Powstałaby książka, wiersz, piosenka, blog, vlog, pamiętnik, kilka artykułów, scenariusz filmowy, sztuka teatralna… Tyle myśli w głowie, tyle emocji, tyle łez, tyle przeżyć, tyle wspomnień i tyle żalu, tyle rozczarowań, tyle pytań, tyle sygnałów, alarmów, tyle oczekiwań, tyle marzeń i tyle cierpienia, tyle planów, tyle samotności i gdzie ta miłość? co znaczy “kocham Cię?” Nic? Dlaczego teraz nagle nie znaczy NIC, jest jednym wielkim kłamstwem…
Oj jest materiał, bardzo bogaty, wszystko żywe i wyraźne…
Tylko nie wiem, czy czytelnik uwierzyłby, że ta historia jest prawdziwa, bo nawet ja się temu mocno dziwię… choć to moje życie i moja historia…
Jak wspominacie swoje rozstania?
Tego ostatniego wolę nie wspominać, choć kilkanaście lat minęło.
Ja od pierwszego dnia świąt Wielkanocy przeżywam wciąż tak różne emocje, że aż sama się dziwię, że to wszystko jest możliwe. Po 6 latach bummm
Po roku zaparłem się i przestałem przeżywać. To autodestrukcja jest i twardem trza być, nie miętkiem…
Dzisiaj jestem spokojna i twardsza, ale jeszcze wczoraj o 4.30 napisał mi smsa wyrzucając mi, że kilka lat temu zrobiłam słone spaghetti i nazwał starą babą. Zerwał smsem i dowalał do wczoraj kolejnymi obraźliwymi smsami Super, co nie?
Jak się zrywa, to po tym honor trzeba mieć.
nie mozesz mu zablokowac numeru?
Prosiłam wczoraj o rozmowę, a on nie ma takiej potrzeby, nie ma o czym ze mną rozmawiać, bo sobie porozmawiałam o nim z jego mamą skladając jej życzenia i to wystarczyło, żeby się na mnie wściec i zerwać i przy okazji wyrzygać cały jad.
Mogę, ale nie chciałam. Nie lubię niejasnych sytuacji w tak poważnych kwestiach. Narobił sobie wcześniej kłopotów i bałam się, że sobie coś zrobi.
Juz chcialem spytac,o czym wlasciwie starasz sie opowiedzieć?
Ale ok.Powiesz tyle ile zechcesz…
Jednak jesli pytasz…Są rozmaite rozstania…Pamietam dramat kolegi z klasy “a” w liceum,ktorego dziewczyna zginela tragicznie w wypadku…
“Od naglej i niespodziewanej śmierci…”
Natomiast rozstania z dziewczynami,znosilem raczej bezboleśnie.Owszem,czasem jak dostajesz kosza,swiat wiruje,piwo nie smakuje i wszystko wcoorvia…A najbardziej to ze nie mozesz przestać myśleć…
I tu dochodze do najwiekszej"niespodzianki" mojego zycia…Najgorzej bowiem znioslem rozstanie z przyjacielem.Z boiska,od piwa i przede wszystkim od muzyki…Fanatyczny wielbiciel Petera Gabriela i Genesis a takze grup niszowych typu Nectar…
My ZAWSZE potrafilismy zarywac noce a przez kilka lat,bylismy nierozłaczni…
Az sie"rozlało"wszystko co w kuflu i w butelce tego naszego życia,bylo do rozlania…
Ów moj kolega-przyjaciel,rozpierdzielił małzenstwo innego z moich przyjaciół ktorego znalem od dziecka.Zrobil to po cichu,perfidnie i nigdy do żadnej winy sie nie poczuwał…A poderwaną koleżanke małzonke,zostawil po paru miesiącach…
Stanalem murem po stronie wykiwanego rogacza…
Sprawca gnoju nigdy mi tego nie wybaczyl,zresztą nie wiem czego oczekiwal…Moze tego ze jesli kocham rocka to i takie historie kupię w ciemno???
A jednak wciaz mi szkoda tamtych lat choc wiem ze i drugi raz,zrobilbym to samo…Jak to kiedys mawiano,życie to nie-je-bajka…
Ciekawe historie i tak z dystansu patrząc na pewno mniej boli, ale szkoda, że ludzie potrafią rozpierdzielić coś fajnego. Pociesza fakt, że może to było po coś, ale martwi fakt, że zmarnowało się tyle czasu i tak bardzo bolało.
