Jak rozmawiam ze swoim mężem muszę się trzymać jednego tematu. Jeśli chcę przejść płynnie w inny muszę o tym powiedzieć. Dygresje nie są w takich rozmowach mile widziane, albo muszę je “grubym drukiem” sygnalizować. Kiedy gadam z koleżanką skaczę swobodnie z tematu na temat, dorzucam didaskalia i wątki poboczne, a jak odruchowo powiem, że teraz przechodzę do innej sprawy, to ona pyta: przecież wiem, za kogo ty mnie masz ;-).
PS. Fajne to ujął jeden stend-uper: Moja żona dochodzi do sedna baaardzo okrężną drogą, popełnia przy tym rozbudowany poemat dygresyjny.
Dawałem radę. W moim drugim związku sytuacja była raczej odwrotna. Moje aluzje były błyskotliwie wyłapywane, co prawda, ale nie brane pod uwagę, jeżeli nie posłużyłem się owym grubym drukiem.
W pierwszy małżeństwie taki problem nie występował.
Bo wy kobiety ćwierkacie jak karabin maszynowy. Często nie wiemy o co wam kaman. Mężczyzna ma ograniczoną pojemność dysku twardego. Nie trzyma danych w chmurze bez limitu. By jedno przyjąć to tamto musi usunąć. Poza tym faceci gubią sie tym kto jest dla panny kim.
Dla faceta życie to nie Moda na sukces gdzie jedna kobieta okazuje się synem matki ojca dziadka ze strony siostry córki od kuzyna. Podziały muszą być proste. Prosimy używać słów-kluczy: seks, obiad, teściowa, łóżko, sedes, mecz, pilot od tv, samochód, Lewandowski, prezerwatywa.
Nie mialam z tym problemow.
Natomiast z tesciowa to w ogole rozmowy nie bylo, miala swoj punkt widzenia i mozna bylo grochem o sciane, a jesli chodzi o mame- to jej sposob myslenia i postrzegania swiata rzadko sie pokrywal z moim, wiec trudno mowic o jakims porozumieniu.
Bo mężczyźni myślą inaczej niż kobiety i takie normalne skakanie po tematach dla kobiet to jeden wielki bełkot dla mężczyzn. Tam gdzie kobiety mają milion różnych przejść na tematy poboczne, tam mężczyźni mają jedno przejście i dlatego nie rozumieją tego “bełkotu”. Tak już jest i chyba nic tego nie zmieni.
Z obserwacji myślę, że wszystkim panom rewelacyjnie wprost wychodzą rozmowy z kobietami !
Jednak niektórym troszku gorzej wychodzi właśnie z tymi “swoimi” - jak w temacie
Taaak, bo kobiety mają dobry słuch, wyczulony na najdrobniejsze niuanse… Poza tym kochamy słuchać miłych rzeczy na swój temat, niskich melodyjnych męskich głosów i fascynujących historii opowiadanych ze swadą przez fascynujących mężczyzn…
W pomyślnej konwersacji oprócz “tożsamych fluidów i wspólnej ścieżki” oczywiście, tudzież odrębnych racji zabieranych ich sobie i wchodzenia w nie z tolerancją i zrozumieniem, zdecydowanie stawiam na umiejętność słuchania właśnie. To dla mnie wielka sztuka
A że nikt o tym nie wspomniał, to dla mnie osobista ramka collins dla Ciebie za to słuchanie, a nie tylko “słyszenie” ! :)))