mu rozbił małżeństwo] rzucił sie w wir szczęsliwego zwiazku który spadł mu na głowe tak niespodziewanie…
Tylko że on nie olał wszystkich.Wręcz przeciwnie.Olał tylko mnie.Może i paru innych ale to ja znam go od dziecka.Od czasu gdy mięlismy 5-6 lat…
Jesteśmy w wieku w którym raczej sie nie planuje życia.To już za nami i zapowiada sie że dalej bedziemy sie spotykać tylko na pogrzebach…
Ja już wiecej nie zadzwonię.
Ja to juz chyba na pogrzebch tez nie. Może gdzieś przypadkiem? W końcu świat jest mały.
Może jednym…
Bo tam to sprawdzic czy przyczna w trumnie i śruby dobrze dokręcili.
Po styczniowym pogrzebie mojego przyjaciela,wyglądało to jednak inaczej.Oczywiście bez Zbycha.
Jakies 60% bywalców z knajpy w której spedzaliśmy czwartki lub piątki na przełomie wieków,spotkało sie u jeszcze innego kolegi który udostepnił swą wille.I jest stały kontakt na fejsie.
To normalne że jedni gdzieś tam,się zagubili ale są jeszcze inni.Być może kiedyś mniej mnie z nimi łaczyło ale to dzisiaj mało ważne jeśli okazuje sie,ile mamy wspólnego…
Ja piszę o konkretnej osobie, z rodziny, przyczynie tego rozpadu. Niestety na razie zignorowac się nie da.
Bo różnie bywa - często luźniejsze kontakty po latach moga się okazać podstawą do scislejszej więzi.
Przajciele moich przyjaciół itd…
Tak sobie poczytałam, odpowiedzi również. Mślę, że to sprawa wieku: zaczynaj a się wspomnienia. Ale może to nie jest prawda.
Nie tylko wieku.
To juz wymieranie pokoleń.
Ale koledze @collins02 chodzilo o tych z “naszej paczki” co to nagle przestaja poznawac cie na ulicy.
Otoczenia, ktore ci zazdosci, bo kogos chcialo miec na wylacznosc? Odległości?
aha…
To ja nie wiem, bo jak do koleżanki ze studiów zadzwoniłam raz to ona mi na koniec kwaśno stwierdziła po 40min rozmowy cyt. “a co się takiego stało, że do mnie zadzwoniłaś dzisiaj?” Pomyślałam sobie, że równie dobrze ona mogła do mnie zadzwonić, ale być może uznała, że z jakiegoś powodu to ja powinnam o nią zabiegać bardziej. A ja traktowałam tę relację symetrycznie.