TO mamy remis!
Zostaje nam zrobić kalambur z jednoliterowego słowa…
Bez nikogo, pierwsza w alfabecie
jednoliterowa wyspa jest na świecie.
Kiedyś widziałam jeża na żywo=było to na działce i szybko gdzieś się schował.
Taki wstydek czy też strachajło?
=nie znam się -to się NIE wypowiem…
Kto Ci zabroni takie coś nazwać kalamburem.
Jeze wielokrotnie nie tylko widzialam z bliska, ale i na rece bralam
Te dzikie zwykle sa strasznie zapchlone. Znajomy mi opowiadal, ze spryciule potrafia podejsc do mrowiska, zeby mrowki oczyscily je z robactwa.
Na ile to prawda?
Strachliwe az tak nie sa, wierza w to, ze jak sie zwina w kulke to sa bezpieczne. A oswajaja sie latwo.
Moja babcia miała 7 córek (i 6 synów nawiasem mówiąc). Mieszkanie duże więc jak to z dziewczynami, bałagan porządny. Szmatki, w tym pończochy, walały się wszędzie. Tę babcię nazywaliśmy starką (ta druga to była oma). Więc starka wzięła się na sposób, zafundowała sobie jeża w mieszkaniu. Jeż był wędrowniczkiem, tuptał po całym mieszkaniu. Jak znalazł pończochę gdzieś pod łóżkiem to do niej wchodził. Oczywiście wyjść już nie potrafił.
Dziewczyny podobno dosyć szybko stały się porządnickie.
Takie sobie wspomnienie rodzinne w dzisiejszym temacie.
Wybaczam Ci wszystko, nawet ten występek niewybaczalny.
Chwała niech będzie panu łaskawemu.
Cudny ten utwór literacki o jeżach. I jeże cudne są. Bardzo mądre i pożyteczne. I mają takie cudne ryjki.
A gdy jeża weźmiesz do rąk to naprawdę kłuje?
Czasem pojąć nie mogę -jak kiedyś kobiety mogły mieć tyle dzieci?
Ile lat ta Twoja babcia przeżyła?Wiesz?
trzeba uwazac, ale kluje wtedy, kiedy sie przestraszy i zwinie w kulke. normalnie igly kladzie “po sobie”, a brzuszek ma porosniety mieciutkim, gestym futerkiem, podobnie jak pyszczek i lapki. lapac go trzeba jak ropuche (ktora ma na grzbiecie gruczoly jadowe) - pod brzuszek. a taki osowojony z ludzmi nie kluje. w koncu jakas kontrole musza miec - bo mialyby klopot z rozmnazaniem
Jeżyce - mój pierwszy adres w Poznaniu, konkretnie Wawrzynek - 20 min od Głównego. W Wawrzynku co sobota impreza na dole. Miałem na Jeżycach swój ulubiony antykwariat, fajna kobitka tam sprzedawała, od dawna już go nie ma, ale książki pozostały.
Dzielnica w której można mnie było spotkać o każdej porze dnia i nocy. Raz nawet gdzieś o 2.00 tajniaki mnie napadły … Jeszcze za czasów PRL-u. Idę ja sobie spokojnie a tu nagle jakieś buce coś ode mnie chcą, to ja spierniczam, bo było ich za dużo. Złapali mnie tylko dlatego, bo akurat wpadłem na nocny autobus i musiałem się zatrzymać, by mi nóg nie odrąbał.
Mógłbym tak do rana ględzić …
Poznań kocham, podobnie jak całą Wielkopolskę, dlatego mam tu dom.
Pewnie że wiem, dzieje mojej rodziny mam dosyć dokładnie spisane. Starka zmarła w wieku 89 lat. Dokładnie nie pamiętam ale prawie do ostatnich chwil aktywnie uprawiała działkę do której miała ok. 2 km drogi. I trudno nie przyjąć że taka działka to czyste zdrowie.
Oprócz tych dzieci które wymieniłem jeszcze dwa razy poroniła a dwoje dzieci zmarło krótko po urodzeniu. Rodziła od 19 do 43 roku życia.
Starzyk się starał…
takie byly czasy.
moja babcia tez miala siostr (i jednego brata) co rok prorok,
z trzyletnia przerwa jak pradziadek na poczatki XX wieku do Stanow na saksy wyjechal.
wole nie myslec ile kuzynow tam biega…
Niewątpliwie starzyk pracowitym był. Gdyby dłużej pożył - a dożył tylko 55 - może tego przychówku dorobił by się więcej.
To ciekawe:
Ojciec płodzi sporo dzieci,ale umiera wcześniej od matki tychże…
Może to jakaś REGUŁA ???
Tak serio to tylko kota,psa,dżdżownicę i chyba świnkę morską brałam do rąk.
Już sobie wyobraziłam,jak ganiam jeża i go “pod brzuszek” łapię…
Mi sie zdarzylo prawdziweho lwa i tygrysa poglaskac.
Ale wtedy byly niemowlakami odrzuconymi przez matki.
Kolega weterynarz przacowal w Lodzkim ZOO i znal moja slabosc do empirycznego podejscia do zycia.
Tygryska nawet z butelki nakarmilam.
Weze nie sa oslizgle, mile w dotyku, ale gada w domu bym nie trzymala.