Boli do dzisiaj…Spotkalismy sie kiedys w Media Markt…On kupowal Coltrane’a,ja czekalem na córke…
Niemal kazde takie spotkanie po latach,konczy sie jakims malym"ciagiem dalszym".Gdzies na miescie czy chocby na fejsie…
Tutaj…Po 5 minutach nie zostalo nic…
A zeby tak do konca opowiedziec…Ten moj przyjaciel z dziecinstwa,“rogacz”,zeby bylo jasniej…Nawet nie wyslal zawiadomienia o swym drugim ślubie…O zaproszeniu nie wspominając…
Wychodzi wiec na to ze tak naprawde tylko ja stracilem…
Jest tylu ludzi na świecie i nigdzie nie jest napisane ze trzeba sie upierac przy tych a nie przy innych…Ale jednak…Wymazywanie przeszlosci to nie jest moja specjalność…
Ja nigdy nie palę za sobą mostów. I teraz mimo, że oberwałam mocno, moje przyjaciółki nie mogły uwierzyć w to, co czytają, gdy podsunęłam im te smsy, to cieszę się, że nie dałam się sprowokować, nie wdałam w pyskówki, wiele przemilczałam i czuję, że dzięki temu szybciej się otrząsnę, bo wiem, że po czymś takim nie ma do czego wracać i dobrze, że nie wpakowałam się w przysięgi, obrączki, bo zrobiłabym sobie i moim najbliższym traumę na całe życie, gdybym żyła z kimś, kto jest takim narwańcem.
W uczuciach palę mosty bezwzględnie. Choćby skały srały, po rozstaniu u mnie jest tak, jak przed poznaniem tej osoby. Czyli jej nie ma. Ale są różnie rozstania, tak, jak mówił @collins02
Jeżeli jest zgoda obopólna i nie ma ranienia drugiej osoby, to już co innego.
Ja nie. Ja dążę do sytuacji, w której czuję, że zrobiłam wszystko, żeby było dobrze i nie mam do siebie żalu i pretensji.
Każdy jest inny. Nie znaczy, że gorszy.
Nie miałem wiele rozstań w życiu. Jedno nagłe ale spodziewane, pozostałe stopniowo same się wygaszaly. Wiwc rqczej niewiele moge o tym powiedzieć.
Ale ten tekst o spaghetti masakryczny. Tym bardziej że był na serio. Miałem kiedyś podobny ale żartem, gdy na zjeździe mojego roku spotkałem swoją byla dziewczynę i przy jakiejś okazji wspomniałem jej że kiedyś przełamała wiązkę spaghetti przed wrzuceniem do garnka - dla mnie zbrodnia nie do wybaczenia bo odbiera cała przyjemność jedzenia . No ale to było 20 lat później
Palenie mostów…Chyba tez tego nie robie…Tu po prostu bylo opowiedzenie sie po jednej stronie…I tego rodzaju konsekwencje są potem niemal zawsze…
A wiesz, że mi o tym spaghetti wiele razy przypominał. Nie sądziłam, że tak śmiertelnie poważnie powinnam to traktować. Sorry, ale gotowania można się nauczyć i wcale nie uważam, że gotowanie mi nie wychodzi, bo wychodzi, ale robię to bardzo rzadko, bo mam moją kochaną mamę, ale kultury i szacunku i empatii nie da się wpoić staremu koniowi, który szuka tylko haka, żeby człowieka przyłapać i w odpowiednim czasie poniżyć.
Przypomniało mi się, jak w pierwszych dniach mojego drugiego związku, moja pani chciała mi zrobić przyjemną niespodziankę domową pizzą. No i przypaliła ciasto. Akurat w tym momencie wróciłem z pracy. No i cóż z tego, że nie wyszło?
Była bardzo zestresowana, ale ja najpierw zażartowałem, żeby dała mi młotek i przecinak do zjedzenia tej pizzy, a następnie przytuliłem, pocałowałem i zaproponowałem, żeby zrobić następne ciasto, a ja pomogę. W rezultacie wybraliśmy się do pizzerii i było bardzo fajnie.